Klich zagrał u Marcelo Bielsy w lidze wszystko, całe czterdzieści sześć meczów piekielnego maratonu Championship. Leeds trafiło po nich do baraży, ale z najwyższego miejsca, będąc faworytem. Niestety dla Polaka, dzisiejszy wieczór jest bardzo gorzki. Nie obronili wyjazdowej zaliczki przegrywając 2:4 na Elland Road.
To niesłychanie rozczarowujący sezon dla Leeds. Zapachniało powrotem tam, gdzie ich miejsce – do Premier League. Tam, gdzie nie było ich od tak dawna, choć przecież były czasy, kiedy Leeds potrafiło zagrać nawet w Lidze Mistrzów i dojść w niej do półfinału. To jedna z największych angielskich marek piłkarskich, które aktualnie nie grają na samym szczycie.
Bielsa zaszczepił nadzieję. Leeds grało momentami porywająco, jak zwykle u argentyńskiego szkoleniowca. Zespół nieustannie znajdował się w czubie tabeli, zazwyczaj jej przewodził. Łącznie aż dwadzieścia kolejek był liderem Championship. Jeszcze w 42 kolejce znajdował się w strefie premiowanej awansem, by ostatecznie nie tylko spaść do play-offów, ale zrobić to zdecydowanie, z sześciopunktową stratą.
Wiosna to jednak poważne załamanie formy. Często mówi się, że Bielsa ma wymagający styl gry, który wymaga żelaznej kondycji. No i fajnie, ale jak tu prezentować taką bieganinę na przestrzeni tak długiego sezonu? Może to się nie mogło powieść w Championship? A może rywali nauczyli się bielsizmu i znaleźli na niego panaceum?
Jeszcze między 24 listopada a 26 grudnia Leeds wygrało siedem kolejnych meczów (tak, tam się gra w miesiąc takie ilości spotkań). Potem? Dziesięć porażek na dwadzieścia cztery kolejki. Ostatnio forma słabiutka: finiszowali czterema golami bez zwycięstwa.
Ale można się było wtedy łudzić, że byli pewni awansu do play-off, na nie szykują fajerwerki. Wyjazdowe zwycięstwo z Derby kazało sądzić, że ta teoria ma w sobie ziarno prawdy, tak samo i początek dzisiejszego meczu, bo Stuart Dallas wyprowadził Leeds na prowadzenie. Ostatecznie blisko czterdzieści tysięcy kibiców przeżyło jedną wielką frustrację.
Wielka szkoda, bo Mateusz Klich był żelaznym punktem tego zespołu i nie było wielkim ryzykiem sądzić, że w przypadku awansu zostałby i to nie wcale w roli piątego koła u wozu. Szansa na naszego pomocnika w Premier League – przyznacie, widok rzadki – nie była wcale mała. Klich grał dobrze cały sezon, udanie łącząc defensywę z pomocą, ale raczej nie grał tak dobrze, by do Premier League dostać się transferem.
Co pokaże przyszłość? To się okaże. Na pewno dzisiaj Polak prędko nie zaśnie, jak whisky, to na smutno. Ale też nie zapominajmy, że ten sezon i tak był renesansem jego formy.
Fot. FotoPyK