Zapowiadając mecze pierwszej rundy Australian Open pisaliśmy, że to Iga Świątek ma największe szanse na awans ze wszystkich naszych reprezentantów. I sprawdziło się, bo Polka pokonała Anę Bogdan w trzech setach. Mniej szczęścia mieli nasi singliści: Kamil Majchrzak i Hubert Hurkacz przegrali swoje spotkania.
Cała trójka debiutowała w pierwszej rundzie australijskiego turnieju i, co trzeba przyznać, losowanie najbardziej sprzyjało warszawiance. Dostała rywalkę solidną, ale taką, którą była w stanie pokonać. I jesteśmy gotowi zaryzykować stwierdzenie, że gdyby nie problemy fizyczne, to zrobiłaby to nawet w dwóch setach, bo pierwsza partia pokazała, jak wielki tkwi w niej potencjał. W pełni zdominowała w niej Rumunkę, kontrolowała wydarzenia i ani na chwilę nie oddała inicjatywy. Trudno też było wskazać jej słabszy punkt – począwszy od serwisu, przez forehand i backhand. Wszystko funkcjonowało dobrze.
Błędy pojawiły się w drugim secie i to one przeważyły szalę zwycięstwa w tamtej partii na stronę Bogdan. Co nas martwiło, to brak widocznego planu B, czegoś, co mogłoby odmieniać losy setów, gdy zacina się gra Światek z głębi kortu. Trzeba tej dziewczynie dodać nieco wszechstronności, bo już teraz potrafi zaprezentować się znakomicie, a wtedy mogłaby być… nie, nie napiszemy tego. Nie będziemy zapeszać. Jesteśmy jednak pewni, że Iga i jej sztab trenerski pewnie sobie to dokładnie przeanalizują i wyciągną właściwe wnioski. Do tej pory im się to udawało, więc nie mamy powodu przypuszczać, by tym razem miało być inaczej.
Co w jej grze imponuje nam najbardziej, to chyba to, że ta dziewczyna przypomina robota. Kojarzycie, jak o Rogerze Federerze mówiono, że gość na korcie po prostu robi swoje, a emocje zostawia w szatni? Iga właśnie tak wygląda. Po ostatniej piłce trudno było dopatrzyć się nawet cienia uśmiechu na jej twarzy. Zresztą, to przecież „tylko” wygrana w pierwszej rundzie turnieju wielkoszlemowego, z czego tu się cieszyć… A nie, czekajcie, jednak by wypadało. Serio, po ostatnim punkcie to my przed telewizorem, pokazaliśmy prawdopodobnie więcej emocji niż Świątek przez cały mecz. Ale nam to pasuje, bo ten układ na razie sprawdza się wyśmienicie.
Teraz na drodze Igi stanie Camila Giorgi. Włoszka, która – zdaniem Tomasza Lorka, komentatora Polsatu Sport – zdecydowanie jest w zasięgu Polki. Giorgi nigdy w Australii nie doszła dalej niż do trzeciej rundy, ale w ostatnim sezonie wspięła się na najwyższe miejsce w rankingu, a aktualnie jest 28. Na koncie ma też dwa wygrane turnieje WTA i… bardzo złe wspomnienia związane z Polską. W naszym kraju trzykrotnie dochodziła bowiem do finału w Katowicach i zawsze wyjeżdżała ze Śląska jako pokonana. Z Igą spotka się nie w Spodku, a w Melbourne Park, ale może warto by postarać się o to, by zapamiętała nie tylko nasz turniej, ale też tenisistkę?
Swoją drogą od pewnego momentu Igę z trybun dopingował Kamil Majchrzak. I tu wyrazy uznania dla Polaka, bo on sam przeżył wcześniej wręcz dramatyczny mecz. Na Margaret Court Arena, jednym z głównych obiektów australijskiego szlema, prowadził już 2:0 z Keiem Nishikorim (turniejową ósemką!) i grał po prostu fantastycznie. Jego backhand można by oprawić w ramkę, powiesić na ścianie i się zachwycać. Serio, nie przesadzamy, nie widzieliśmy Majchrzaka w takiej dyspozycji. To byłby mecz jego życia, gdyby… nie rozgrywano go na Australian Open. Bo tu gra się do trzech wygranych partii.
A po drugiej Kamil zaczął mieć wyraźne problemy fizyczne. Wyglądało to tak, jakby nagle się zupełnie odwodnił, nie był w stanie normalnie przebić piłki przez siatkę. Martwiliśmy się wręcz, że zaraz padnie na kort i potrzebne będą nosze. Męczarnie trwały przez dwa krótkie sety, potem Polak skreczował. Tomasz Iwański, jego trener, po meczu mówił, że to po prostu były dla Kamila zbyt wielkie emocje, co w połączeniu ze zmęczeniem sprawiło, że nie był w stanie doprowadzić spotkania do końca. Ale grał na tyle dobrze, że kompletnie zaskoczył Nishikoriego, który dodał w wywiadzie pomeczowym: „przykre, że tak się skończyło. Jestem zadowolony z awansu, bo prawie odpadłem”. Cóż, wszystko się zgadza. Z naszej perspektywy szkoda tylko, że jest tam słówko „prawie”. Mamy jednak nadzieję, że dla Majchrzaka będzie to początek czegoś naprawdę dobrego w tym sezonie.
Los Kamila podzielił też drugi z naszych singlistów. Hubert Hurkacz swoje szanse w meczu z Karloviciem miał – choćby w trzecim secie, gdy prowadził 5:3 i zepsuł kilka piłek, oddając serwis, czy w tie-breaku czwartej partii, w której jednak lepszy okazał się Chorwat. Generalnie: było widać, że lata doświadczenia zrobiły tu różnicę. Bo to nie był zły mecz Polaka, ale gdy dochodziło do kluczowych punktów, to dobrze poradził sobie tylko w pierwszym secie, którego wygrał. I tyle można napisać, bo mecze z Karloviciem to zawsze podobny schemat: trzeba trzymać swój serwis i liczyć na to, że ten Chorwata się zatnie. Dziś tak się nie stało, więc Hurkacz wrócił do szatni na tarczy.
Na koniec australijskiego dnia poległa jeszcze Magda Linette, która – zgodnie z przewidywaniami – nie dała rady Naomi Osace. I choć potrafiła zagrać nieźle, to jednak na przestrzeni całego meczu zdecydowanie lepsza była Japonka. W bezpośredniej rywalizacji Polska – Kraj Kwitnącej Wiśni skończyło się więc 2:0 dla naszych rywali.
Fot. Newspix