Działa na wyobraźnię rozmach, z jakim kolejnych transferów dokonuje Florentino Perez. Wiedzieliśmy, że nienawidzi przegrywać, że nie cierpi słabości, że brzydzi go minimalizm, że zrobi wszystko, by zmazać plamę, jaka ostała się w Madrycie po poprzednim, spisanym na straty sezonie.
Ale nie spodziewaliśmy się, że zacznie działać z aż tak wielkim rozmachem.
Tymczasem prezydent Realu Madryt rozbija bank. Nie mamy nawet połowy czerwca, a Królewscy dokonali już pięciu transferów, płacąc za zawodników… ponad 300 milionów euro, czyli o około 50 baniek więcej niż w okienku, w którym sprowadzali Ronaldo, Benzemę czy Kakę.
Transferowa ofensywa w czystej postaci. Wyraźna chęć, by ponownie zdominować zarówno Hiszpanię, jak i Europę.
Najpierw Rodrygo, potem Militao, następnie transferowe hity – Jović i Hazard. Z jednej strony długo oczekiwany rywal dla Benzemy, z drugiej – gość, który stanie przed wymagającym zadaniem zastąpienia Cristiano Ronaldo. Wczoraj ogłoszono kolejny transfer – do Realu, za 48 milionów euro plus 5 milionów zmiennych, dołączył Ferland Mendy.
Lewy obrońca Olympique Lyon, który zaliczył błyskawiczny rozwój – dość powiedzieć, że jeszcze dwa lata temu grał… w Ligue 2!
– Ferland grał rewelacyjnie i można było przypuszczać, że Lyon nie będzie największym klubem w jego karierze, ale ten skok jest niespodzianką. Choćby dlatego, że w kolejce do odejścia było przed nim kilka większych, bardziej rozpoznawalnych gwiazd. Ale tak jak mówił trener Didier Deschamps – jego progres jest niewiarygodny. Dwa lata temu grał w Hawrze w Ligue 2, a dziś zostaje graczem wielkiego Realu. Jak jednak wspomniałem, rozwijał się z dnia na dzień i od jakiegoś czasu biło w oczy, że pisane mu są większe rzeczy. Zaskakuje tylko to, że to od razu Real i że Lyon może koniec końców zarobić na Mendym więcej niż na przykład na Nabilu Fekirze – opowiada nam Eryk Delinger, pasjonat piłki francuskiej, piszący o niej dla „Le Ballon Mag”. – To piłkarz równocześnie bardzo podobny i bardzo różny od drugiego Mendy’ego z reprezentacji Francji. Ma tę samą fantazję i dynamikę, ale jest bardziej zrównoważony. Nie umie jeszcze dostarczyć wiaderka bramek i asyst, a z drugiej strony nie doprowadza do rozpaczy nonszalancją, która tak drażni u Benjamina – dodaje.
Real, sprowadzając zmiennika dla Marcelo, który ma za sobą fatalny sezon, trochę jednak ryzykuje. Bo nie jest tajemnicą skrywaną w sejfie kilka metrów pod zmienią, że Mendy swoje braki posiada.
Eryk Delinger: – Daleko mu do ukształtowanego piłkarza, trener ma w czym „rzeźbić”. Wymaga doszlifowania w grze na obu końcach boiska. Jak na piłkarza tak sprawnie zdobywającego przestrzeń w ofensywie, brakuje mu dokładności i powtarzalności w ostatnim zagraniu. Jak można się spodziewać po chłopaku z niewielkim doświadczeniem, od razu wtłoczonym do bardzo ofensywnej drużyny, miewa problemy z koncentracją i ustawieniem – gra w głębokim bloku obronnym nie leży w jego naturze.
Niemniej jednak mówimy o zawodniku ze sporym potencjałem. I choć dziś trudno oceniać czy Real trafił w środek tarczy, czy może spektakularnie spudłował, Królewskich na pewno należy pochwalić za to, że – wychodząc z założenia, iż koniec ery to początek rewolucji – próbują wpuścić do drużyny naprawdę sporo świeżej krwi.
Fot. Newspix.pl