Uwaga, pora na gównoburzę. Na wszelki wypadek wyciągnijcie z szaf sztormiaki. Zapraszamy na ranking, która ma tak wiele wspólnego z wróżeniem z fusów, że gdybyśmy posiedzieli nad nim jeszcze godzinę, to być może proponowalibyśmy ludziom wyczytywanie przyszłości z ich dłoni jak stare cyganki. Do rzeczy: postanowiliśmy wskazać 15 najciekawszych transferów na ligowym podwórku.
W lidze, w której gwiazdami zostawali piłkarze wcześniej prowincjonalni, znikąd. W lidze, w której kosztownymi pomyłkami okazywały się naprawdę logiczne ruchy. Jeśli za pół roku wyjdzie, że na poniższej liście są przebierańcy lub kompletne niewypały, to będzie nam trochę przykro, ale czy będzie można mówić o szoku? No nie. Wszystko się może zdarzyć to banał nad banałami, ale w ekstraklasie NAPRAWDĘ wszystko się może zdarzyć.
Na co patrzyliśmy? Na tak zwany całokształt. Wiadomo, że Kuby Błaszczykowskiego Wisła Kraków nie puści już za 2,5 miliona do Frosinone, ale to nie powód, by ten ruch skreślać. Wiadomo, że Krzysztof Mączyński stracił pół roku, ale… tak, to też nie powód, by ten ruch skreślać. Wiadomo, że Iuri Medeiros nie zostanie rekordzistą pod względem występów w Legii, najprawdopodobniej spędzi w Warszawie tylko rundę, ale – zgadliście – to nie powód, by ten ruch skreślać.
Dobra, lecimy, reszta wyjdzie w praniu.
15. Mateusz Możdżeń (Korona Kielce -> Zagłębie Sosnowiec)
Przez chwilę, a nawet dwie, chcieliśmy dać tu Giorgiego Gabedawę, króla strzelców gruzińskiej ekstraklasy. Nasze wątpliwości polegały głównie na tym, że dopiero przed trzydziestką uznał, że może u siebie ładować gola za golem. Poza tym wcześniej wyskoczył jedynie na Ukrainę, dawno temu, więc jest spore ryzyko, że nie odnajdzie się w trochę lepszej lidze – szczególnie w Sosnowcu, w którym raczej nie będzie miał trzech-czterech sytuacji na mecz. Uznaliśmy jednak, że po wczorajszym zabijecie nas śmiechem.
Dlatego – po burzy mózgów – jest Mateusz Możdżeń. Wybór może i nieoczywisty, pewnie mogliśmy dać tu jakąś nową twarz. Ale równie nieoczywista była dla nas decyzja Możdżenia, który w barwach Korony dorobił się tak solidnej marki, że spokojnie powinien znaleźć miejsce w klubie, który nie musi drżeć o ligowy byt. A już w duecie z Jakubem Żubrowskim w ogóle stanowili jedną z lepszych par w lidze. Nie została rozbita ze względów sportowych – raczej dlatego, iż były piłkarz Lecha nie wiązał przyszłości z Kielcami. Naprawdę jesteśmy ciekawi, jak odnajdzie się w Sosnowcu, wśród wielu nowych twarzy z różnych kierunków. Niby zna to z Kielc, ale tu ląduje w drużynie, której bardzo głęboko w oczy zagląda widmo spadku. Przypomina nam się jego przygoda z Podbeskidziem – też nieoczywisty ruch, który skończył się lądowaniem na zapleczu (klubu, a nie Możdżenia). Po pierwszym meczu trudno o powody do optymizmu, ale poczekajmy.
14. Walerian Gwilia (FC Luzern -> Górnik Zabrze)
Jesteśmy bardzo ciekawi, jak na dyrektorskim stołku w Zabrzu sprawdzi się Artur Płatek, przez lata skaut BVB, szukający gości, którzy mogliby się odnaleźć na najwyższym poziomie. Do Górnika tacy pewnie nie trafią, ale ci negatywnie zweryfikowani przez niemieckiego giganta, a całkiem przyzwoici… Czemu nie? Przestawienie wajchy w Zabrzu jest dość wyraźne, a z zimowych transferów, na których Płatek postawił swoją pieczątkę, chyba najbardziej podoba nam się Gwilia. To podstawowy piłkarz reprezentacji Gruzji, który w piłce klubowej szczęścia szuka poza granicami – na Ukrainie, na Białorusi i w Szwajcarii. Jego przygoda z mocnym BATE skończyła wzajemnymi pretensjami i rozczarowaniem, ale coś tam również pograł. Podobno potrafi porządzić w środku pola, w trakcie przygotowań wywalczył sobie pierwszy skład, więc ciekawi jesteśmy jego współpracy z Szymonem Żurkowskim.
13. Alen Stevanović (Shonan Bellmare -> Wisła Płock)
Wskakuje do rankingu rzutem na taśmę – porozumiał się już z Wisłą Płock, ale jeszcze nie zdążył przejść testów medycznych. Kiedyś wydawało się, że wielka piłka stoi przed nim otworem. W Interze debiutował za kadencji Jose Mourinho. W świetnym Interze.
Przez następne dziewięć lat, jak się pewnie domyślacie, trochę się u niego pozmieniało. Jeśli chodzi o Serie A, dorzucił jedynie 15 występów w barwach Torino (2 gole i asysta), znacznie więcej pograł na zapleczu włoskiej ekstraklasy. W międzyczasie zmienił kontynent i spróbował sił w MLS. Ostatnie lata to już wyjazd do Serbii, gdzie grał w Partizanie, a także kolejna zmiana kontynentu – tym razem na Azję, a konkretnie Japonię. Ryzyko polega na tym, że ostatni mecz zagrał w końcówce sierpnia, ale z drugiej strony – dopiero skończył 28 lat, jest trochę czasu, by przypomniał sobie to i owo. Gdy ten skrzydłowy już grał, z reguły nie zawodził. Jeśli będzie bardziej pracowity od Dalibora, powinno być w porządku.
12. Sergiu Hanca (Dinamo Bukareszt -> Cracovia)
Biednie wyglądała Cracovia na prawym skrzydle. Na lewym swoją pozycję ustabilizował Wdowiak, a tam sytuacja była tak słaba, że Michał Probierz w końcu zdecydował się wystawać Cornela Rapę. Rozumiemy założenie – z przodu gorzej nie będzie, a przynajmniej flanka zostanie podwójnie zabezpieczona. No ale wydaje się, że z tymi manewrami już koniec, bo Hanca od pierwszego meczu daje jakość, co pozwala wierzyć, że nie skończy jak Zenjowy i Sierdierowy. W Dinamie Bukareszt miewał już naprawdę przyzwoite okresy, na tej podstawie załapał się do rumuńskiej kadry (debiutował z Polską w eliminacjach do mundialu). Na papierze wszystko się zgadza.
Włącznie z nazwiskiem – jeszcze nie wymyśliliśmy, jak połączyć je z wpadaniem w kartony, ale dajcie nam trochę czasu.
11. Juliusz Letniowski (Bytovia Bytów -> Lech Poznań)
Wielkie odkrycie pierwszej ligi jesienią – wyskoczył jak królik z kapelusza i wypracował 10 goli (7 bramek i 3 asysty) w 19 meczach, prezentując przy tym grę, która mogła się podobać. Nic dziwnego, że w Bytowie ustawiła się kolejka chętnych po tego 20-latka (było ich przynajmniej pięciu), któremu i tak za pół roku skończyłby się kontrakt. Kolejorz okazał się najbardziej atrakcyjną opcją, w dużej mierze za sprawą determinacji samego chłopaka. Dodatkowy plus – po modyfikacji przepisów załapie się jeszcze na grę jako młodzieżowiec.
– Po Julku widać, że w niektórych obszarach ma pewne zaległości – szczególnie w tym fizycznym – powiedział nam ostatnio Tomasz Rząsa, choć obserwując Letniowskiego w pierwszej lidze, mogło się wydawać, że to piłkarz na “już, teraz”, gdy mówimy o ekstraklasie. Za to minusik, bo Kolejorz jednak potrzebował wzmocnienia, które pomoże od razu, a nie za jakiś czas. Tak więc czekamy.
10. Martin Kostal (Wisła Kraków -> Jagiellonia Białystok)
Jedno z odkryć rundy jesiennej. W pewnym momencie był już o krok od Puszczy Niepołomice, nie wiązano z nim w Wiśle wielkich nadziei. Ot, kolejny Słowak, który nie odpalił w Polsce. Jeszcze na początku sezonu tylko wchodził z ławki, i to nie za każdym razem, i pokazywał dość mało. Aż w końcu przyszedł mecz z Lechem Poznań, w którym wyszedł w pierwszym składzie i był głównym architektem powrotu z dalekiej podróży – od stanu 0-2 do wygranej 5-2. Tydzień później w meczu z Górnikiem zabrał na karuzelę Michalskiego, dorzucił asysty i było jasne, że zostanie w składzie na dłużej. Brakowało mu regularności, zapunktował do kanadyjki jedynie w meczu z Legią, ale i tak trzeba mówić o przełomie. Teraz Jagiellonia sprawdzi, czy stać go na bardziej regularną grę na naszym najwyższym poziomie. Zaczął od asysty, choć swoją postawą dupy nikomu nie urwał.
9. Salvador Agra (Cadiz FC -> Legia Warszawa)
Z jednej strony transferom Legii musi towarzyszyć nutka niepokoju. Albo nawet cała pieśń. Wydaje się, że warszawski klub powtarza swój niedawny błąd. Był zaciąg bałkańskiego sztabu, ale sztabu już nie ma i trzeba płacić rachunek. Teraz jesteśmy w środku zaciągu portugalskiego, a jak doskonale wiemy – Sa Pinto w klubach, które prowadzi, korzeni nie zapuszcza. Inna sprawa to ocena sprowadzonych zawodników. Agrę umieszczamy w szufladzie z napisem: “może wypalić”. CV ma przyzwoite, kariery robili u nas goście ze zdecydowanie słabszym życiorysem.
Dość szybko, na podstawie pobytów w Realu Betis i w Sienie, ustalono, że to nie jest piłkarz na topowe ligi. Ustalono też, że nie jest to piłkarz na portugalską wielką trójkę, bo w Benfice nigdy nawet nie zadebiutował. No ale już gra w Bradze czy taki sezon w barwach CD Nacional robią wrażenie.
Do odbudowania.
8. Stefan Scepović (MOL Vidi FC – > Jagiellonia Białystok)
Z reguły podejrzliwie patrzymy na piłkarzy, którzy nie potrafią usiedzieć dłużej w jednym miejscu, a Scepović zalicza właśnie czternastego pracodawcę. Broni go jednak fakt, że nie krążył tylko pomiędzy drużynami, których nazwy mówią nam bardzo niewiele. Jest Sampdoria i Club Brugge w młodym wieku, jest Partizan, jest Getafe, Celtic i Sporting Gijon. Nie wszędzie należał do ulubieńców kibiców i trenerów, ale sześć goli w La Liga i dwadzieścia trzy w Segunda Division to wyniki, które mają swoją wymowę. Oczywiście to osiągi sprzed kilku lat, ostatnio Scepović popadł w niełaskę na Węgrzech i nie grał, ale nie przesadzajmy w drugą stronę – na liczniku gościa nie ma jeszcze trójki z przodu, więc na pewno może sobie przypomnieć o dobrych czasach.
Na razie nie najlepiej świadczy o nim fakt, że przegrał rywalizację z Patrykiem Klimalą, ale krzyżyka na nim stawiać nie można.
7. Sławomir Peszko (Lechia Gdańsk -> Wisła Kraków)
Nie ma co kryć, mieliśmy tu spory dylemat. Pewnie zresztą wiecie, że bardzo sceptycznie podchodziliśmy do jego przeprowadzki do Krakowa. Czy klubowi, który cudem wyszedł na prostą, niezbędny jest gość, który do Małopolski przeniósł się z – że tak to ujmiemy – takim bagażem negatywnych doświadczeń? Jeśli chodzi o – nazwijmy to – pijar, budowanie klubu na trochę innych fundamentach niż do tej pory, słaby ruch. Tym bardziej, że jest niebezpieczeństwo, że zaraz coś odwali i nie można będzie na niego liczyć. No i nie grał przez pół roku.
Z drugiej strony… Gdy zapomnimy na chwilę o wszystkich odpałach, gdy bez tych negatywnych emocji, spojrzymy na jego CV, wyjdzie nam, że kasuje wielu gości, o których pomyśleliśmy zimą: “on nie musi być szrotem”. Na pewno będzie szczególnie zmotywowany, żeby pokazać, iż jeszcze się nie skończył. Oby tylko spożytkował to we właściwy sposób.
6. Krzysztof Mączyński (Legia Warszawa -> Śląsk Wrocław)
Wysoko, bardzo wysoko, jeśli skupimy się na tym, jak wyglądała jesień Mączyńskiego. Został nagle odstrzelony przez Sa Pinto, szanse na grę w pierwszej drużynie miał mniej więcej takie jak pracujący w klubie Jacek Zieliński. Jednak gdy na Mączyńskiego spojrzymy szerzej, wyjdzie nam, że Śląsk podpisał chodzącą gwarancję solidności. Jego drogi z kadrą rozeszły się chwilę przed mundialem, ale wcześniej był niedocenianym żołnierzem Nawałki. Jeśli trener Śląska będzie potrafił wykorzystać w podobny sposób jego atuty, jesteśmy spokojni o to, że 31-latek jeszcze będzie coś znaczył.
Ten transfer podoba nam się również dlatego, że to zaspokojenie najpilniejszej potrzeby drużyny. W Śląsku jesienią tak bardzo brakowało gracza środka pola, że próbowano łatać tę dziurę nawet Igorsem Tarasovsem. Powiecie, że Łotysza należy odsuwać jak najdalej od bramki, ale… no nie.
5. Zoran Arsenić (Wisła Kraków -> Jagiellonia Białystok)
Kolejny facet, który pewnie nie trafiłby do innego polskiego klubu, gdyby Wisła Kraków była choć w części zdrowo zarządzonym przedsiębiorstwem. 24-letni Chorwat wyjechałby za granicę, a nie na Podlasie, bo i wiek ma odpowiedni, i umiejętności całkiem niezłe. Może nie jest to materiał na gracza z ligi TOP5, ale w każdej pozostałej, czyli w kilkunastu lepszych od naszej, mógłby się odnaleźć. Solidny w obronie, a i do akcji ofensywnych potrafi się podłączyć – jeśli chodzi o stoperów, był w tym aspekcie bodaj najefektowniejszy w lidze. Jesienią nie grał od deski do deski, ale jesteśmy pewni, że w Jagiellonii odcisków od siedzenia się nie dorobi – tym bardziej, że może grać też na prawej obronie.
4. Timur Żamaletdinow (CSKA Moskwa -> Lech Poznań)
Lech, przynajmniej takie mamy wrażenie, nie planował tego ruchu, na pozycji napastnika rywalizację miał sporą. Ale, ale, ale… Trafiła mu się okazja, obok której trudno było przejść obojętnie. Wydawało się, że poznaniacy mogą zrobić jakiś interes z CSKA Moskwa tylko wtedy, jeśli sprzedadzą Rosjanom jakiegoś gracza, tymczasem to do Polski trafił gość, który jesienią 16 razy zagrał w stołecznej drużynie, dwa z tych występów miały miejsce w Lidze Mistrzów. Jakkolwiek patrzeć, Żamaletdinow z trzema golami na koncie był też trzecim strzelcem drużyny. Poza tym, to talenciak (kilka lat temu Guardian umieścił go na liście najzdolniejszych graczy na świecie), którego wypożyczenie do Lecha wywołuje w Rosji emocje. Gdy w eter poszła wiadomość, że Lech zapewnił sobie opcje wykupu, zapanowało zdziwienie. Gdy coraz głośniej zaczęło się mówić o tym, że kosztowałoby to tylko 600 tysięcy euro, zdziwienie zastąpił szok.
Nie będzie miał w Poznaniu łatwo, jego problem nazywa się Christian Gytkjaer. Wydaje nam się, że jeśli odpali, to w sposób spektakularny. Jeśli nie, to w Wielkopolsce wielkiego płaczu nie będzie.
3. Jesus Imaz (Wisła Kraków -> Jagiellonia Białystok)
Jeden z najlepszych ofensywnych graczy w rundzie jesiennej w całej lidze – nieczęsto zdarzają się takie ruchy na rynku wewnętrznym. Ten był możliwy dlatego, że Wisła Kraków potrzebowała hajsu. Jeśli Hiszpan po przeprowadzce na Podlasie nie zapomni, jak się gra w piłkę, Jagiellonia zyskała argument w walce o mistrzostwo. Aż zdziwiliśmy się, że mocniej nie powalczyły o niego kluby, których nazwy zaczynają się na “L”. Jesteśmy ciekawi, jaką rolę przewidział dla niego Ireneusz Mamrot. Rozgrywający, który miałby zastąpić Pospisila? Skrzydłowy rywalizujący o miejsce po Frankowskim z Kostalem? Fałszywa dziewiątka?
Opcji jest wiele, a jedno jest pewne – Imaz zapewnia komfort.
2. Iuri Medeiros (Genoa -> Legia Warszawa)
Z jednej strony – tylko 170 minut jesienią. Z drugiej – w całkiem doborowym towarzystwie.
Wypożyczenie do Genoi – za milion euro! – okazało się kompletnym niewypałem, ale 24-letni gracz Sportingu to i tak materiał na ligową gwiazdę numer jeden. Nieczęsto zdarza się, że trafiają do Polski piłkarze, których nazwiska znamy bez sprawdzania w Google – już samo to jest wymowne. Niedawno uchodził za jeden z największych talentów w Portugalii.Oczywiście w jego karierze musiało coś się sknocić, że na tym etapie wylądował w Warszawie pod skrzydłami Sa Pinto, ale przyzwyczailiśmy się już do tego, że odbudowują się u nas piłkarze z problemami. Gdy pytaliśmy o niego, a dokładniej o słabe strony, Ricardo Granadę, dziennikarza portugalskiego dziennika „Record”, usłyszeliśmy:
Myślę że można mówić o nim w kategorii niespełnionego talentu. Wszyscy spodziewali się, że nastąpi wybuch jego potencjału, ale trwa to dłużej niż zakładano. Słyszałem opinie, że mógłby bardziej przykładać się do bycia piłkarzem.
Cóż, jeśli uzna, że jednak warto się ogarnąć, Legia powinna mieć z niego wiosną dużo pożytku.
1. Jakub Błaszczykowski (VfL Wolfsburg -> Wisła Kraków)
Jeszcze nie wybiegł na boisko, a już został uznany za legendę Wisły Kraków. Wystarczyło: wrócić po wielu latach do klubu znajdującego się na granicy upadku, pożyczyć mu po raz kolejny spore pieniądze, grać za symboliczną wypłatę, która i tak będzie przekazywana na cele charytatywne… Napisaliśmy już o tym sporo, ale jeszcze raz: KLASA.
Sęk w tym, że za chwilę przyjdzie moment, w którym trzeba będzie pokazać się na boisku. Dwa proste pytania. Czy potrafimy sobie wyobrazić, że Kuba, szczególnie biorąc pod uwagę bardzo wysokie oczekiwania, nie zostaje gwiazdą Wisły i całej ekstraklasy? Potrafimy – czasami powroty doświadczonych graczy do ligi bolą, a za Błaszczykowskim rok, w trakcie którego w klubie rozegrał 123 minuty. Czy naszym zdaniem tak się stanie? Nie, bo to zbyt dobry zawodnik – nawet jeśli Bundesligę czy Puchar Niemiec wygrywał kilka lat temu, nawet jeśli w finale Ligi Mistrzów nie występował w zeszłym roku, to gracza z takimi osiągnięciami w CV próżno u nas szukać. O tych reprezentacyjnych nawet nie ma co wspominać. Kilka takich asyst ja ta z Feyenoordem i wszyscy będą zadowoleni.
Fot główne. newspix.pl