To miało być wielkie święto ścigania – w końcu nie na co dzień odbywa się tak duży jubileusz. Grand Prix Chin było tysięcznym wyścigiem Formuły 1 i z kilku powodów rzeczywiście przeszło do historii. Niestety, jeśli chodzi o Roberta Kubicę i zespół Williamsa ponownie jedyny pozytyw jest taki, że stanęli na starcie i nawet zdołali dojechać do mety…
Wyobraźcie sobie wielką galę – powiedzmy ceremonię wręczenia Oscarów, na dodatek jubileuszową. Nominowane aktorki od dwóch miesięcy dokładnie wiedzą, jakie kreacje założą i u których fryzjerów będą się czesać na galę. Aktorzy już dawno odebrali szyte na miarę fraki i śnieżnobiałe koszule od najlepszych krawców, teraz zakładają buty, błyszczące tak, że niemal można się w nich przeglądać. Aż tu nagle wparowuje jeden gość: niby w smokingu, ale w brudnych trampkach, bez muchy i krawata, za to z soczystą plamą keczupu na koszuli. To właśnie Williams, na tysięcznym wyścigu Formuły 1 w historii. Tu nie Oscary się należą, ale Złote Maliny, niestety.
Pozostając przy porównaniu do świata filmu, Williams w obecnej formie do Formuły 1 pasuje mniej więcej tak, jak wiekopomne dzieło „Kac Wawa” do nominacji w kategorii „Najlepszy Film”, czyli – nieszczególnie. W zespole nic nie gra, do tego stopnia, że inżynierowie nie mają pojęcia czemu dwa bolidy, mimo jednakowych ustawień, na torze zachowują się kompletnie inaczej. W czasie testów po wyścigu w Bahrajnie George Russell jeździł bolidem Roberta Kubicy. – Cały czas pracujemy nad tym, by lepiej zrozumieć FW42 – stwierdził Dave Robson, starszy inżynier Williamsa. Cóż, to mniej więcej tak, jakby na etapie postprodukcji filmu ktoś zastanawiał się nad obsadą głównej roli…
W pierwszych dwóch startach duet Williamsa zajmował dwa ostatnie miejsca w kwalifikacjach. W Chinach było lepiej, bo skończyło się na pozycjach 17. i 18., ale tylko dlatego, że Giovinazzi i Albon w ogóle nie byli w stanie wyjechać na tor. Jeśli chodzi o dzisiejszy wyścig – tym razem furmanki Williamsa dotoczyły się na miejscach 16. i 17. Do mety nie dojechali Hulkenberg i Kwiat, a Norris stracił sześć okrążeń. Szukanie pozytywów przypomina próbę namierzenia igły w stogu siana, albo w tym przypadku – w wiadrze gnojówki, czyli nie jest ani przyjemne, ani szczególnie owocne.
– W sumie nie bardzo jest o czym mówić. Nie miałem przyczepności, nie mogłem cisnąć – komentował Kubica na gorąco. Jeśli jednak chcieć coś wspomnieć, to choćby obrót bolidu Polaka na okrążeniu formującym, albo przygodę w alei serwisowej, kiedy jego bolid spadł z podnośnika, a mechanicy mieli kłopot z lewą przednią oponą. – Na okrążeniu formującym chciałem dogrzać opony, bo nie było w ogóle przyczepności. Potem miałem dobry start, ale utknąłem za Perezem. Jeśli wiesz, jak będzie wyglądał twój wyścig, to nie jesteś ochotny do ryzykowania. Jeśli chodzi o sytuację z pit stopu, to już w treningach mieliśmy duży problem z lewym przednim kołem, nie wiem, czy coś tam jest nie tak – mówił na antenie Eleven Sports.
W Chinach po raz trzeci w sezonie dublet ustrzelił Mercedes. Wygrał Hamilton przed Bottasem, podium uzupełnił Vettel, nie bez pomocy zespołu Ferrari (który w trzecim wyścigu z rzędu nakazał Leclercowi przepuszczenie starszego kolegi). Broniący tytułu Hamilton prowadzi w klasyfikacji generalnej, oczywiście przed Bottasem, dalsze miejsca zajmują Verstappen, Vettel i Leclerc. Duet z Williamsa jest na kompletnie drugim biegunie i po Grand Prix Chin solidnie się umościł na miejscach 19. (Russell) i 20. (Kubica).
Za dwa tygodnie wyścig o Grand Prix Azerbejdżanu. Dla Kubicy to będzie pierwsza od 8 lat okazja do jazdy po torze ulicznym, co zawsze było jego specjalnością. Zanim jednak ktokolwiek pomyśli, że to jakiś powód do optymizmu, od razu uspokajamy: nie bardzo. Fakt, że aktor zawsze świetnie sobie radził w rolach dramatycznych, nie czyni z niego faworyta do Oscara za występ w filmie, w którym nie ma ani scenariusza, ani reżysera…