Reklama

Magia Houdiniego. On przychodzi, pieniądze znikają

Szymon Podstufka

Autor:Szymon Podstufka

20 marca 2019, 18:34 • 9 min czytania 1 komentarz

W 2009 roku do pogrążonego w potężnych długach Portsmouth wchodzi zarząd komisaryczny. Klub nie jest w stanie spłacić rat za pozyskanych zawodników, dostaje zakaz transferowy, dopiero w 2014 roku udaje się spłacić ostatnie zaległości. W tym czasie Pompey notują trzy spadki, po banicji w League Two do League One wracają dopiero w sezonie 17/18.

Magia Houdiniego. On przychodzi, pieniądze znikają

W marcu 2014 Queens Park Rangers publikuje raport finansowy za sezon 2012/13, który wykazuje ponad 65 milionów funtów na minusie. Łączne zadłużenie spadkowicza z Premier League rośnie do 177 milionów. Do dziś przy Loftus Road odczuwalne są skutki ówczesnego stanu rzeczy, dyrektor sportowy Les Ferdinand musi pracować na bardzo ograniczonym budżecie. Na przestrzeni trzech ostatnich okienek transferowych nie przeprowadza ani jednego transferu gotówkowego.

Wreszcie wczoraj pojawia się wiadomość, że Birmingham City naruszyło przepisy English Football League dotyczące rentowności i zrównoważonego rozwoju. Blues grozi zakaz transferowy i nawet 12 ujemnych punktów, co dziś oznaczałoby zjazd z 13. na 19. pozycję w lidze i zmniejszenie przewagi nad strefą spadkową z 14 do zaledwie 2 punktów.

Co łączy wszystkie te kluby? Albo raczej: kto?

Odpowiedź brzmi: Harry Redknapp.

Reklama

Ulubieniec mediów. Mistrz PR-u, gdy w futbolu ten jeszcze raczkował, przynajmniej patrząc na to, jak dziś jego zasadami obwarowana jest każda autoryzowana przez klub wypowiedź. On doskonale wiedział, jak przedstawić siebie jako tego dobrego.

Przez wielu wciąż zwany Houdinim, choć z tym mitem próbował rozprawić się już w 2006 roku Paul Doyle z „Guardiana”. Wtedy, w okolicach końcówki kwietnia i początku maja, natężenie stosowania zbitki słownej „Harry” i „Houdini” osiągnęło wartość maksymalną. Portsmouth Redknappa po serii 8 meczów bez wygranej (0-1-7) wygrało bowiem 4 z 6 kolejnych meczów, pozostałe remisując. Mało kto zająknął się wtedy, że wcześniejsza fatalna seria również miała miejsce pod batutą Redknappa. Dzielne Portsmouth wzbiło się ponad strefę spadkową, utrzymało się w lidze, mimo że Houdini odziedziczył po Alainie Perrinie dziadowski skład. „Patrzcie, z kim muszę pracować, niektórzy z nich nawet nie mówią po angielsku” – żalił się tuż po przejęciu drużyny. Utrzyma się – jest cudotwórcą. Nie? To wszystko wina pozostawionego mu składu.

A że zimą właściciel Aleksander Gajdamak pozwolił ściągnąć ośmiu drogich zawodników? Seana Davisa, Noe Pamarota, Pedro Mendesa i Wayne’a Routledge’a z Tottenhamu, Berlina z Westerlo, Deana Kiely’ego z Charltonu, Andresa D’Alessandro z Wolfsburga i najdroższego wtedy w historii Pompey Benjaniego? Szczegóły, szczegóły…

Redknapp, owszem, zaprowadził Portsmouth do ostatniego triumfu aż do dziś – wygranej w FA Cup w 2008 roku. Ale jakim kosztem? Z każdym kolejnym okienkiem transferowym jego apetyt na drogich piłkarzy rósł. W sezonie 06/07 do Portsmouth przyszedł cały zastęp drogich w utrzymaniu graczy, szczęśliwie puszczonych tanio przez poprzednie kluby – najdroższy Niko Kranjcar kosztował nieco ponad 4 miliony funtów. Ale nietrudno sobie wyobrazić, na jakich kontraktach musieli być Lauren czy Sol Campbell ściągnięci z Arsenalu czy David James i Andy Cole z Manchesteru City. Przykładowy Campbell w Arsenalu w 2004 roku zarabiał około 72 tysięcy funtów tygodniowo i był jednym z najlepiej opłacanych piłkarzy na świecie (za: Nick Callow, „Fantastic Football Facts”). David James miał z kolei w zespole Pompey dostać około 50 tysięcy tygodniowo.

Zresztą, nie trzeba zgadywać. „Telegraph” w 2008 roku podał, że budżet płacowy Portsmouth w sezonie 2006/07 wzrósł względem poprzednich rozgrywek o 49%. Z 26,2 miliona funtów na aż 39 milionów.

Gaz do dechy Redknapp wcisnął jednak sezon później. Dojście do finału FA Cup Portsmouth okupiło największym w historii transferowym szaleństwem. Muntari, Utaka, Defoe, Nugent, Diarra, Johnson, Bouba Diop, Mvuemba, Subotić – zebrani do kupy kosztowali ponad 52 miliony funtów. Pracujący nad przejęciem klubu w 2010 roku Peter Storrie zdradził, że w trzyletnim okresie pomiędzy styczniem 2007 a grudniem 2010, Portsmouth wydało 131 milionów funtów na płace. Finansowo wyszło z narobionych wtedy długów w 2013 roku, sportowo – nadal nie udało się wrócić choćby na zaplecze Premier League. 

Reklama

Redknapp umył jednak ręce, zwalił całą winę za problemy Portsmouth na Gajdamaka. „Nie rozumiał futbolu”, „nie jeździł na mecze”, „myślał, że na piłce można zarobić”.

Gdyby nie to, co wydarzyło się w kolejnych latach, może i wersja Redknappa brzmiałaby jakkolwiek prawdopodobnie.

Dalej był Tottenham. Redknappa pamięta się jako tego, który wprowadził Koguty do Ligi Mistrzów po raz pierwszy w historii (w sezonie 1961/62 Koguty ostatni raz grały w Pucharze Europy). Nie można jednak zapomnieć, że w okresie kiedy był menedżerem, Tottenham wydał na transfery więcej niż Manchester United czy Arsenal, ustępując pod tym względem tylko Manchesterowi City, Chelsea i Liverpoolowi.

1. Man City – 477,45 mln euro
2. Chelsea – 247,95 mln euro
3. Liverpool – 207,55 mln euro
4. Tottenham – 127,65 mln euro
5. Man Utd – 126,25 mln euro
6. Arsenal – 116,98 mln euro
7. Aston Villa – 108,34 mln euro

Że w swoim pierwszym okienku – w styczniu 2009 – Redknapp natychmiast ustanowił zimowy rekord wydatków transferowych klubu. Robbie Keane, Jermain Defoe, Wilson Palacios i Pascal Chimbonda kosztowali łącznie około 46 milionów funtów.

Na White Hart Lane Redknapp trafił jednak na mądrego zarządcę, który hamował transferowe zapędy wielu innych menedżerów – Daniela Levy’ego. Można się oburzać, że ma węża w kieszeni (Spurs w tym sezonie nie dokonali żadnego transferu), ale z drugiej strony to dzięki niemu Tottenham jest dziś wyceniany przez Forbesa na 1,2 miliarda dolarów i wśród klubów piłkarskich jest 10. najwięcej wartym na świecie. Podczas gdy w 2010 roku był wyceniany na „zaledwie” 372 miliony.

Na nikogo tak powściągliwego jak Levy Redknapp nie trafił jednak w innej części Londynu, na Loftus Road. I z tego powodu Queens Park Rangers cierpią do dziś. Dyrektor sportowy Les Ferdinand musi pracować na bardzo ograniczonym budżecie. Na przestrzeni trzech ostatnich okienek transferowych klub nie przeprowadził z tego względu ani jednego transferu gotówkowego. Był moment, w którym QPR wydawało na płace więcej niż Atletico Madryt czy Borussia Dortmund. Poruszałem zresztą ten temat w rozmowie z Ferdinandem.

– Kiedy zaczynasz wydawać wielkie pieniądze, kibice oczekują, że nie przestaniesz tego robić. Gdy nagle nie ma funduszy, nie potrafią tego zrozumieć. Proces przejściowy był więc bardzo wymagający. Nie mogliśmy już sobie pozwolić na graczy o takim profilu jak Julio Cesar. Przeszliśmy drogę od bramkarza, który wygrał Ligę Mistrzów, do Joe Lumleya, naszego wychowanka. To potężna zmiana, której wielu ludzi nie chciało przyjąć do wiadomości. Przechodzisz od budżetu płacowego na poziomie wyższym niż Atletico Madryt do takiego, który nie jest najwyższy nawet w realiach Championship. A to oznacza, że w żadnym wypadku nie będziesz posiadał piłkarzy tego samego kalibru co kiedyś. Staramy się uświadomić w tym temacie kibiców. Wielu już się z tym pogodziło. Frustruje ich to, gdzie dziś jesteśmy, ale potrafią to przyjąć ze zrozumieniem – mówił w rozmowie z Weszło w listopadzie ubiegłego roku.

Mało tego, że QPR musiało do końca spłacić każdego z drogich zawodników, jakich zażyczył sobie prowadząc klub w Premier League i Championship Redknapp. A ci zarabiali naprawdę godnie – sprowadzony w pierwszym okienku Harry’ego Christopher Samba pobierał 100 tysięcy tygodniówki, ściągnięty w tym samym czasie Loic Remy “zaledwie” 75 kawałków, a w składzie który zleciał z ligi byli przecież: zwycięzca Ligi Mistrzów Julio Cesar (75 tysięcy tygodniowo), mistrzowie Anglii Shaun Wright-Phillips (60 tysięcy tygodniowo) czy Park Ji-Sung (70 tysięcy tygodniowo). Najmniej zarabiającym zawodnikiem pierwszej drużyny w tamtym czasie był Ryan Nelsen mający zapewnione 35 tysięcy tygodniówki.

W 2017 roku na klub nałożono najwyższą w historii karę za złamanie zasad Financial Fair Play – 40 milionów funtów. Dopiero niedawno została ona zmniejszona do 17 milionów plus zakaz transferowy na ostatnie styczniowe okienko. 

Największy minus? Sezon 2013/14, kiedy klub wykazał stratę w wysokości 9,8 miliona funtów tylko dlatego, że 60 milionów pożyczyli mu udziałowcy, na czele z ówczesnym właścicielem Tonym Fernandesem. Football League zakwalifikowała to jednak jako naruszenie zasad konkurencyjności w lidze, a awans – i idącą za nim kolejną potężną transzę z praw telewizyjnych – uznała za nieuczciwy.

QPR miało wtedy budżet płacowy tak rozdmuchany, że przewyższał trzynaście klubów występujących w sezonie 2013/14 w Premier League. 

22 QPR Wages League PL 2014-2

QPR wróciło do Premier League, ale już sezon później spadło z hukiem i do dziś nieskutecznie próbuje się wgramolić do najwyższej ligi.

O powrót do elity walczy też ekipa Birmingham City, choć – jak wiecie ze wstępu – zamiast patrzyć w górę, na miejsca barażowe, spoglądać musi raczej w dół. Football League rozważa bowiem, jak wysoka powinna być kara nałożona na klub z Birmingham, który poważnie naruszył finansowe zasady ligi. We wziętym pod lupę okresie 2015/16 – 2017/18 wykazał on zdecydowanie wyższą stratę niż dopuszczalna, na co ogromny wpływ miał rozciągnięty we wszystkie strony budżet płacowy. Gianfranco Zola i – cóż za zaskoczenie – Harry Redknapp nie bawili się w półśrodki i szaleli na rynku transferowym ile wlezie. W sezonie 2016/17 Birmingham City wydawało na płace 22 miliony funtów, rok później już 38 milionów.

Klub nie miał też oporów, by płacić agentom, z którymi Redknapp zawsze miał bardzo dobre stosunki. Z dwóch ostatnich raportów dotyczących prowizji pośredników wynika, że tak jak w sezonie 2016/17 w obu okienkach transferowych Birmingham wypłaciło agentom 776,487 funtów, tak w kolejnych rozgrywkach (Redknapp był u sterów podczas letniego okienka transferowego, w zimowym sprowadzono już tylko jednego piłkarza) prowizje wyniosły aż 2,461,909 funtów i były 5. najwyższymi w Championship.

Jota? 26-letni w momencie sprowadzenia Hiszpan mający za sobą rok w LaLiga bez gola i asysty i udane półrocze w Brentford? Redknapp nie tylko naciskał na sprowadzenie go za około 6-7 milionów funtów, ale i na zaoferowanie skrzydłowemu kontraktu na poziomie 40 tysięcy funtów tygodniowo. Oczywiście – jak Harry lubi najbardziej – w Transfer Deadline Day, gdy nie ma czasu na schodzenie z ceny, jeśli chcesz się wzmocnić. Żebyście złapali perspektywę – w grającym w Premier League Huddersfield tylko jeden piłkarz zarabia lepiej – lider zespołu Aaron Mooy. Pal licho gdyby Jota walił bramę za bramą. Ale on w 63 meczach uzbierał 7 goli i 9 asyst. W tym sezonie w klasyfikacji kanadyjskiej Championship wyprzedza go 55 zawodników.

Craig Gardner? Piłkarz po trzydziestce, którego West Brom oddał bez większego żalu dostaje w Birmingham 35 tysięcy funtów tygodniowo na trzyletnim kontrakcie, jest głównie rezerwowym. W tym sezonie na boisko wybiegł w podstawowej jedenastce trzy razy, nie zdarzyło mu się rozegrać pełnych 90 minut.

Krótko – według dobrze zorientowanej w realiach Championship osoby, umowy Joty i Gardnera są po prostu dwa razy za wysokie względem ich realnej wartości.

Obaj to transfery Harry’ego, którego już dawno trzeba przestać nazywać Houdinim. Chyba że mówimy o magicznej sztuczce z pieniędzmi znikającymi w przerażającym tempie z klubowego konta. O, ten trik Redknapp ma opanowany do perfekcji. Oczywiście, jedna osoba nie byłaby w stanie położyć trzech klubów w regularnych, kilkuletnich odstępach, na to złożyło się też sporo innych czynników, poczynając od nieudolnego zarządzania i ulegania wpływom Redknappa. Ale on sam maczał nie tylko palce, ale całe dłonie w doprowadzeniu do większych (Portsmouth lecące aż do League Two) czy mniejszych (QPR grzęznące na lata w Championship i muszące zaciskać pasa) problemów prowadzonych przez siebie klubów, będąc orędownikiem drogich ruchów, często kompletnie nieudanych.

A jednak kolejni właściciele dawali się mamić, bo Redknapp był przy słabości do przepłaconych piłkarzy naprawdę niezłym motywatorem. Wielu zamiast czerwonego koloru w księgach wolało widzieć wygrany puchar Anglii z Portsmouth, powrót do Premier League z QPR, pierwszy w historii awans do Ligi Mistrzów z Tottenhamem. W krótkiej perspektywie potrafił dać piękne wspomnienia, w dłuższej dopiero okazywało się, jakimi środkami okupione.

Dlatego może to i dobrze, że po odejściu z Birmingham jeszcze w 2017 roku zadeklarował, że to była jego ostatnia posada na stanowisku menedżera. Bo, jak widać, nie raz i nie dwa zostawiał po sobie jeśli nie spaloną ziemię, to przynajmniej potężny debet.

SZYMON PODSTUFKA

Najnowsze

Hiszpania

Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

Aleksander Rachwał
0
Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”
Boks

Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”

Błażej Gołębiewski
8
Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”

Anglia

Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League
Anglia

Takiego kryzysu Guardiola jeszcze nie miał. “Nie sądzę, żeby chciał odejść”

Patryk Stec
4
Takiego kryzysu Guardiola jeszcze nie miał. “Nie sądzę, żeby chciał odejść”

Komentarze

1 komentarz

Loading...