Kiedyś na Saharze rosła sobie akacja. Zwano ją Drzewem z Ténéré. W promieniu 400 kilometrów od niej nie było żadnego innego, więc uznano ją za „najbardziej samotne drzewo świata”. Służyła za naturalny drogowskaz dla karawan i podróżników. Jej żywot skończył się w 1973 roku, kiedy przydzwonił w nią pijany kierowca ciężarówki. Czemu o tym piszemy? Bo nie możemy się oprzeć wrażeniu, że gdyby rosła do dziś, to wpadłby na nią bolid Williamsa.
Dziś bowiem do całej księgi przygód ekipy Roberta Kubicy z tego sezonu mogliśmy dopisać kolejną. Sytuacja wyglądała tak: pierwsza sesja treningowa, kierowcy na torze są od kilku minut. Przypomnijmy, że Grand Prix odbywa się w Baku, mowa więc o torze ulicznym. A na takim są też studzienki kanalizacyjne. No i na jedną z nich najechał Charles Leclerc, lekko ją luzując. Po nim to samo zrobił George Russell. Tyle tylko, że on już jej nie poluzował, a rozszarpał o nią podłogę bolidu.
Samochód Brytyjczyka dosłownie się rozpadł. On sam mówił zespołowi przez radio, że „podłoga jest w strzępach”. Dla Williamsa to wiadomość tragiczna, bo z częściami zamiennymi to mają oni spore problemy. Inna sprawa, że to samo moglibyśmy napisać o… dosłownie wszystkim. Jeśli jednak o części chodzi, to w takiej sytuacji konieczna będzie wymiana całej podłogi i jeszcze kilku innych elementów. Innego wyjścia nie ma, czego zresztą łatwo się domyślić, gdy posłucha się George’a Russella.
– Jak tylko uderzyłem o studzienkę, zgasł silnik i odpaliła się gaśnica. Szok! To irytujące. Chłopaki składali bolid, żebym przejechał dwa okrążenia. Teraz odbudowują auto. Uszkodzenia były duże. Zostaje mi tylko jeden trening na przygotowanie. Pozostaje mi wysłuchać komentarzy Roberta. Gdyby studzienka była 10-15 mm wyższa, wbiłaby się dokładnie tam gdzie siedzę – mówił kierowca, którego cytował Cezary Gutowski z „Przeglądu Sportowego”.
Claire Williams była, naturalnie, wściekła. Bo o ile regularnie możemy śmiać się/denerwować (niepotrzebne skreślić) z powodu Williamsa, o tyle w tej sytuacji niczym ekipa z Grove nie zawiniła. Wina leży tu po stronie zarządców toru, którzy nie zabezpieczyli odpowiednio studzienki. A to – jak widać – bardzo ważna sprawa. I to zresztą nie pierwszy przypadek w historii F1, gdy dzieje się coś takiego. Dwa lata temu Roman Grosjeain uszkodził w ten sposób oponę i walnął w bandy, a wcześniej – też w Baku – Valtteri Bottas uszkodził samochód, zjeżdżając do alei serwisowej. Poza tym swoje do historii studzienek dołożyli Jenson Button, Ruben Barrichello czy Juan-Pablo Montoya.
Swoją drogą, jakby Williamsowi brakowało wrażeń, to po drodze do ich garażu… zepsuł się dźwig, wiozący bolid Russella. Był bowiem odrobinę za wysoki, żeby bez uszkodzeń przejechać pod jednym z mostów, znajdujących się na torze. Padła hydraulika i potrzebny był drugi dźwig, by bolid postawić na asfalcie. Cóż możemy napisać, wiecie jak jest – prawdziwy pechowiec to i w dupie palec złamie.
Po wypadku Russella, odwołano całą sesję treningową i sprawdzono wszystkie studzienki. Dopiero po tym kierowcy wyjechali na tor, który – przynajmniej na razie – już niczym ich nie zaskoczył. I oby tak było do końca weekendu. A Williams? Zapowiedział już, ustami Claire, że będzie walczył o odszkodowanie. Takie bowiem dostała ekipa Haasa za wspomniany wcześniej wypadek Grosjeaina. Szczerze życzymy im, by dostali tę kasę. Bo to będzie prawdopodobnie najlepsze, co im się w tym roku przytrafi.