Gdyby budować obraz Leroya Sane tylko na podstawie negatywnych historii z jego kariery, jedynym właściwym słowem na jego określenie byłoby to, jakiego Brendan Rodgers użył sprowadzając na Anfield Mario Balotellego. Trouble. Kłopoty.
Skreślony na ostatnim etapie selekcji przed mundialem, mimo że żaden inny niemiecki zawodnik grający w TOP 5 lig europejskich nie miał takich liczb jak on. Mimo że Bild dawał mu 95% szans na wyjazd. Rzekomo wszystko ze względu na jego nastawienie, o którym niedługo później mówił na konferencji prasowej DFB Toni Kroos.
Nastawienie Niemca nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni stanęło pod znakiem zapytania. Na początku trwającego sezonu było wobec niego sporo zastrzeżeń, przepracowany w całości okres przygotowawczy nie przełożył się na więcej minut na boisku. Zresztą już jako junior w Schalke tak rozsierdził swoim podejściem do obowiązków trenera U-19, że ten zarzucił na niego wędkę po trzydziestu dwóch minutach.
Najwięcej kłopotów sprawia jednak przeciwnikom. Pep Guardiola jest przekonany, że Sane jest w stanie grać z taką swobodą jak Leo Messi, sam go do tego namawia. Niemiec odpłaca się bramkami i asystami. Choć czasami wciąż trzeba go ustawiać do pionu.
To bowiem działa najlepiej. Jeśli chcesz wycisnąć z Sane to, co najlepsze, nie możesz się ograniczyć tylko do pochwał. Nie jest rzeczą szczególnie rzadką, że w parze z ogromnymi umiejętnościami i wielkim talentem, idzie ponadprzeciętne ego. W przypadku Niemca – tak właśnie jest.
By więc wzbudzić w nim sportową złość na starcie obecnego sezonu, na ziemię stanowczo sprowadził go Pep Guardiola. Sane mógł być przekonany, że miejsce w składzie Manchesteru City ma gwarantowane. Wszyscy byli absolutnie pewni, że nie ma szans, by Niemiec nie grał od deski do deski. Nie, kiedy w poprzednim sezonie zaliczył double-double, dwucyfrową liczbę bramek i asyst. Nie, kiedy Raheem Sterling był na mundialu do samego końca, a Bernardo Silva występował w Rosji aż do ćwierćfinałów.
Okazało się jednak, że Guardiola doszedł do podobnego wniosku, co Joachim Loew. Że Sane nieco odfrunął. Że po pierwszym, nieszczególnie udanym sezonie, drugi napompował go zbytnią pewnością siebie. Na boisku dodawała mu ona skrzydeł, ale poza nim nie potrafił zejść na ziemię.
Przypuszczenia, że coś jest na rzeczy potwierdził tylko Toni Kroos, który na pierwszym zgrupowaniu po mistrzostwach świata pytany o powody braku Sane w Rosji odpowiedział: „Jego język ciała często daje przekaz: czy wygrywamy, czy przegrywamy, dla mnie to wszystko jedno”.
Z perspektywy czasu przegranym okazał się oczywiście Loew, bo Niemcy nie wyszli nawet z grupy, pozostawiając w domu zawodnika z 14 golami i 19 asystami w sezonie 2017/18, a więc mającego udział przy największej liczbie goli spośród wszystkich Niemców grających w TOP 5 ligach europejskich. Jednego z zaledwie pięciu graczy w Premier League z 10+ bramkami i 10+ asystami, który jednocześnie potrzebował do tego najmniej czasu spośród tej piątki.
Chłopaka, którego ponad 50% przepytanych w ankiecie express.de wskazało jako przyszłą największą gwiazdę niemieckiej drużyny narodowej.
Ale Sane też przegrał.
Pierwsza historia, w której zwroty „Leroy Sane” i „złe nastawienie” wymieniane są obok siebie, to czasy gdy zawodnik dopiero zaczynał dobijać się do drzwi kariery.
Gdy więc parę razy udało mu się załapać na zajęcia z seniorami Schalke, nieszczególnie chciało mu się już przykładać do spotkań w zespole U-19 prowadzonym przez Norberta Englerta, którego wcześniej był gwiazdą. Ten status bynajmniej nie gwarantował mu nietykalności i boleśnie się o tym przekonał, gdy w spotkaniu z Wuppertal został usadzony po nieco ponad pół godziny gry.
– Pomyślałem sobie chyba, że nie muszę robić tak wiele, skoro zdążyłem wspiąć się już na najwyższy poziom w klubowej hierarchii, do pierwszej drużyny – mówił parę lat później.
Wtedy skończyło się tylko na rozmowie dyrektorów akademii z rodzicami Sane, która na jakiś czas naprostowała piekielnie utalentowanego skrzydłowego. Tak zdolnego, że Pep Guardiola pracując jeszcze w Bayernie pochwalił młokosa publicznie, gratulując Niemcom wychowania takiego zawodnika. Kto wie, czy tym samym nie zagwarantował sobie później jego przychylności, gdy jasnym stało się, że w Schalke zrobiło się dla Sane za ciasno.
Rodzina Sane – matka gimnastyczka (brązowa medalistka Igrzysk Olimpijskich 1984), ojciec były piłkarz (reprezentant Senegalu), bracia piłkarze // źródło: Daily Mail
W tamtym okresie można to wszystko było jeszcze zrzucić na karb młodości, nieokrzesania w świecie wielkiego futbolu. Gdy pytania odnośnie nastawienia Sane pojawiły się, kiedy ten miał już na karku 22 lata i dwa sezony w Anglii na koncie – to już wygląda zdecydowanie gorzej, przyznacie sami.
Nie jest tajemnicą, że Pep Guardiola zdecydowanie bardziej niż z graczami niepokornymi woli pracować z takimi, którzy wykonują jego polecenia bez szemrania. Grzecznymi, poukładanymi chłopakami. Zlatan Ibrahimović, z którym Guardioli w Barcelonie nie było po drodze, w autobiografii „Ja, Ibra” pisał: „Messi, Xavi, Iniesta i cała ta szajka wyglądali jak uczniacy. Najlepsi piłkarze świata stali tam, żeby się kłaniać, a ja w ogóle tego nie rozumiałem. To było śmieszne. Jeśli we Włoszech trener mówi „skacz”, mistrzowie pytają się: „Że co? Dlaczego?” Tutaj skakali wszyscy, na najmniejsze skinienie, jakby byli tresowanymi psami”. Koniec końców Szwed opuścił stolicę Katalonii po zaledwie jednym sezonie.
A jednak nad Sane Guardiola cały czas chce pracować – i chyba trzeba powiedzieć, że działa to również w drugą stronę. Zawodnik wielokrotnie podkreślał, jak zwiększyła się jego umiejętność rozumienia gry, ustawienia na boisku, od kiedy współpracuje z Pepem. Menedżerem, który stwierdził, że stać go na grę z taką swobodą jak Leo Messi. Pokazał mu serię klipów wideo z argentyńskim geniuszem i zasugerował, by jak najwięcej czerpał właśnie od niego.
Zresztą zaraz po tym, jak media na wyspach opublikowały tę historię, Sane zrobił to:
Przy pojawiających się bowiem co jakiś czas wątpliwościach odnośnie charakteru Niemca i tego, czy jest on odpowiedni, by zostać jednym z najlepszych graczy na świecie, nikt nie ma absolutnie żadnych, czy ma odpowiedni do tego talent. Zmysł do gry kombinacyjnej, drybling, balans ciała, przebojowość – wszystko to ma na miejscu. No i jest piekielnie szybki – w październiku 2017 roku wyliczono, że żaden inny piłkarz w Premier League, od kiedy prowadzone są pomiary, nie pobiegł z taką prędkością jak on. 35,48 km/h. Ten atrybut odziedziczył po ojcu, którego rekord na setkę z czasów gry w Bundeslidze to około 10,7 sekundy.
Jednocześnie cały czas Guardiola nie daje mu odczuć, że jest niezastąpiony. Jak zauważyli reporterzy goal.com, pytany przed meczem z Schalke o Sane był zdecydowanie bardziej powściągliwy w jego ocenie („może być jeszcze bardziej niesamowity, ale dużo zależy od niego”) niż na przykład zagajony o Bernardo Silvę („uwielbiam go”).
Gdy na początku sezonu Sane znalazł się poza kadrą na mecz z Newcastle, był to kubeł lodu na rozpaloną głowę. Kiedy ostatnio Manchester City gromił Chelsea, Niemiec całe spotkanie przesiedział na ławce rezerwowych, przyglądając się jak show daje Raheem Sterling do spółki z Sergio Aguero, choć można się założyć o wszystkie pieniądze świata, że palił się do gry. W końcu w wielkich meczach często błyszczy najjaśniej – Liverpoolowi strzelił już cztery gole w zaledwie pięciu meczach, z Arsenalem ma na koncie trzy bramki i asystę w sześciu spotkaniach, w trzech starciach z Tottenhamem raz strzelał, a dwukrotnie zaliczał otwierające podanie.
Z tej strony dał się zresztą poznać już jako zawodnik Schalke. Kiedy pierwszy raz usłyszał o nim piłkarski świat? Gdy kontuzji w meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów doznał Eric-Maxim Choupo-Moting. Sane w swoim debiucie w Champions League nie potrzebował nawet pół godziny, bo zrobić to:
Później wszystko toczyło się już w zawrotnym tempie, aż do dziś, gdy Sane wraca tam, skąd ruszył na podbój piłkarskiego globu. Do Gelsenkirchen, gdzie zostawił wciąż kochających go miłością wielką kibiców – tym bardziej, że nie odszedł za darmo jak Goretzka. Tym bardziej, że nie trafił do Bayernu jak Neuer (albo Goretzka). Jeśli już ktoś ma im dziś złamać serce, pewnie wielu z nich życzyłoby sobie, by był to właśnie Sane. By ten mecz był kolejnym jego krokiem ich wychowanka ku futbolowemu Olimpowi.
Mając w pamięci kilka historii o dającym o sobie co jakiś czas znać ego Niemca nie sposób nie dojść do oczywistego wniosku. Że jedynym hamulcowym Leroya Sane na tej drodze może być tylko Leroy Sane.
SZYMON PODSTUFKA