Dzisiejsze starcie Tottenhamu z Borussią Dortmund zapowiada się arcyciekawie, ale nasz przedmeczowy entuzjazm studzi nieco dłuuuuuga lista zawodników, którzy narzekają na mniejsze bądź większe kłopoty zdrowotne. Po stronie Anglików wątpliwości krążą wokół kondycji dwóch mega-gwiazd, czyli Harry’ego Kane’a i Delle Allego, urazy dręczą też Lamelę, Daviesa, Rose’a, Diera i Janssena. Jeżeli chodzi o ekipę BVB, problemy ze zdrowiem mają Piszczek, Zagadou, Akanji, Alcacer, Weigl i – niestety – także Marco Reus. 29-letni Niemiec jest w tym sezonie kapitalnie dysponowany i naprawdę żal, że znów karierę zakłóca mu jakaś nieznośna kontuzja. Wiadomo na pewno, że on swoim udziałem meczu nie uświetni.
A ostatecznie właśnie dla takich boiskowych magików oglądamy Ligę Mistrzów. To ma być czas, gdy błyszczą, a nie szlajają się po gabinetach lekarskich i salkach rehabilitacyjnych. Zresztą – nigdy nie ma dobrej pory na kontuzje.
Kapitan Borussii przez pierwszą część sezonu trzymał się nieźle, kolekcjonując indywidualne wyróżnienia w Bundeslidze. Na kondycję zaczął się poważnie uskarżać dopiero w połowie stycznia, gdy opuścił ligowy szlagier, czyli starcie BVB z RB Lipsk. Wówczas mówiło się o tym, że Reus naciągnął więzadła w kolanie i dlatego musi odpocząć od grania, wydłużając sobie tym samym przerwę zimową i zyskując dodatkowy czas na regenerację. Ale na tym się nie skończyło. Niemiec niby powrócił do składu w pełni sił, lecz szybko znowu z niego wypadł – zagrał dwa razy w lidze, a potem tylko czterdzieści pięć minut przeciwko Werderowi Brema w Pucharze Niemiec. Po przerwie nie wyszedł już na murawę z powodu potężnego bólu w udzie. Okazało się, że to naderwanie włókna mięśniowego.
Żeby było śmieszniej, Niemiec prawdopodobnie nabawił się tej kontuzji zdobywając cudownego gola z rzutu wolnego. Trudno powiedzieć, czy mięsień gruchnął od obciążenia, czy po prostu z wrażenia po zjawiskowym trafieniu.
BORUSSIA PORADZI SOBIE Z TOTTENHAMEM BEZ REUSA? KURS 3.45 W LV BET!
Tak czy owak, cudów nie ma, a przynajmniej w tym przypadku medycyna okazała się bezradna, diagnoza zaś bezlitosna – Marco ma z głowy pierwsze starcie z Tottenhamem. Tym samym trener Lucien Favre (sylwetka tego jegomościa opisana została przez nas swego czasu TUTAJ) traci kluczowy element swojej układanki i absolutnego lidera drużyny. To wszystko w newralgicznym momencie sezonu. Kłopotliwa sytuacja, delikatnie rzecz ujmując.
Jeśli zaś zestawić ją z resztą szpitalnych doniesień, to nie ma się co silić na dalszą łagodność – Favre jest po prostu w czarnej dziurze.
Najpierw niech przemówią liczby.
Wg statystyk portalu Transfermarkt, Marco Reus w bieżącym sezonie zdobył już trzynaście goli w Bundeslidze, uzupełniając ten imponujący dorobek o dziewięć asyst. Dorzucił też bramkę i asystę w Champions League, ma trzy trafienia i kolejną asystę w Pucharze Niemiec. To piorunujące statystyki – na 69 goli zdobytych przez podopiecznych Favre’a, Reus brał bezpośredni udział aż przy 28 trafieniach. Wychodzi na to, że 40% goli BVB to jego sprawka. Nie jest to rzecz jasna wynik wyśrubowany do granic możliwości, choćby Leo Messi kręci w obecnym sezonie jeszcze lepsze rezultaty, ale numerki i tak działają na wyobraźnię.
W lidze wygląda to w ogóle najlepiej od lat. Reus wystąpił dotychczas w dziewiętnastu meczach – to wynik już w tej chwili bardziej pokaźny niż w całym sezonie 17/18 (11 meczów) i 16/17 (17 meczów), a zbliżony do sezonu 14/15 (20 meczów). Trzynaście goli skompletowanych już na tym etapie rozgrywek pozwala przypuszczać, że Niemiec pokusi się o przebicie swojego rekordowego wyniku strzeleckiego, czyli osiemnastu ligowych trafień. To osiągnięcie jeszcze z zamierzchłych czasów gry w Borussii Moenchengladbach w sezonie 2011/12, zresztą – zdobyte pod wodzą Luciena Favre’a.
Wówczas Reus otrzymał od Kickera najlepszą średnią notę w całej lidze: 2.58. Teraz jest trochę gorzej, ale i tak wyśmienicie: 2.71. To o wiele fajniejsza ocena niż, dajmy na to, Roberta Lewandowskiego – średnia nota Polaka oscyluje gdzieś w okolicach liczby Pi.
UWAGA, PROMOCJA! 200 PLN BONUSU DO ZGARNIĘCIA W LV BET!
Warto te cyferki podkreślać tym bardziej, że Reus nie jest jakimś specjalistą od obijania ogórków i nabijania statystyk na zespołach z ogona tabeli. Jasne, w Champions League do tej pory punktował rywali sporadycznie, pierwsze skrzypce – przynajmniej w protokołach meczowych – grali jego koledzy z drużyny. Jednak hitowe starcia w Bundeslidze to już królestwo ofensywnego pomocnika z Dortmundu – w sierpniu ukąsił Lipsk (gol i asysta), we wrześniu Bayer (gol i asysta), w listopadzie Bayern (2 gole), w grudniu Gladbach (gol), a jedenaście dni temu Eintracht (gol).
Wahania formy go, jak widać, raczej nie dotyczą – metodycznie i wytrwale dokucza całej śmietance Bundesligi, zazwyczaj skuteczność łącząc po prostu z piękną, efektowną, super-dynamiczną grą. Sam Marco zresztą powtarza, że długie miesiące spędzane w towarzystwie lekarzy, fizjoterapeutów i masażystów zmieniły jego życiową filozofię i nauczyły żyć według sławetnego hasła: “Hakuna Matata”, czyli motta Timona i Pumby z disneyowskiej opowieści o “Królu lwie”. Te słowa Niemiec umieścił nawet na swoim obuwiu. Dzisiaj Reus jest już zawodnikiem świadomym ograniczeń, jakie wynikają z jego podatności na rozmaite urazy, stąd z każdego szlagierowego meczu stara się uczynić wielkie święto i zagrać tak, jak gdyby kolejnej szansy na zabłyśnięcie miało już nie być.
Zgodnie ze słowami poety, że “trzeba śnić cierpliwie, w nadziei, że treść się dopełni”, Reus nie przestaje zatem marzyć o sukcesach, choć przeciwności piętrzy przed nim jego własny organizm. A trzeba pamiętać, że to jeden z najbardziej niespełnionych zawodników współczesnego futbolu. Największym sukcesem Marco pozostaje triumf w Pucharze Niemiec. Jak na jednego z najbardziej prominentnych przedstawicieli złotej generacji niemieckiego futbolu – jest to po prostu skandalicznie skromny dorobek.
Favre rzecz jasna swym czujnym okiem wytrawnego szkoleniowca, ale i bystrego psychologa dostrzegł rosnącą dojrzałość swojego starego-nowego podopiecznego i chętnie powierzył pupilowi mnóstwo zadań, nie tylko tych boiskowych. Reus to oczywiście motor napędowy ofensywy Borussii, ale i – może nawet przede wszystkim – mentalny przywódca tej drużyny, mentor dla nieopierzonych piłkarzy, dopiero budujących swoją pozycję w świecie futbolu. Lider szatni, któremu opaska kapitańska nie ciąży na ramieniu, a wręcz przeciwnie – dodaje skrzydeł.
– Strata Marco jest bardzo bolesna, bo to nie tylko genialny piłkarz, ale i kapitan zespołu. Nasi młodzi zawodnicy potrzebują na boisku przywódcy – stwierdził ostatnio dyrektor sportowy BVB, Michael Zorc.
Sancho i Reus. Młodość i doświadczenie. Szaleństwo i mądrość. Pasja i… pasja.
Miał pewnie na myśli przede wszystkim młodziutkiego Jadona Sancho, który robi furorę w barwach BVB i na każdym kroku podkreśla, jak ważny jest dla jego rozwoju bliski i regularny kontakt z Reusem. Na ich boiskową współpracę patrzy się z przyjemnością. – Dobrze jest mieć go obok siebie na boisku. Mówi do mnie, ciągle mi doradza. Kiedy on się odzywa, ja tylko milczę i dokładnie słucham. Muszę po prostu wprowadzać jego wskazówki w życie. To piłkarz wielkiego kalibru, dorastałem śledząc jego karierę, był moim idolem – zachwycał się Sancho. Anglik, podobnie jak jego starszy kolega, perfekcyjnie się wpasował w dynamiczny styl gry preferowany przez Favre’a.
– Jadon to nasza wielka broń. Czapki z głów za pracę, jaką wykonuje na treningach i podczas spotkań – rewanżował się komplementami Reus. – Cieszę się, będąc częścią tej drużyny. Czuję, że tutaj rodzi się coś dużego. (…) Zdaję sobie sprawę, że nie zawsze będziemy strzelać mnóstwo goli, tak jak nam się to udawało w pierwszej części sezonu. Przeciwnicy są na to za mocni, na pewno świetnie nas analizują. Musimy nadrabiać to świetną defensywą. Dlatego najważniejsza jest dla nas stabilizacja na boisku. Nie możemy oddawać pola, musimy się nawzajem wspierać i pracować dla partnerów. Każde zwycięstwo to dla nas dodatkowy zastrzyk motywacji, pewności siebie. Nasz kalendarz jest napięty, ale kolejne mecze dodają nam sił.
Kapitan pełną gębą, czyż nie?
Ostatnio ofensywna maszynka BVB trochę się jednak zacina, a i defensywa gubi się coraz częściej. Decydujące są oczywiście kłopoty ze składem, co potwierdza tylko ponadczasowe spostrzeżenie Józefa Stalina, że o wszystkim decydują kadry. Jednak były obrońca ekipy z Dortmundu, Thomas Helmer, wskazuje właśnie na kłopoty mentalne, z jakimi boryka się teraz jego była drużyna: – Problem jest duży, ponieważ dopiero teraz piłkarze Borussii odczuwają wielką presję, a jeszcze nie potrafią sobie z nią dobrze poradzić. Jako zespół, który zakończył rundę jesienną Bundesligi z sześciopunktową przewagą nad Bayernem, są już faworytem w każdym kolejnym spotkaniu. Również w Lidze Mistrzów to im dawano większe szanse na awans niż Tottenhamowi, gdzie zabraknąć może Harry’ego Kane’a. I z tymi oczekiwaniami wielu młodych zawodników ma problem.
W STARCIU TOTTENHAMU Z BORUSSIĄ PADNIE POWYŻEJ 3.5 GOLA? KURS 2.9 W LV BET!
Brak Reusa zaboli zatem Borussię nie raz, nie dwa, a potrójnie. Po pierwsze – drużyna traci lidera, przywódcę. Po drugie – skutecznego strzelca i doskonałego asystenta. A po trzecie – magiczną postać, idealnie wpisującą się w taktyczne założenia trenera.
Świetnie to przeanalizował Moses Kalinda z portalu Total Football Analysis. Jego zdaniem, rola Reusa jest nie do przecenienia już w momencie, gdy Borussia zaczyna budować swój atak od tyłu, wyprowadzając futbolówkę z własnej, defensywnej strefy boiska. Jeżeli przeciwnik decyduje się bronić głęboko i nie atakuje pressingiem, kapitan BVB pozwala sobie na wyjście z funkcji klasycznej dziesiątki i cały czas wystawia się do podania w różnych sektorach pola gry. Wciąż jest w ruchu, wciąż jest groźny, wciąż tworzy przestrzeń swoimi dynamicznymi reakcjami na boiskową sytuację.
A gdy rywale dociskają mocniej, podchodzą wysoko? Zdaniem analityka, Reus jest wtedy jeszcze istotniejszy, biorąc na siebie ciężar przeniesienia akcji do przodu. Cała drużyna Borussii stara się rozciągnąć napierających przeciwników podaniami wszerz boiska, a zadaniem Marco jest bezustannie znajdować się w takim miejscu na placu, żeby koledzy mogli mu jednym przyspieszającym, prostopadłym podaniem przekazać futbolówkę i uruchomić ofensywną kombinację.
Favre preferuje taki futbol, że Reus, choćby i chciał, nie ma zwyczajnie czasu, żeby sobie trochę poczłapać, podyrygować kolegami na stojąco. I w to mu graj.
– Wszyscy wiemy, że Reus to zawodnik wybitnie wyszkolony technicznie, ale jego najlepsze momenty na boisku to te, gdy wykonuje proste zagrania – pisze Kalinda. – Jego subtelne, ale wyjątkowo efektywne ruchy pozwalają mu rozgrywać piłkę krótkimi, szybkimi podaniami, które są szczególnie wartościowe, gdy piłkarze Dortmundu starają się przełamać obronę przeciwnika i zaatakować. Tempo ofensywnych akcji BVB dostrzega każdy – to wszystko sprowadza się do wyczucia Reusa. Jego umiejętności, żeby pozbyć się obrońcy jednym, góra dwoma kontaktami z piłką. Jego ruchy wokół pola karnego też są genialne.
Obrazek demonstrujący, z jakich pozycji Reus oddaje strzały w Bundeslidze. Jak widać, facet atakuje po prostu ze wszystkich stron boiska. Nie sposób przypisać go twardo do jednej pozycji, jest totalnie wszędobylski. fot. Understat
Czy wobec absencji kapitana i paru dodatkowych, poważnych osłabień, możemy w ogóle czegokolwiek wyjątkowego po Borussii dzisiaj oczekiwać? A może przyjechali do Londynu jak na ścięcie?
Kalinda raczej jest pesymistą w swoich rozważaniach: – Reus ciągnął ten wózek zdecydowanie zbyt długo, a niesamowita forma strzelecka Paco Alcacera też nie mogła przecież trwać wiecznie. Atak na tytuł mistrzowski i awans do kolejnej fazy rozgrywek Ligi Mistrzów jest poważnie zagrożony, jeżeli Borussia nie znajdzie szybko nowych rozwiązań taktycznych, które będą bardziej elastyczne, nieprzewidywalne i skuteczne.
Nosem kręci również Steffen Freund, były piłkarz BVB i Spurs: – Największym problemem Borussii w tej chwili jest defensywa. Zwykle tworzą ją Akanji i Zagadou, a wygląda na to, że żaden z nich nie będzie dzisiaj dostępny. W poprzednim spotkaniu Dortmund prowadził 3:0 z Hoffenheim, a jednak zremisował mecz, tracąc trzy bramki w ciągu ostatniego kwadransa. Kompletnie zatracili organizację w grze, co jest dla tej drużyny nietypowe. To udowadnia, że zespół nie jest dobrze zgrany bez dwóch podstawach stoperów. Uwierzcie mi – jeżeli ta drużyna będzie robić takie błędy przeciwko Spurs, przegra na pewno. Muszą się skupić na organizacji i poszukać nowych liderów, może w osobie Witsela. Marco Reus ma olbrzymi wpływ na tę ekipę, jest kimś takim jak Harry Kane dla Tottenhamu.
Cóż, wychodzi z tego słodko-gorzka puenta. Największą siłą przetrzebionej kontuzjami Borussii mogą być podobne kłopoty kadrowe u przeciwnika. W sumie – trochę szkoda, że obaj trenerzy nie mogą po prostu wyłożyć wszystkich kart na stół i zagrać all-in. Skoro większość asów zostanie poza grą, to można się niestety spodziewać raczej zachowawczej postawy z obu stron.
fot. newspix.pl