Reklama

Tym razem Solskjaer nie miał farta. Arsenal triumfuje w angielskim klasyku

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

10 marca 2019, 20:20 • 4 min czytania 0 komentarzy

Na Emirates Stadium wiało dzisiaj tak, że Sead Kolasinac dostał gwałtownego napadu choroby morskiej i… ordynarnie zwymiotował na murawę. Nie podejrzewamy oczywiście, że była to jakaś niezbyt elegancka demonstracja odnośnie poziomu spotkania, ponieważ starcie Arsenalu z Manchesterem United było toczone w całkiem niezłym tempie, no i zakończyło się z korzyścią dla gospodarzy. To nie był zły mecz, a całkiem przyjemne popołudnie spędzone z Premier League. Jednak mamy sporo zastrzeżeń, jeżeli chodzi o jakość gry obu zespołów.

Tym razem Solskjaer nie miał farta. Arsenal triumfuje w angielskim klasyku

Gdyby ktoś się zastanawiał, dlaczego Czerwone Diabły do awansu w Lidze Mistrzów potrzebowały gigantycznych pokładów dzikiego farta, a Kanonierzy dopiero co zebrali w cymbał w Lidze Europy – dostał odpowiedź. W obu tych drużynach trzeba po prostu wiele poprawić, sztaby szkoleniowe mają przed sobą wielkie wyzwania. Bo momentami przebieg meczu przypominał podwórkową kopaninę, a przecież batalia dwóch niekwestionowanych potęg brytyjskiej piłki zasługuje na coś więcej, niż oblicze dynamicznego, czy raczej – chaotycznego “meczu walki”.

Krótko mówiąc – nam się na wymioty od oglądania nie zebrało, ale parę razy załamaliśmy ręce nad niechlujnymi zagraniami Lacazette’a czy Rashforda. Za dużo było tej bylejakości.

Arsenal kontra Manchester United to przecież jeden z najpiękniejszych klasyków Premier League. Pasjonujący, rzecz jasna, bez względu na okoliczności. Już same nazwy klubów robią robotę. Jeszcze kilkanaście lat temu byłoby to zapewne starcie decydujące o mistrzostwie kraju. Dziś – choć oba zespoły przechodzą mozolny proces przebudowy i dopiero starają się powrócić na należne im miejsce – również mieliśmy się czym ekscytować. Bo bardzo możliwe, że rezultat batalii na Emirates okaże się kluczowy w rywalizacji o ligowe podium. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak często potyka się ostatnio o własne nogi Tottenham i jak nierówną formę prezentuje Chelsea.

Reklama

Arsenal zrobił w tym względzie duży krok w górę, Manchester wyhamował. A przecież tych pierwszych nie czeka już w nadchodzących ośmiu kolejkach ani jedno starcie z zespołem z czołowej szóstki. O ich zwycięstwie zadecydowały dwa gole, oba z czapki. Najpierw, już w dwunastej minucie meczu, Xhaka kopnął z dystansu, a futbolówka – chyba wskutek wichury, albo dziwaczej techniki strzału – nabrała zdumiewającej rotacji i totalnie zmyliła bramkarza. David De Gea nie potrafił ukryć frustracji i trudno mu się w tej sytuacji dziwić. A potem rywale jeszcze dołożyli mu zgryzot – prowadzenie w 69 minucie podwyższył z rzutu karnego Pierre-Emerick Aubameyang. Po pierwsze – sama jedenastka strasznie miękka, wątpliwa. Po drugie – wykonana totalnie bez stylu i gracji. Gabończyk chyba powinien oddać komuś przywilej uderzenia z wapna, to nie jest jego domena.

Tak czy owak, te dwa gole wystarczyły Kanonierom, by dzisiaj zwyciężyć. Czy zasłużenie? Raczej nie. To był mecz na remis.

Manchesterowi United trzeba oddać, że przez prawie całe spotkanie przewaga optyczna należała do nich. Oczywiście przede wszystkim dlatego, że gospodarze szybko wyszli na prowadzenie i chętnie się pozbyli inicjatywy, nastawiając się na kontrataki. Czerwone Diabły przyjęły wyzwanie i nacierały często, do momentu utraty drugiego gola kreując sobie sporo okazji strzeleckich. Głównym problemem była chyba schematyczność w rozegraniu akcji – najpierw piłka do środka pola, skąd Pogba albo Matić rozrzucali futbolówkę na skrzydło. Tam próba dośrodkowania, albo wycofania przed szesnastkę. Strzał. I tak w kółko.

Defensywa Arsenalu nieźle sobie z tym radziła, blokując sporo uderzeń, albo gasząc ofensywne zapędy rywali w ostatniej chwili. Bernd Leno także był dysponowany znakomicie. Aczkolwiek United jednak parę razy obrońców rywala zdołali zaskoczyć, po prostu nie było z tego goli.

Nie można za dzisiejsze spotkanie pochwalić Marcusa Rashforda, bohatera ostatnich dni, który psuł niemal wszystkie akcje na potęgę, podejmując złe decyzje i grając nieodpowiedzialnie. O wiele lepiej zaprezentował się Romelu Lukaku, ale i jemu brakowało klasy i spokoju w wykończeniu (poza tym – trudno cokolwiek Belgowi zarzucić). Zresztą – napastnicy Unaia Emery’ego też zawodzili – Arsenal kilka razy wychodził z kontratakami, które wydawały się mordercze. Duża przewaga liczebna, piłkarze odpowiednio rozstawieni. A jednak – Aubameyang i Lacazette wymyślali naprawdę rozmaite sposoby, żeby każdą akcję w jej ostatniej fazie spartolić.

Druga bramka dla Arsenalu tak naprawdę zabiła mecz. Manchester wymiękł, zmiennicy nie ożywili spotkania. Goście chyba trochę się mentalnie wypłukali w starciu z Paris Saint-Germain i dzisiaj jeszcze nie doszli do siebie. Nie było w nich ognia, pojawiła się natomiast w końcówce frustracja, faule, chaotyczne piłki w aut. Sam Solskjaer po meczu właśnie na tę kwestię zwrócił uwagę: – Za wolno zaczęliśmy mecz. To chyba była jeszcze reakcja po środowej nocy.

Reklama

Kogo można pochwalić, jeżeli chodzi o zwycięzców? Może zaleci od tego truizmem, ale… zespół. Za organizację, za wystrzeganie się głupich przewinień, za solidną grę w defensywie i szybkie kontrataki – nawet jeżeli były one koniec końców marnowane. Żeby tylko mądre utrzymanie się przy piłce nie sprawiało im tylu kłopotów. Mimo to, piękną partię w destrukcji rozegrał Xhaka, podobnie jak wspomniany już Leno. Emery też pokazał klasę – rozczytał Manchester, zneutralizował wiele z jego atutów, dopisało mu trochę szczęścia, no i bęc. Zaczarowany Norweg wreszcie poznał smak ligowej porażki w roli trenera Czerwonych Diabłów.

To dla niego nowa sytuacja – tym razem pierwiastek szczęścia był po stronie przeciwnika.

Arsenal 2:0 Manchester United

G. Xhaka 12′, P. Aubameyang 69′ (k.)

fot. newspix.pl

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Patryk Stec
4
Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Anglia

Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
5
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Komentarze

0 komentarzy

Loading...