Nieco ponad rok temu, 12 marca, grecki rząd zawiesił rozgrywki tamtejszej Superligi na dwa tygodnie w ramach ostrej reakcji na narastający problem z utrzymaniem porządku na meczach ligowych. Nie pomagały zakazy wyjazdowe, nie pomagały wzmożone kontrole, nie pomagały setki policjantów, pracujących nad zabezpieczeniem meczów piłkarskich. Na dwa tygodnie piłka nożna w Grecji po prostu zniknęła. Ostatnim obrazkiem przed zawieszeniem, fotografią, która na kilkanaście dni zdominowała przekaz dotyczący futbolu z tych stron, był Ivan Savvidis, właściciel PAOK-u, spacerujący po murawie z ręką na kaburze swojego pistoletu.
W ubiegły weekend PAOK, którego właścicielem pozostaje Savvidis, sięgnął po tytuł mistrza Grecji. Świętowanie wyglądało tak:
Grecką piłkę trudno jest w jakikolwiek sposób uchwycić, opisać, niemożliwe wydaje się logiczne uzasadnianie jakichkolwiek panujących w niej procesów. Wchodząc na ten teren, przejeżdżając przez granicę, rozsiadając się w pobliżu któregoś z ateńskich stadionów, trzeba po prostu porzucić całą wiedzę o świecie, o futbolu, o jego społecznym wymiarze. Trzeba się pogodzić, że tutaj reguły dyktuje serce i dotyczy to absolutnie każdego Greka, który wie, kim był Warzycha.
Postarajmy się spojrzeć na to trzeźwym okiem.
Mamy do czynienia z ligą, która przez lata była niemal oficjalnie skorumpowana. Nikt nie gryzł się w język, nikt nie szukał jakichś metafor o “VAR-iactwie”, jak w Polsce. Władze Panathinaikosu mówiły wprost:
– Dobrze znane siły i organizacje kryminalne, które rozmontowały grecki futbol i każde pojęcie sprawiedliwości, próbują zrobić to znów kilka dni przed startem ligi – tak, to fragment oświadczenia klubu. Oficjalnego oświadczenia! Swoje dodawał AEK: mistrzostwa na tych samych warunkach, z tymi samymi winnymi ludźmi, tymi samymi skompromitowanymi sędziami nie mogą się odbyć. Zapomnijcie o AEK-u, nie dołączymy do kryminalistów. I PAOK, który też się wówczas dorzucił: nie przystąpimy do ligi na tych warunkach.
O co chodziło? Cóż, zanim doszło do zawieszenia ligi przez rząd w reakcji na chuligańskie ekscesy i latanie z pistoletem po murawie w wykonaniu jednego z najważniejszych działaczy piłkarskich, liga miała parę pomniejszych przerw. W sierpniu 2016 roku opóźniono start rozgrywek, a oficjalną przyczyną było wysokie zagrożenie zakłóceniem bezpieczeństwa podczas meczów. Wgryźć jednak trzeba się również w “przyczynę przyczyny”. Tą zaś było zachowanie sędziów, zwłaszcza podczas meczów Olympiakosu Pireus. Władze klubów w oficjalnych komunikatach rugały krajowy związek, oskarżając go o wyznaczanie na najważniejsze mecze arbitrów, odpowiedzialnych bardziej za pilnowanie dominacji Olympiakosu niż czystości gry. Skoro w takie tony uderzały w swoich oficjalnych kanałach same kluby, nietrudno zgadnąć, jak do kwestii uczciwości ligi podchodzili kibice.
Superliga ostatecznie ruszyła we wrześniu, ale już w listopadzie znów potrzebna była przerwa, tym razem 20-dniowa. Dlaczego? W sumie drobiazg, zjarano dom szefa sędziów, Giorgosa Bikasa. Inny z członków Komitetu Sędziowskiego miał otrzymywać pogróżki, sypnęło dymisjami. Czy coś komuś udowodniono? Ujmijmy to tak: wiceprezes federacji, Evangelos Marinakis, zapewniał że szef Superligi, Evangelos Marinakis, a także właściciel i prezes Olympiakos Pireus, Evangelos Marinakis, nie wpływali na sędziów.
Czy to jest klimat na robienie dobrego futbolu? To brzmi trochę jak jakieś przedpotopowe historie o dzikich plemionach, ale niestety, to zapis ostatnich trzech lat w lidze greckiej. Na Weszło opisywaliśmy aferę “Kariopolis” w ten sposób:
(…) Prokuratorem był Aristid Korea. Miał nagrane rozmowy telefoniczne, setki akt i niezachwianą pewność, że skaże Marinakisa i jemu podobnych, bo oskarżał ponad osiemdziesiąt osób. Korea przekonywał, że Marinakis był częścią międzynarodowej organizacji ustawiającej mecze w siedmiu krajach – zwróćmy uwagę, nie w wielu krajach, a konkretnie w siedmiu. Wiedział o czym mówi. Marinakis miał wpływać na policjantów, sędziów, polityków, byleby tylko ugrać swoje.
Ludzie sypali. Thansis Yiachos, sędzia finału Pucharu Grecji zdradził, że Marinakis w przerwie zjawił się w jego szatni, łamiąc tym samym federacyjne zasady. Szef Olympiakosu tłumaczył się, że wszedł by życzyć powodzenia – innymi słowy, wykręcił się sianem.
Ale to małe miki. Słuchajcie dalej: Petros Konstantineas zeznał, że gdy wybrano go sędzią meczu Xanthi – Olympiakos, dostawał od różnych osób z federacji przykaz, że goście muszą wygrać. Protestował, nie zgadzał się, sędziował normalnie i Olympiakos przegrał. Kilka dni później piekarnia Konstantineasa została wysadzona w powietrze. (…)
Marinakis do tej pory nie został skazany w żadnym z tych głośnych procesów, ale pętla wokół jego szyi ma zacisnąć się dopiero w najbliższych miesiącach. Obecnie wraz z 27 innymi oskarżonymi broni się przed zarzutem match-fixingu, a równolegle toczy się również grubsza sprawa przemytu narkotyków, w które miał być zamieszany twórca potęgi Olympiakosu Pireus. BBC podało, że to “bardzo poważne zarzuty”, dotyczące tankowca, który przewoził dwie tony heroiny. Przyznaję: lepsze towarzystwo ma w tej pierwszej sprawie, gdzie towarzyszy mu cała śmietanka greckiego futbolu – między innymi były prezes federacji, sędziowie, właściciele innych greckich klubów. Początkowo sądzono, że śledztwo pójdzie w kierunku zorganizowanej grupy przestępczej zajmującej się ustawianiem całej ligi greckiej, ostatecznie stanęło na “zwykłym” ustawianiu spotkań. Proceder miał być dość prosty – na mecze Olympiakosu delegowano “odpowiednich” arbitrów – a działo się to za wiedzą / z polecenia najważniejszych osób w greckiej piłce, czyli szefostwa ligi, federacji i największego klubu. Na wyroki trzeba jeszcze będzie poczekać, wieść o 28 ludziach na ławie oskarżonych to świeża sprawa, sprzed tygodnia.
Ale już pal licho tego Marinakisa – uznajmy na moment, że to faktycznie nieco ekscentryczny biznesmen, którego wyłącznie z czystej zazdrości oczerniają uczestnicy kolejnych wyrafinowanych spisków. Załóżmy, że Olympiakos wygrywał wszystko uczciwie, sędziowie postępowali zgodnie ze sztuką, a zarzuty i kolejne sensacyjne teorie to po prostu jęki zawistników. Że te 200 tysięcy kaucji przy jego nazwisku, że wyroki dla wielu osób zamieszanych w proceder (między innymi zakaz pracy w futbolu dla wielu sędziów) to zbieg okoliczności. Nie wykluczam – to możliwe, zawsze jestem sceptyczny wobec wszystkich tego typu afer.
Załóżmy więc, że to wszystko było uczciwe.
Czy liga grecka wygląda atrakcyjniej?
Niespecjalnie. Nawet zakładając, że korupcyjna afera ciągnąca się latami to nieporozumienie z udziałem kilku miernych sędziów – wciąż mamy stertę gnoju do przerzucenia. Nie da się wymazać z pamięci tych zupełnie prawdziwych nacisków na sędziów (piekarnie ot tak raczej nie wybuchają), nie da się wymazać konsekwencji ze strony kibiców. Ci zaś swoje niezadowolenie pokazywali w pewnym momencie na tyle często, że mecze na szczycie utraciły sens. Wystarczy spojrzeć na adnotacje pod tabelą, już kiedyś zresztą to robiliśmy.
2014/15 – Panathinaikos z 3 ujemnymi punktami za zachowanie kibiców, OFI z 29 ujemnymi punktami, w tym 10 za zaległości w wypłatach, Niki Volos z 13 ujemnymi punktami i dyskwalifikacją za problemy finansowe, Kerkyra relegowana za nieuczciwe rozliczanie transferów.
2015/16 – Panathinaikos z 3 ujemnymi punktami za zachowanie kibiców i walkowerem za mecz z Olympiakosem, AEK z 3 ujemnymi punktami za zachowanie kibiców, PAOK z 3 ujemnymi punktami za zachowanie kibiców, Panionis wykluczony z europejskich pucharów przez UEFA ze względu na problemy finansowe, Atromitos z 3 ujemnymi punktami za zachowanie kibiców.
2016/17 – PAOK z 3 ujemnymi punktami za odpuszczenie wyjazdu na rewanżowy mecz półfinału Pucharu Grecji (po burdach i walkowerze w pierwszym meczu uznali, że na rewanż nie jadą), Iraklis z 3 ujemnymi punktami (przyznanymi z powrotem) z uwagi na problemy finansowe, potem Iraklis relegowany z uwagi na problemy finansowe, Panathinaikos z 3 ujemnymi punktami za zachowanie kibiców w meczu z PAOK-iem, PAOK z 6 ujemnymi punktami za zachowanie kibiców podczas finału Pucharu Grecji z AEK-iem.
2017/18 – PAOK z 3 ujemnymi punktami za zachowanie kibiców z zeszłego sezonu, Olympiakos z trzema ujemnymi punktami z uwagi na zachowanie kibiców podczas meczu z AEK-iem, Panathinaikos z 2 ujemnymi punktami za zachowanie kibiców z zeszłego sezonu z meczu z PAOK-iem, Panathinaikos z 3 ujemnymi punktami z uwagi na problemy finansowe i jeszcze 3 ujemnymi za kolejne problemy finansowe.
W tym sezonie Panathinaikos dostał 11 ujemnych punktów, PAOK dwa, AEK trzy.
Jakkolwiek sparować kwartet AEK, PAOK, Panathinaikos, Olympiakos – istnieje duża szansa, że mecz skończy się skandalem sędziowskim, awanturą kibicowską a na końcu walkowerem i karą ujemnych punktów. A przecież Grecja naprawdę robi dużo, by zapobiec eskalacji przemocy – mecze sędziują zagraniczni sędziowie, udział kibiców jest ograniczany, kary srogie. I nic. Na trybunach po staremu.
Co ciekawe – ujemne punkty za burdy to tylko część wpływu patologicznych zachowań na ligową tabelę. Połowa obecnej kary Panathinaikosu to przecież konsekwencja rozpusty, która nakazywała zatrudnianie różnych Essienów w momencie, gdy klub był finansowym trupem. Obecnie Koniczynki są na prostej drodze do powtórzenia wyczynu Glasgow Rangers i bankructwa, mimo wieloletniego funkcjonowania w systemie duopolu.
Zresztą ten duopol rozpadł się na dobre i tym trudniej dziś uwierzyć w wersję o krystalicznie czystym Olympiakosie. Zróbmy sobie oś czasu – tytuły mistrzowskie w XXI wieku. Do momentu wybuchu afery sędziowskiej (i tej nieszczęsnej piekarni) Olympiakos zdobył 14 z 16 możliwych do zdobycia tytułów. Wygrał jeszcze sezon 2016/17 (6 punktów przewagi nad PAOK-iem, który zaczynał sezon z -3 punktami), po czym został zdetronizowany. AEK Ateny przerwał dominację, w tym tygodniu mistrzostwo przyklepał PAOK. Olympiakos po raz pierwszy od 1996 roku pozostanie bez tytułu przez co najmniej dwa sezony.
Odkrytym autokarem, który jechał przez morze ognia z rac poruszał się m.in. Karol Świderski, który opowiedział w Weszło FM o fanatyzmie greckich kibiców. O tym, że jest rozpoznawalny bardziej niż w Białymstoku, że na targu starsze kobiety spontanicznie śpiewają “we are the champions” na jego widok, że kibice zapełnili stadion na 1,5 godziny przed meczem, a szpaler dla autokaru prowadził przez całe Saloniki, oczywiście cały czas płonąc od odpalanej przez tysiące fanatyków pirotechniki. Autokarem poruszał się również Ivan Savvidis, tym razem bez klamki, albo przynajmniej z klamką ukrytą przed obiektywem fotografów.
Właściciel PAOK-u kilkanaście miesięcy po feralnym spacerze po murawie wreszcie zatriumfował. Rosyjski biznesmen, który fortunę zbił w dość dzikich latach dziewięćdziesiątych, w greckim futbolu w teorii już nie działa. W teorii, bo po słynnej scenie pistoletowej otrzymał 3-letni zakaz stadionowy.
Moja emocjonalna reakcja była spowodowana całą negatywną sytuacją w greckiej piłce, którą ostatnio obserwujemy, a także sekwencją nieakceptowalnych i niesportowych zachowań arbitra i delegata technicznego, zatrzymaniem meczu oraz wtargnięciem kibiców na murawę. Nie miałem zamiaru osobiście rozliczać się z sędziami czy zawodnikami naszych rywali. I, rzecz jasna, nikomu nie groziłem. Niestety, ja, moja rodzina i moi współpracownicy, staliśmy się ofiarami choroby, która toczy greckie środowisko piłkarskie. Zawsze byłem i zawsze będę za sprawiedliwością w futbolu, w który powinno grać się na boisku, a nie w sądowych salach.
Tak tłumaczył się wówczas Savvidis, którego wspierało całe środowisko wokół PAOK-u, głęboko wierzące, że walkowery w meczach z dwoma największymi konkurentami do tytułu to nie przypadek.
Sytuacja na finiszu ubiegłego sezonu faktycznie była bowiem dość dziwna, nawet jak na greckie standardy. Zaczęło się od meczu Olympiakosu z PAOK-iem, który się nie odbył. Jeszcze przed meczem jeden z trenerów niedawnego hegemona dostał rolką papieru, która rozcięła mu wargę. Razvan Lucescu, trener PAOK-u, skomentował całość dość dosadnie. – Wszystko zaczęło się dwa tygodnie temu, gdy Olympiakos odstawił teatr. Ich trener został muśnięty gazetą, a zareagował, jakby zginął na miejscu – trener Garcia na miejscu nie zginął, ale to wtedy wykopano grób, w którym następnie złożono nadzieje na mistrzostwo. Władze (obradujące w budynku otoczonym przez policję) zadecydowały o trzech ujemnych punktach dla PAOK-u oraz weryfikacji wyniku jako walkower na korzyść Olympiakosu.
Minęło kilkanaście dni i PAOK gościł trzeciego uczestnika mistrzowskiego wyścigu. AEK Ateny do 90. minuty trzymał całkiem korzystny wyjazdowy remis. I wtedy Varela trafił na 1:0.
Spalony? Kurczę, no chyba byśmy nie gwizdnęli, Mauricio tak ofiarnie walczył o uniknięcie dotknięcia piłki, że trudno to gwizdnąć. Utrudniał interwencję bramkarzowi? Stał za jego plecami, trudno osądzić. Zresztą, decyzja sędziowska była tylko pierwszym klockiem domina. Arbiter po kilkudziesięciu sekundach od uznania gola stwierdził, że jednak nie do końca zgadza się ze swoją pierwotną interpretacją.
90. minuta meczu dwóch rywali w walce o tytuł. Ivan Savvidis przy linii bocznej. Kontrowersja sędziowska.
Co mogło pójść nie tak?
Za późniejszy bałagan PAOK dostał kolejne ujemne punkty, a mecz zweryfikowano jako walkower dla AEK-u. Dwa mecze, dwa skandale, dwa walkowery i PAOK musiał pożegnać się z mistrzostwem. Zresztą, tym większy szacunek za dzisiejszy wyczyn – bo przecież PAOK de facto powinien mieć jeszcze dwa punkty więcej. 25 zwycięstw, 4 remisy, ani jednej porażki. Zero gadania o sędziach, o korupcji, o układach – zamiast tego płonące miasto świętujące mistrzostwo, które ufundował rosyjski magnat nikotynowy. To dzięki jego fortunie PAOK stać na wyciąganie gwiazd Ekstraklasy, by wspomnieć o Prijoviciu czy Świderskim, to dzięki jego kasie możliwe było zapłacenie 4 milionów euro za Ingasona.
Liga, w której niemal wszystkie mecze na szczycie są przerywane. W której nie gasną race. W której wyjaśnianie korupcyjnych wątpliwości owocuje wybuchami budynków. W której notorycznie ktoś bankrutuje. A jednak, to oni robią transfery za 4 bańki, nie my.
Daje do myślenia, zwłaszcza gdy słychać głosy o tym, że w Polsce piłka to ryzykowny interes…
Fot. Newspix