Ich rekord transferowy wynosi 7 milionów euro. Nie licząc Pucharu Niemiec zdobytego w zeszłym roku, ich gablota w ostatnich trzech dekadach w ogóle się nie zapełniała. Według szacunków ich budżet jest mniejszy od chociażby Ajaksu Amsterdam. A mimo to rzucają wyzwania wielkim i są rewelacją Ligi Europy. Eintracht Frankfurt – klub z niemieckiej stolicy finansów znalazł wytrych do europejskiej czołówki.
Totolotek oferuje kod powitalny za rejestrację dla nowych graczy!
Trzecią najlepszą obronę w Bundeslidze zbudowali za grosze. Evan N’Dicka kosztował latem nieco ponad 5 milonów euro, tylko samo dano za Jetro Willemsa z PSV. Martin Hinteregger jest wypożyczony z Augsburga, a Kevin Trapp z PSG, za Danny’ego da Costę zapłacili milion euro, Simon Falette był wydatkiem mniejszym niż 3 miliony. Łącznie podstawowy skład defensywy rewelacji Bundesligi i Ligi Europy kosztował mniej niż 15 milinów euro. To nawet nie ćwierć kwoty, jaką Bayern Monachium zapłaci za Lucasa Hernandeza z Atletico Madryt (80 mln euro).
Nie mniej ekonomicznie została zbudowana linia ataku. Luka Jović był wypożyczony z Benfiki, ale po tym, jak zrobił furorę w Niemczech i ściga się z Robertem Lewandowskim o koronę króla strzelców, we Frankfurcie mogli się cieszyć, że w umowie zawarli klauzulę wykupu w wysokości siedmiu milionów euro. Już dziś mówi się o tym, że za Serba wielkie firmy będą musiały zapłacić ponad dziesięciokrotność tej sumy.
Zresztą zerknijmy na liczby. Na ten moment tylko pięć zespołów w TOP5 lig w Europie ma skuteczniejsze trio ofensywne od Eintrachtu – Barcelona (Messi, Suarez, Dembele), Paris Saint-Germain (Cavani, Mbappe, Neymar), Liverpool (Salah, Mane, Firmino), Manchester City (Aguero, Sterling, Sane) i Borussia Dortmund (Alcacer, Reus, Sancho). Trzy żądła ekipy Huttera, czyli Jović, Haller i Rebić strzeliły w tym sezonie już 40 goli. A ile kosztowało sprowadzenie tej trójki? Tyle, ile dziś w Europie płaci się za snajpera trzeciej kategorii. Jović – siedem baniek, Haller – tyle samo, Rebić – dwa miliony. A dorzućmy do tego Filipa Kosticia, naczelnego dośrodkowującego na głowy tej trójki. Latem Serb będzie pewnie chodliwym towarem na bundesligowym rynku, natomiast dziś zeszłoroczny zdobywca Pucharu Niemiec ma go za darmo, bo wypożyczył go ze spadkowicza z Hamburga.
Wymownym jest fakt, że Eintracht jest klubem biedniejszym (przynajmniej według szacunków niemieckich mediów) od Interu, Marsylii, Szachtara, Benfiki oraz Lazio, czyli wszystkich zespołów, które pokonywał w tej edycji Ligi Europy. Jeśli za aktualny rekord transferowy Niemców uznawać siedem milionów euro za Jovicia, to Benfiką – którą Frankfurt wyeliminował w poprzedniej fazie LE – dokonała w swojej historii już ponad 20 transferów za tę kwotę.
Eintracht w tej edycji Ligi Europy jeszcze u siebie nie przegrał. Kurs na zwycięstwo z Chelsea we Frankfurcie – 2,85 w Totolotku
To skoro nie mają wielkich sum, to może stoi za nimi jakaś spektakularna historia? No, też nie. Oczywiście nie jest to niemiecki odpowiednik Pogoni Szczecin, której do tej pory gablota była kompletnie niepotrzebna. Niemniej największe sukcesy Eintrachtu miały miejsce ponad trzy dekady temu. Cztery Puchary Niemiec, dotarcie do finału Pucharu Europy w 1960 roku, dwie dekady później dołożony do tego Puchar UEFA, ledwie jedno mistrzostwo Niemiec (i to zdobyte jeszcze przed utworzeniem Bundesligi). Dość powiedzieć, że krajowy puchar wywalczony w poprzednim sezonie był pierwszym od 30 lat zdobytym trofeum.
A mimo to Eintracht gromadzi na swoim stadionie tłumy kibiców. Od przebudowy stadionu pod kątem mundialu 2006 na Comberzbank Arenie tylko w jednym sezonie frekwencja spadła poniżej 40 tysięcy widzów na mecz – do 38 tysięcy po spadku do Bundesligi. A przecież nie mówimy o potentacie, o klubie z ekscytującym piłkarzami, za których wielcy Europy płacą po 50 milionów i który rokrocznie bije się o najwyższe cele. Mówimy o klubie, który dopiero co przerwał serię 25 lat bez miejsca w czołowej piątce Bundesligi. Mówimy o zespole, który przez te 25 lat czterokrotnie spadał do 2. Bundesligi. Ale ani razu nie potrzebował więcej niż dwa lata, by wrócić do niemieckiej elity.
No dobra, to gdzie tkwi ten sekret sukcesu Eintrachtu? Jak wygląda ta sztuczka z perspektywy magika?
Sztuczki nie ma, są dobre decyzje i jasna polityka kadrowa. Przede wszystkim w klubie za sznurki pociąga Fredi Bobić, dyrektor sportowy, człowiek roku według “Kickera”. Facet, który dwukrotnie trafił z doborem trenera i który dzięki swoim kontaktom jest w stanie wyciągać zawodników z odpowiednią jakością za niewielkie pieniądze. – Ludzie pytają “dlaczego nie kupujecie Niemców?”. Cóż, za niezłego Niemca trzeba zapłacić dziesiątki milionów euro. Ginter kosztował 15 milionów, Phillip 20. Najlepsi trafiają do Lipska, Hoffenheim czy Leverkusen. Nas po prostu na to nie stać, może kiedyś będziemy grali w tej lidze finansowej. Dla mnie nie liczy się narodowość, kolor skóry czy włosów. Chcę zawodników chętnych do pracy. A widzimy, że można ściągać piłkarzy z krajów teoretycznie słabszych piłkarsko, którzy dadzą nam jakość za niższą cenę – mówił w jednym z wywiadów Bobić.
Z tego też powodu Eintracht czasami prześmiewczo nazywa się reprezentacją Organizacji Narodów Zjednoczonych, bo klub faktycznie ściąga piłkarzy z całego świata:
Oczywiście we Frankfurcie zdają też sobie sprawę z tego, że nie są klubem docelowym dla zawodników z całej Europy. Są pomostem między klubami trzeciej kategorii a elitą. To rola niewdzięczna, ale pozwalająca na systematyczne zwiększanie swojego potencjału sportowo-finansowego. Wiele klubów grających w przeciętnych ligach europejskich dobija do sufitu, którego nie są w stanie przebić – FC Basel, RB Salzburg czy Szachtar Donieck. Klub na dorobku w Bundeslidze jest w o tyle wygodnej sytuacji, że ciągle ma kogo gonić i ta potencjalna ścieżka rozwoju jest dla niego dłuższa.
Ale Eintracht potrzebuje prawdziwego “success story” – nie tylko sportowego (to już osiągnął w tym sezonie, bo półfinał Ligi Europy i tak jest sukcesem), ale i transferowego. Być może będzie nim właśnie Jović. Bo nawet po bardzo udanym poprzednim sezonie nie udało się wypromować piłkarza, który trafiłby do klubu z absolutnej czołówki Europy – Hradecky odszedł do Bayeru, Kevin-Prince Boateng do Sassuolo, Marius Wolf do BVB.
Bukmacherzy widzą faworyta dwumeczu w Chelsea. Kurs w Totolotku na finał dla Eintrachtu – 2,55, na awans Chelsea – 1,45
Piłkarze – silna, wyrównana i głodna szatnia, to jedno. Drugie – to mądry trener, który będzie w stanie tym grajdołkiem zarządzać. A Eintracht po wypromowaniu Niko Kovaca do Bayernu po raz drugi trafił z wyborem nowego szkoleniowca. – Dostajesz super-trenera – miał powiedzieć Christoph Spycher z Young Boys do Bobicia, gdy ten pozyskiwał Adiego Huttera. Austriak relatywnie późno trafił do Bundesligi, bo dopiero w wieku 48 lat. Wcześniej zdołał ugruntować sobie pozycję w kraju awansując do ekstraklasy z SV Grödig, następnie dostał szansę w Salzburgu gdzie – a jakże – zdobył mistrzostwo. Jednak uznanie i renomę zdobył sobie dopiero wygrywając mistrzostwo Szwajcarii z Young Boys Berno, przerywając jednocześnie ponad 30-letnią dominację FC Basel, FC Zurych i Grasshoppers.
– Przejęcie zespołu po Kovacu nie było proste. Duże oczekiwania, wielonarodowa kadra, potencjalne porównania z Niko. A jednak Adi chciał do nas przyjść. To pokazuje, że jest odważny i że chciał zrobić krok naprzód – przyznał Bobić już po zatrudnieniu Huttera.
Austriak nie tylko podtrzymał wysoką formę Eintrachtu, którą oglądaliśmy za kadencji Kovaca, ale i stworzył we Frankfurcie zespół grający unikatowo, osiągający sukcesy i promujący jednostki. Z Pucharu Niemiec odpadł już w pierwszej rundzie, ale w Lidze Europy święci niepamiętne dla miejscowych triumfy (sześć zwycięstw w fazie grupowej, odprawienie m.in. Interu, Szachtara czy Benfiki). W Bundeslidze na pewno zajmie wyższe miejsce – w poprzednim sezonie Eintracht finiszował na ósmej pozycji, teraz ma realne szansę na pozostanie w TOP4 i wywalczenie kwalifikacji do Ligi Mistrzów.
O sile Eintrachtu świadczy nie tylko czysty wynik punktowy, ale i styl gry. W tym sezonie to jeden z najprzyjemniejszych do oglądania zespół w całej lidze, a zarazem też jedna z efektowniejszych drużyn w ligach TOP5 Europy. – Hutter zakłada pionowość w koncepcji gry swojego zespołu. Ustawia zespół w formacji 5-2-3, wymaga od środkowych obrońców permanentnego szukania opcji do gry do przodu, nie chce utrzymywać piłki dla samego jej posiadania – czytamy w analizie gry Eintrachtu na portalu Total Football Analysis.
Frankfurt gra też niezwykle intensywnie. Aż dziwnym jest, że biorąc pod uwagę ich styl i specyfikę gry w końcówce sezonu Hutter ma kim grać. W tym sezonie Bundesligi Eintracht jest liderem pod względem liczby pojedynków w powietrzu (870), wiceliderem pod względem pojedynków (3 453, pierwszy Lipsk), liderem pod względem liczby sprintów (7 688), trzeci pod względem liczby szybkich biegów (22 254). W czołowej piątce zawodników wykonujących najwięcej sprintów są obaj wahadłowi Eintrachtu (Kostić i da Costa), najwięcej pojedynków powietrznych w lidze wygrywa napastnik Haller, najwięcej dośrodkowań wykonuje Kostić.
– Hutter był w stanie dostosować ustawienie i styl gry do mocnych stron swoich piłkarzy. Jego zespół imponuje szybkimi kontratakami i stabilną obroną. Zwłaszcza ruchy skrzydłowych/wahadłowych i trójki napastników sprawiają, że większość rywali ma z nimi gigantyczne problemy – piszą analitycy.
Kto strzeli gola w pierwszym meczu? Kurs w Totolotku na bramkę Jovicia – 3,00, na trafienie Hazarda – 2,90
“Magiczne trio”, jak nazywa się Rebicia, Jovicia i Hallera, to jeden z ciekawszych ataków ostatnich sezonów Bundesligi. Po pierwsze – mało który trener w lidze decyduje się na wystawienie trzech napastników, gdy żaden z nich nie jest skrzydłowym. To nie jest trio typu liverpoolskiego, gdzie Mane i Salah grają szeroko, niemal jak skrzydłowi. W przypadku Frankfurtu to trójka (a czasami tylko dwójka) harpagonów spuszczonych ze smyczy. O ile Jović jest klasycznym napastnikiem, który ma niesamowitego nosa do strzelania goli (“To jeden z tych gości, którzy z podobną łatwością strzelają po ziemi, z powietrza, lewą nogą, prawą nogą, głową, z dystansu, z pola karnego” – Hutter o Serbie), o tyle charakterystyka Hallera i Rebicia jest już zgoła inna. Rebić to nowoczesny żołnierz piłkarski – strasznie wybiegany, walczący z rywalami, ale przy tym świetny technicznie. Haller natomiast wymyka się z pojmowania go jako klasyczna wieża ustawiona w polu karnym, która dzięki swoim warunkom fizycznym zgrywa piłki do szybszych kolegów. Były zawodnik Utrechtu nie tylko dobrze walczy o piłkę, ale i potrafi strzelić gola czy asystować (19 bramek, 12 asyst, piąty najlepszy asystent Bundesligi – za Sancho, Brandtem, Kimmichem i Kosticiem).
Trudno powiedzieć, czy ta intensywna gra Eintrachtu wystarczy na Chelsea. Londyńczycy są wskazywani na faworytów do wygrania w całej edycji Ligi Europy. Niemniej Niemcy i tak swoje w tym sezonie ugrali – pokonali kolejny szczebel w europejskim łańcuchu pokarmowym, a świetne występy w Europie pozwoliłby na wypromowanie nie tylko klubu, ale i zawodników. Właściwie nie wiadomo, co jest ciekawsze – jak Frankfurt poradzi sobie z Chelsea czy jak Babić i Hutter poradzą sobie z letnimi ofertami za Jovicia, da Costę czy Rebicia.
fot. NewsPix.pl