Za nami tysiące przejechanych kilometrów, setki godzin rozmów na temat szkolenia i dziesiątki wypitych kaw w dyrektorskich gabinetach. Za nami 16 napisanych tekstów i 16 wyprodukowanych filmów. Za nami ekstraklasowa część „Ligi od Kuźni”, cyklu, który przez ostatnie miesiące wspólnie z PKO Bankiem Polskim publikowaliśmy na łamach Weszło!
Liga od kuźni budziła emocje. Zarówno te pozytywne, jak i negatywne.
No bo…
… dlaczego tak mało gwiazdek?! Przy tylu wychowankach?!
… pogięło was, tyle gwiazdek?! Z taką bazą?!
… w jaki sposób oceniacie te akademie?! Przecież klub X w porównaniu z klubem Y powinien wypaść blado!
Wiele powinniśmy, wiele nie powinniśmy… obiecaliśmy jednak gdzieś po drodze, że podsumujemy “Ligę od kuźni”, kiedy przyjdzie na to odpowiednia pora. I to jest właśnie ten czas.
Pomimo całych dni spędzanych w każdej akademii, dziesiątek godzin rozmów na temat szkolenia, szczegółów funkcjonowania poszczególnych podmiotów, a także tysięcy znaków napisanych na temat i kilkunastominutowych filmów produkowanych przez Weszło TV, i tak kolejne odcinki „Ligi od Kuźni” dla większości ich odbiorców sprowadzały się do… oceny gwiazdkowej.
W pięciostopniowej skali najlepiej wypadły Zagłębie Lubin i Lech Poznań. One zgarnęły komplet. Nieco niżej były Pogoń Szczecin i Legia Warszawa, a najgorzej w naszych oczach zaprezentowały się Arka Gdynia, Wisła Płock, Cracovia oraz Zagłębie Sosnowiec.
Działacze Arki skontaktowali się zresztą z nami w tej sprawie, przesyłając dodatkowe materiały i informacje, których nie otrzymaliśmy wcześniej, w terenie. Niewykluczone, że ocena struktur gdyńskiego szkolenia zostanie w niedalekiej przyszłości zweryfikowana.
Na wstępie zatem – dlaczego piątki? Przyjęliśmy, że skala dotyczy szkolenia w Polsce. Nie porównywaliśmy się od początku z FC Barceloną, Ajaxem Amsterdam, Manchesterem City, Benficą Lizbona czy VfL Wolfsburg. Nie równaliśmy do europejskich potęg, bo pewnie całościowo musielibyśmy zwrócić też uwagę na końcowy efekt, który obniżyłby najlepszym oceny do takich, że dla najgorszych w Ekstraklasie mogłoby zabraknąć skali. A przecież przed nami I liga…
Każda gwiazdka to było dla nas jedno z pięciu kryteriów:
1. ORGANIZACJA PRACY, czyli jak wyglądają: system pracy, poszczególne procedury w funkcjonowaniu akademii, metodyka i program szkolenia, periodyzacja i harmonogram pracy w ujęciu mikrocyklu, mezocyklu i makrocyklu, w odniesieniu do przygotowania fizycznego, technicznego oraz taktycznego, model gry.
2. BAZA TRENINGOWA, czyli infrastruktura (własna, wynajęta, w jednym miejscu czy rozrzucona po mieście?) – liczba i jakość boisk, szatni, budynek akademii, dostęp do siłowni, basenu, odnowy biologicznej, sal audiowizualnych.
3. WYNIKI, czyli na jakim poziomie na co dzień występują najstarsze grupy szkoleniowe (ligi centralne, wojewódzkie?) oraz liczba wychowanków w Ekstraklasie, w pierwszej drużynie, I czy II lidze.
4. DOŚWIADCZENIE, czyli od ilu lat akademia funkcjonuje na nowych zasadach? Ile czasu minęło od „rewolucji”, o której często była mowa? Kiedy do klubu trafili ludzie obecnie zarządzający projektem?
5. PROFESJONALIZM W PRACY I OGÓLNE WRAŻENIE, czyli współpraca ze szkołą, psychologiem, dietetykiem, dostęp do bursy, sztaby trenerów przygotowania fizycznego, monitoring obciążeń treningowych, testy sprawnościowe, opieka medyczna, trenerzy na etatach, dodatkowe projekty.
Trzeba też na samym wstępie zrozumieć, że nie mogliśmy ocenić tego, co w szkoleniu kluczowe.
Poziomu i jakości zatrudnionych w klubie trenerów.
To klucz, ale jak go zweryfikować? Jedyną możliwością byłoby spędzić w każdej akademii po kilka tygodni i osobiście poznać poszczególnych szkoleniowców. Pewnie, pierwsze wrażenie i rozmowy odbyte w kolejnych ośrodkach pozwalały zarysować ogólny obraz, z kim mamy do czynienia. Ale to tylko zalążek.
Tych, którzy są najważniejsi w procesie szkoleniowym, odróżnia wiele. Wierzymy jednak, że określony system pracy i jej organizacja są w stanie wyeliminować elementy nierokujące oraz pozwolić na zatrudnienie w ich miejsce jednostek wyróżniających się.
Nie będąc na wielu treningach, musieliśmy zaufać prezentacjom i temu, że akademie starają sie realizować nakreślone założenia. Jedna czy dwie jednostki to za mało, żeby wyciągnąć jakiekolwiek wymierne wnioski. Staraliśmy się być jednak maksymalnie dociekliwi, mając z tyłu głowy fakt, że papier przyjmie wszystko.
To samo było choćby z intensywnością pracy, którą weryfikowaliśmy tylko wirtualnie. Natomiast tutaj znów – jedni od ręki dzielili się dostępem do Polar Flow (platformy do monitorowania pracy serca zawodnika podczas zajęć), a inni kluczyli.
Kryteria kryteriami, ale nawet ustalając je od początku, pewnych realiów nie było łatwo do siebie… porównać. Po prostu.
Gdyby nasze wojaże wyglądały tak, że przyjeżdżamy do każdego ośrodka, a tam wokół stadionu i boisk przeznaczonych dla pierwszej drużyny widzimy budynek akademii z określoną liczbą płyt treningowych, moglibyśmy te miejsca ze sobą zestawić. Ale taką bazą pochwalić może się tylko Zagłębie Lubin. No, może jeszcze Pogoń Szczecin.
W „Lidze od Kuźni” nic nie było czarne i białe. Wszystko mieniło się w najróżniejszych odcieniach szarości. Każde miejsce było inne, charakteryzowało się swoją specyfiką. I to w tym podsumowaniu chcieliśmy mocno zaznaczyć.
Bo jakie wytyczne przyjąć przy ocenie końcowej tej najprostszej do weryfikacji, wydawałoby się, infrastruktury?
Przykład? We wspomnianym już Szczecinie boiska przy Karłowicza należą do miasta, są zarządzane przez MOSiR i dzierżawione przez Pogoń. „Portowcy” chwalą się nimi, bo to na skalę kraju ewenement. Ale już w takim Wrocławiu nad bazą lamentują wszyscy wokół. Fakt, Śląsk nie ma żadnego boiska do treningów młodzieży. No ale zaraz, zaraz – przecież to również klub miejski, który w stolicy Dolnego Śląska ma pierwszeństwo na rezerwacje według swych potrzeb. Za bezcen więc WKS ćwiczy na najlepszych miejscowych płytach, a odległości między ulicą Sztabową, Niskimi Łąkami czy tutejszym AWF-em są niewielkie. Jak to się ma do Szczecina? Tu krytyka, tam pochwały?
W Szczecinie wszystko zlokalizowane jest w jednym miejscu, mówicie, a Śląsk rozrzucony jest po całym mieście. Okej. Tylko jak w takiej sytuacji ocenić Lecha Poznań? Tego pięciogwiazdkowego, tego będącego przykładem dla innych?
Wronki od Poznania dzieli… 48 kilometrów. Kiedy przed 16:00 chcieliśmy przejechać do stolicy Wielkopolski, ledwie zdążyliśmy z Karolem na pociąg przed 18:00. A i tak końcówkę trasy musieliśmy przebyć tramwajem, bo korek uliczny był nie do przezwyciężenia. Prawdziwa katorga. Ale w sumie chyba tylko dla trenerów, bo przecież najstarsi zawodnicy żyją, mieszkają, funkcjonują i chodzą do szkoły we Wronkach.
Nie, w sumie nie. Trenują w Popowie, a to znów 4 kilometry od Wronek. Że między tymi miejscowościami przejechać można szybciej niż w centrum Wrocławia? Ale jak to teraz ocenić w obliczu gwiazdek? Pełna czy jednak pół?
Dostało się nam też za Legię, ale niezaprzeczalnym faktem jest to, że stołeczni warunki do pracy mają niezłe. Wynajęli boiska na Marymoncie i w Rembertowie, przy planach kompleksowego ośrodka, który niebawem ma powstać, wieczne podkreślanie tego, że warszawianie trenują tylko na jednym boisku przy Łazienkowskiej, jest dla nich mocno krzywdzące. Tym bardziej w odniesieniu do realiów, w których wciąż się poruszamy i w których większość akademii po kolejnych miastach jest rozsypana całkowicie.
Sami zaczęliśmy się nawet zastanawiać czy to, że Wronki są tak daleko od Poznania, to jest jakiś problem? Wspaniale czuliśmy się w Lubinie, gdy przechadzając się po boiskach treningowych w tle widzieliśmy ekstraklasowy stadion. Ta psychologiczna zagrywka to nie tylko frazes, że marzenia są na wyciągnięcie ręki. To naprawdę działa, ten klimat czuć w powietrzu. Ale z drugiej strony, w Lizbonie Benfica centrum w Seixal zlokalizowała 34 km od Da Luz. Legia w Książenicach też będzie oddalona od Łazienkowskiej. I znów pozostaje nam tylko subiektywna ocena.
Liczba szatni? Siłowni? Niektórzy liczyli te przystadionowe, inni brali pod uwagę także te w budynku klubowym, z których na wyłączność korzysta pierwsza drużyna. Siłownia mogła być w klubie własnością, ale też należeć do prezesa, jak w Wiśle Płock, a mimo to być w pełni dostępna dla zawodników.
Współpraca z pierwszą drużyną to w ogóle niezły miszmasz. Przecież każda ekstraklasowa ekipa ma boisko do treningu, zazwyczaj jest ono też wyłączone dla drużyn młodszych. Czy do tabeli statystyk doliczać zatem to pole gry? Pewnie że nie, chyba że w klubie mówią, że raz czy dwa w tygodniu z murawy korzystają juniorzy. Co wtedy? To tylko część z kłopotów w definiowaniu i ocenianiu przez pryzmat suchych faktów oraz liczb.
Dużo szumu było również wokół wychowanków. Niektórzy dzielili się nazwiskami tych, których wyprodukowała powstała kilka lat temu akademia. Inni wspominali lata 90. i z jednej strony – dlaczego nie mamy nanieść ich na tabelę, skoro nawet trener koordynator pracuje w tym klubie od ponad 40 lat (tak, chodzi nam o Jagiellonię Białystok i trenera Karalusa)? Inni nie wspominali, bo może nie mieli się kim pochwalić? A może kompletnie nie łączą tych podmiotów, które stworzyły wcześniejsze gwiazdy, z dzisiejszą strukturą? Jagiellonia chwali się i jest dumna z Tomasza Frankowskiego czy Marka Citko. To jest jej sprawa.
Po drodze jeden z przedstawicieli klubowych zwrócił nam uwagę na interpretację słowa „wychowanek”. Bo przykładowo Krzysztof Piątek w Zagłębiu zagrał tylko 11 razy w Młodej Ekstraklasie, będącej w tamtym czasie w zasadzie czymś w rodzaju drużyny rezerw. Czy można potraktować go jako wychowanka, czy nie? Później, już przez podłączone pod akademię rezerwy, przebił się do pierwszego składu Miedziowych. Z drugiej strony, jeśli ktoś, jako 9-latek, przez rok trenował w małym, lokalnym klubiku i zmienił go na ekstraklasową akademię po sezonie, trudno, żeby kilka lat później całe zasługi szkoleniowe przypisywać temu pierwszemu.
W Legii przyjęto, że wychowanek to zawodnik, który przez przynajmniej dwa lata do etapu U19 trenował w akademii. My nie byliśmy aż tak skrupulatni i każdego, kto w jakiejś mierze szkolony był przez dany podmiot, kwalifikowaliśmy do zestawienia „najlepszych zawodników akademii”.
W naszych ocenach istotny był natomiast poziom sportowy, bo skoro ktoś trzema drużynami mógł pochwalić się na poziomie lig centralnych, znaczyło to, że można już mówić o jakiejś powtarzalności. Najważniejszym w klubach jest przecież, by jego piłkarze rywalizowali na najwyższym poziomie. Z jak najlepszymi przeciwnikami.
Ale jak podejść do wyników osiąganych przez zespoły juniorów młodszych czy starszych? Te już pokazują w jakiś sposób, jak pracuje akademia przecież. Część z drużyn jednak wystawia roczniki młodsze.
Jak odnieść się więc do perfekcyjnie zorganizowanej Miedzi Legnica, która otoczona Zagłębiem Lubin i Śląskiem Wrocław dla chłopaków z regionu jest ciągle trzecim wyborem i poprzez to poziom piłkarski w Legnicy jest niższy niż we wspomnianych ośrodkach?
Pomyślcie sobie teraz, jak wielkim wyzwaniem było ocenianie modelu gry, przygotowanej metodyki pracy oraz jej organizacji. Kompletnie odeszliśmy od tego, by uznawać wyższość wzorców portugalskich nad holenderskimi czy odwrotnie, ale by jednoznacznie przyznawać plusy i minusy określonym działaniom… No właśnie, sami wyobraźcie, sobie jak skomplikowane było to zadanie.
Pytacie „w jaki sposób wyciągnęliście więc wnioski tak szybko?”. No to weźmy sobie przykład:
Akademia A: – Model gry? Trenerzy mają go w głowie, sporo dyskutujemy na ten temat i poprawiamy na bieżąco.
Akademia B: – Model gry ma 398 stron, jego główne założenia to X, Y i Z, proszę przejrzeć…
Od razu widać, jak kto jest przygotowany i na ile usystematyzowane jest to, co chce nam przekazać. Zgodzicie się chyba, że program szkolenia czy model gry w żaden sposób nieudokumentowany bądź pilnie strzeżony przed wyświetleniem nam w Power Pointcie, wobec współpracy z kilkunastoma czy nawet kilkudziesięcioma innymi ludźmi (trenerami, koordynatorami itd.), nie ma racji bytu.
Te różnice, wbrew pozorom, nie były wcale takie małe i grupa akademii w górnej połówce naszej klasyfikacji, z małymi wyjątkami na plus i minus, faktycznie miała się czym pochwalić. Ocena zawsze będzie subiektywna, ale jakiś poziom precyzji zachować się nam chyba udało.
Po drodze popełniliśmy też parę błędów, do których nie boimy się przyznać. Z perspektywy czasu wiemy, że zbyt negatywnie oceniliśmy Sosnowiec. W Gdyni z kolei, ocenionej na jedną gwiazdkę, ludzie w klubie sami chcieli dostać „gonga”. – Nie chcemy, żebyście lukrowali. Chcemy pokazać prawdę, być może to zmobilizuje kogoś do działań i da do myślenia – przywitali nas.
Podsumowując, „Liga od kuźni” to była wspaniała przygoda. Dla mnie, jako trenera, możliwość wejścia do miejsc, w których być może w przyszłości sam chciałbym pracować. Pozwalająca zweryfikować mi medialne doniesienia i na własnej skórze odczuć etos pracy w nich panujący.
Na reportaż poświęcaliśmy cały dzień, zazwyczaj od samego rana do późnego wieczora. A w zasadzie to nam poświęcano czas. „Kumaty” dyrektor czy koordynator, który z otwartymi ramionami witał nas w klubie, na pewno miał wpływ na to, jak opisaliśmy więc jego akademię. Ale z drugiej strony – czy nie rolą takiej funkcyjnej osoby jest też przedstawienie filozofii pracy organizacji na nieco szerszym polu? Chyba tak. Naszym zadaniem było nie dać się zrobić w konia, a zadać tyle trudnych pytań, by móc zweryfikować przedstawienie ze stanem faktycznym.
Każdy ma pełne prawo do własnej opinii. Pewnie po szesnastu wizytach wśród szesnastu akademii znalazła się taka, podczas której nas omamiono. Pewnie był też ośrodek, którego ludzie nim zarządzający nie potrafili odpowiednio „sprzedać” swoich wartości, czym z kolei punktowali inni. Pewnie tak było. My ocenialiśmy według własnych intuicji, wiedzy i obserwacji. Pomogła przy tym znajomość środowiska i jego stosunek do danej akademii, bo ten trudno byłoby zignorować.
Oceny, choć w większości należały do mnie (biorę na klatę krytykę), to były zawsze konsultowane z Karolem, czyli realizatorem nagrań. W siedmiu przypadkach zależały też od innych redaktorów Weszło, którzy dany reportaż tworzyli (ze mną lub bez).
Ilu ludzi, tyle zdań. Obiektywna ocena kogoś innego, trzymając się naszych ustaleń i ram, w moim mniemaniu różniłaby się w niektórych przypadkach o maksymalnie pół gwiazdki. Ogólny odbiór, wrażenie, prezentacja zasobów, którymi dysponuje akademia, zostały przez nas przedstawione w gwiazdkowej formie.
Pięć boisk, gwiazdka w górę. Wygrana w CLJ-ce – kolejna. Trenerzy z licencjami tylko UEFA A i Elite Youth? Następny plus. Mam nadzieję, że udowodniliśmy wam, że tak łatwo wcale nie było.
Bo tak to można ocenić wynik zamkniętego testu. Zestawić ze sobą powierzchnie największych krajów świata. Albo zarobki prezesów ekstraklasowych spółek.
Złożoność tematu przy akademiach była olbrzymia, różnorodność ocen była większa, niż się pozornie wydawało.
Dziwiło mnie wielkie larum, że tak małe są dysproporcje między najlepszymi, a tymi np. w środku stawki. No to spójrzmy na wyniki. Czy Lech, Legia, Pogoń i Zagłębie w ligach centralnych faktycznie rywali biją po 12:0?
A o tym, że ktoś infrastrukturę będzie stawiał ponad liczbę wychowanków, czy metodykę pracy bardziej ceni od jej organizacji, zdawaliśmy sobie sprawę od początku.
Nie chcieliśmy tworzyć laurek, a być może czasem takie mieliście odczucie. Pamiętajcie o tym, że jak przyjeżdża dziennikarz Weszło i spotyka się z ludźmi, którzy całe swoje serce wkładają w funkcjonowanie akademii, to wiadomym jest, że pokażą ją z jak najlepszej strony. Opowiedzą o tych projektach i inicjatywach, którymi pochwalić się warto. Mankamenty wychwytuje się znacznie trudniej.
Jednak moim zdaniem szkolenie w Polsce mocno drgnęło.
Po tym jak wybudowaliśmy piękne stadiony, przyszedł czas na infrastrukturę i bazy treningowe. Kwestią czasu wydają się być porządne obiekty, a podwaliny pod nie są już tworzone w formie usystematyzowanej i zorganizowanej pracy akademii, modeli gry i programów treningowych.
Jak mawia dyrektor i trener Marek Śledź, szkolenie w akademii musi być systemowe, nie może być incydentalne. I znów – to wszystko, co przedstawiano nam w kolejnych gabinetach, jest jak gotowy fundament pod określony system pracy.
Gdzieniegdzie zalany betonem, gdzieś indziej już na etapie nawet późniejszej budowy.
Często spotykałem się z pytaniami trenerów o to, dlaczego jest więc tak źle, skoro jest tak dobrze?
Ja myślę, że nie dlatego, że tak skutecznie oczy zamydlili nam ci, którzy nas gościli. Pamiętajmy, że proces szkoleniowy trwa kilka lub kilkanaście lat. Efekty poukładanych działań na dzisiejszych 8-latkach poznamy więc dopiero za mniej więcej dekadę. Kto funkcjonuje tak długo na profesjonalnym poziomie? Potrzebujemy cierpliwości i ewaluacji tego, co zostało w ostatnich miesiącach na coraz bardziej masową skalę stworzone.
Za genialną współpracę muszę z tego miejsca podziękować Karolowi. Tak, temu od „One Man Show”. Karol ma wybitne oko do obrazków i to dzięki niemu oglądaliście co tydzień tak przyjemne wideo.
Ale na szczęście to jeszcze nie koniec! Wisienka raczej za nami, ale szkoleniowy tort podzielony jest na znacznie więcej niż 16 kawałków. I liga, kilka projektów bez zespołów seniorów lub notowanych nieco niżej? Czemu nie! I tam znajdą się perełki, o to się nie bójcie.
Czekamy na wasze kolejne zastrzeżenia i uwagi. Im bardziej kąśliwe i merytoryczne – tym lepiej!
PRZEMYSŁAW MAMCZAK