Reklama

Gerrard odnowiciel. Rok przełomu Rangers FC

redakcja

Autor:redakcja

31 grudnia 2018, 14:49 • 10 min czytania 0 komentarzy

Franek Smuda przygotowywał się do spektakularnej klapy na Euro. Ruch Chorzów – z Piotrem Stawarczykiem w składzie – bił się o mistrzostwo Polski. Sebastian Walukiewicz był w czwartej klasie szkoły podstawowej.

Gerrard odnowiciel. Rok przełomu Rangers FC

Poprzednie ligowe zwycięstwo Rangers nad Celtikiem miało miejsce 25 marca 2012. Od tamtego czasu The Gers przeżyli tyle plag, ile ostatnio przydarzyło się Egipcjanom za czasów mojżeszowych.

Ibrox było zdeterminowanym, wypełnionym po brzegi, ale pełnym boiskowych nieszczęść miejscem. Awanse do najwyższej klasy rozgrywkowej? Miały być formalnością, a też pochód nie odbył się bez kłopotów, w dodatku znowu pojawiło się widmo problemów finansowych. Jak już udało się awansować do pucharów, to drzwi pokazał Rangersom półamatorski Progres Niederkorn.

Najbardziej utytułowany klub świata był najbardziej klęskowym klubem świata. Na branżowym blogu „The Ibrox Noise” wystarczy sprawdzić o czym pisano na przełomie zeszłego roku.

Uwaga, uwaga, trudno o wymowniejsze tytuły.

Reklama

16 grudnia 2017, „WHY RANGERS ARE ABSOLUTELY GARBAGE – REALITY BITES”, czyli w wolnym tłumaczeniu „Dlaczego Rangers są kompletnie beznadziejni – prawda w oczy kole”.

17 grudnia 2017. „A DREADFUL TRAGIC RANGERS – FANS DESERVE BETTER”. W praktyce synonim powyższego, a wręcz bawi, że The Gers byli w takim stanie rozkładu, że dzień w dzień dało się walić w nich jak w bęben, a robili to sami kibice.

Przypomnijmy w jakim momencie byli Rangersi rok temu. Eurowpierdol wszech czasów. Hurtowe porażki w swojej twierdzy, gdzie wygrał nie tylko Celtic, ale także Hibernian, Motherwell, St Johnstone i Hamilton Academical, czyli klub, w którym za gwiazdę uchodził defensor pokroju Ziggy’ego Gordona.

Klub odkręcał się po arcyzabawnym – z perspektywy wszystkich poza fanami The Gers – zamieszaniem z Pedro Caixinhą. Portugalski mag został zatrudniony w marcu. Przegrany sezon? No trudno, dostał cudzą drużynę, nie mógł też przeprowadzić samodzielnie okresu przygotowawczego. Ale gdy te warunki zostały spełnione, na dzień dobry odpadł z Luksemburczykami. Posprowadzał swoich rodaków, którzy w większości kaleczyli futbol. Nie zdążył się skończyć październik, a już chłopa nie było. Zastąpił go szkoleniowiec tymczasowy, Greame Murty.

Doświadczenie trenerskie? Tylko jeden zimowy miesiąc, także w roli szkoleniowca tymczasowego, także w 2017, pomiędzy Warburtonem i Caixinhą. Doświadczenie piłkarskie? Ponad trzysta meczów w Reading, głównie w niższych ligach.

Murty miał zostać na chwilę, został do końca kwietnia, na całe 29 meczów. To dopiero jajca: tymczasowy trener – wciąż nim był, tylko nie udało się znaleźć lepszego kandydata – został relegowany do drużyny U20, a zastąpiony… innym tymczasowym kandydatem, Jimmym Nichollem, który rządził w maju. Takiej absurdalnej karuzeli nie widziano nawet w Ekstraklasie.

Reklama

I wtedy na białym koniu wjechał on, Steven Gerrard.

Choć powiedzieć, że przyzwyczajeni do gnojenia kibice przyjęli go z rezerwą, to nic nie powiedzieć.

Omawialiśmy to szerzej w tekście „Rangers z nową twarzą. Twarzą Stevena Gerrarda”

Na Gerrarda wskazał Mark Allen, dyrektor sportowy klubu od lata 2017, wcześniej szef akademii Manchesteru City. Nie wskazał na niego jednak z wielkim przekonaniem, skoro Gerrard nie był pierwszą opcją. W niebieskiej części Glasgow marzono o Davidzie Moyesie. Gdy okazał się za drogi, sondowano kolejne kandydatury. Trudno powiedzieć czy Stevie G, mający za sobą raptem jeden sezon prowadzenia Liverpoolu U-18, był choćby w top 3. Kibice również zareagowali sceptycznie, nie wierząc że totalny świeżak da sobie radę ze stajnią Augiasza.

A potem Gerrard zameldował się w Szkocji. I od pierwszego dnia pracy wykonywał wszystkie właściwe ruchy.

Ruch pierwszy – spotkanie z Walterem Smithem. Dla nieobeznanych z tematem, Walter Smith dziesięć razy poprowadził Rangers do tytułu mistrza Szkocji.. Walter Smith dla kibiców z Ibrox jest synonimem sukcesów. To za jego rządów Rangers byli europejską siłą, której nikt nie mógł lekceważyć. To za jego drugiej kadencji miały miejsce ostatnie podrygi dawnej siły. Gerrard nie spotkał się ze Smithem na kawusi pod PR-owskie fotografie, tylko faktycznie chciał poznać DNA Ibrox. Wiedział, że nie obejmuje pierwszego lepszego klubu, tylko szatnię z wielką historią, z której wychodzi się na jedne z najsłynniejszych trybun świata.

Potem na asystenta zatrudnił Gary’ego McAllistera, z którym grał razem w The Reds. Szkot co prawda nigdy wcześniej nie grał w Rangers, ale zawsze im kibicował, jest więc kolejnym pomostem między Gerrardem a kulturą i tożsamością The Gers.

Dalej, wspólnie ze wspomnianym Markiem Allenem, wziął się za wywożenie szrotu. Szatnia była wypadkową wielu różnych, często sprzecznych idei trenerskich. Między 1899 a 1999 Rangers miało dziesięciu menadżerów (nie licząc tymczasowych). Gerrard jest już dziewiątym w erze po bankructwie The Gers.

Trzeba oddać szefostwu, że dali Gerrardowi narzędzia, by poukładał zespół po swojemu (choć jak spięli budżet – pozostaje zagadkę). W pucharowym meczu z Mariborem zagrało ośmiu nowych zawodników. Z tych, którzy pamiętają kwietniowe lanie 0:5 od Celtiku, tylko dwóch piłkarzy – Morelos i Tavernier – odgrywa dziś ważne role.

Na dzień dobry Gerrard sprowadził klubową legendę, wychowanka, reprezentanta Szkocji, Allana McGregora. Golkiper bronił na Ibrox od dzieciaka do momentu bankructwa. Nie został w klubie, jego ówczesny transfer do Besiktasu pomógł pokryć część długów. Później bronił w Hull, rozgrywając 141 meczów, z czego ponad pół setki w Premier League. Owszem, McGregorowi bliżej do końca kariery, ale to wciąż bardzo dobry bramkarz, który dla Rangers jest prawdziwym – by tak rzec – wielowymiarowym skarbem. Z miejsca w tyłach pojawił się ktoś, kto nie tylko zna się na swoim fachu, ale też ktoś kto potrafi rządzić i ustawiać kolegów. McGregor to silny charakter, który wie jak zaszczepić nowym wiedzę o tym co znaczy gra dla Rangers.

Przed nim duet stoperów tworzą Connor Goldson – sprowadzony z Brighton za trzy miliony funtów defensor na typowo brytyjską walkę siłową – a także młody Nikola Katić, Chorwat, zarazem będący doskonałą inwestycją, bo wróży mu się wkrótce transfer do jeszcze mocniejszych klubów. Na lewej Jon Flanagan, którego Stevie G dobrze znał z Liverpoolu, względnie Borna Barisić, kolejny chorwacki talent. Jedynym wyjadaczem jest Tavernier na prawej, kapitan pamiętający pierwszoligowe granie Rangersów, zawodnik wybitnie ofensywny – w tym sezonie już ma 3 gole i 6 asyst (!). Całość spaja Ryan Jack na defensywnej pomocy, zamykając rygiel.

Ta obrona już sześć razy w tym sezonie zachowała czyste konto. To największa sztuka, jaka do tej pory udała się Gerrardowi: nigdzie zgranie nie jest bardziej potrzebne niż w tyłach, tymczasem tutaj ludzie będący ze sobą od niedawna potrafią zadziałać jak jeden organizm.

Wymowne – z trzynastu graczy, jakich sprowadził latem Gerrard, trzy najdroższe transferowy dotyczyły defensorów. Stevie nie bał się też wypożyczeń, sięgając po młodych graczy Liverpoolu (Kent, Ejaria), Romy (Sadiq), czy Angers (Coulibaly).

Nie bał się również sprowadzenia Kyle’a Lafferty’ego, kolejnej byłej gwiazdy Rangers, która odeszła w momencie bankructwa. Big Laff był postrzegany zupełnie inaczej przez kibiców niż McGregor. W momencie likwidacji Rangers, zawodnicy musieli się dobrowolnie zgodzić na zostanie transferowanym do nowo powstałego podmiotu. McGregor zgodził się, by dać zarobić klubowi na jego sprzedaży. Lafferty nie zgodził się i mógł odejść za darmo, co oczywiście poprawiało jego sytuację na rynku transferowym.

Tenże rynek przez ostatnie lat go zweryfikował: w angielskiej Championship na 36 meczów strzelił 3 gole. Wypluła go turecka Super Lig, niewiele zdziałał w szwajcarskim Sionie. Do Rangers przychodzi jako marnotrawny syn, ale też jako gracz pożyteczny: Irlandczyk z Północy to klasyka brytyjskiego napastnika – siła razy ramię, raczej głowa niż technika. Ibrox zawsze umiało znaleźć użytek dla takich zawodników.

 (…) Eliminacje europejskich pucharów były cmentarzyskiem Rangers nawet w latach, gdy jeszcze szastali pieniędzmi. Zdarzały im się katastrofalne wyniki, by wspomnieć klęskę z Kaunas miesiąc po finale Pucharu UEFA na Old Trafford. Teraz mamy do czynienia z symboliczną klamrą: ostatnie puchary przed bankructwem to katastrofa z Mariborem. Teraz Maribor udało się przejść – nie bez problemów, z pomocą broniącego jedenastkę McGregora, ale jednak również bez wielkiej dramaturgii.

A wszystko w momencie, gdy Rangersów nie bał się już nikt. Lider macedońskiego FK Shkupi przed pierwszym meczem z The Gers szeroko opowiadał, że skoro rok temu dał radę Progres Niederkorn, to czemu oni nie mają sobie poradzić. Poziom obaw jak przed polskimi drużynami”.

Udało się przejść wszystkie cztery rundy eliminacji, w ostatniej rundzie ogrywając FK Ufa, po prawdziwym teście charakteru, bo przecież The Gers ostatnie pół godziny grało… w dziewiątkę.

W bodaj najmocniejszej grupie Ligi Europy nie przynieśli wstydu, do ostatnich minut bijąc się o awans. Ostatecznie nie udało się, ale dajcie spokój: to i tak był powrót co się zowie, windujący przed kolejnym sezonem Rangers o sto miejsc w górę rankingu UEFA, co pomoże przy korzystniejszych rozstawieniach. Piłkarze okrzepli, udowodnili wszystkim, także skautom, że są w stanie grać na porządnym europejskim poziomie.

W każdym meczu, nawet przegranym, Rangers byli Zespołem. Takim, jakim ich zapamiętano sprzed lat: twardo grającym, nigdy nie odpuszczającym, dla którego nie ma znaczenia, czy gra w osłabieniu, czy na wyjeździe, czy przy 3:0 – zawsze tłucze się na całego i jest niewygodny dla każdego.

Screen Shot 12-31-18 at 01.40 PM

Została liga, ale tutaj, zamiast resztek, zamiast bójki o wicemistrza, wreszcie Rangers grają na poważnie o pełną pulę, czego zwycięstwo nad Celtikiem jest najlepszym symbolem. Zwycięstwo tak istotne z punktu widzenia mentalnego, bo The Gers byli prani i to boleśnie, nawet kilkoma bramkami, po 5:1, 4:0, bijąc wieloletnie rekordy.

O ostatnim Old Firm Derby pisaliśmy TU, dziś prasa szkocka zastanawia się nie nad tym, czy Rangers mają szansę na tytuł. Zastanawiają się czy w tej grze ekipa Steviego G jest faworytem. Wygrana nad Celtikiem mogła być przecież wyższa, ale Craig Gordon dokonywał cudów w bramce. Wygrana nie była żadnym przypadkiem: The Gers grają po prostu lepiej w piłkę.

Po wygranej Gerrard powiedział tak:

„Powinniśmy wziąć z tego meczu dużo pewności siebie, wiary, ale zarazem pamiętając o ciężkiej pracy, która przed nami”.

Brendan Rodgers, trener Celtiku:

„Musisz być skromny kiedy wygrywasz i szczery gdy przegrywasz. Rangers byli lepsi i musimy to zaakceptować”.

Screen Shot 12-31-18 at 01.45 PM

To, że nie ścigają się tylko z Celtikiem, działa na ich korzyść – w Szkocji trwa jeden z najbardziej ekscytujących i wyrównanych sezonów ostatnich lat, jest z kim tracić punkty, jest z kim się szarpać.

Gerrard ułożył drużynę o mocnym charakterze i solidnych jakościowych fundamentach. Nie do przecenienia jest wkład Allan McGregora w bramce, który przeżywa już piątą młodość. Kapitan James Tavernier to opoka defensywy, a przecież przy okazji… drugi najlepszy snajper zespołu. Connor Goldson, jeśli tylko będzie chciał, za chwilę może wyfrunąć do Anglii, prosto do Premier League. Nieoceniony w środku pola jest duet Scott Arfield i Ryan Jack. Ten drugi, żywe srebro, przyszedł latem zeszłego roku za darmo z Aberdeen, podczas gdy dziś jest wart kilka milionów funtów. Najlepszy snajper drużyny, Alfredo Morelos, w tym sezonie trafił już dziewiętnaście razy. Ma 22 lata, jego cena może oscylować nawet w okolicach dziesięciu milionów funtów.

Oczywiście Rangers potrzebują wzmocnień, nie osłabień, ale tak: w ostatnich latach często zawodziła polityka kadrowa. Wciąż w zespole terminuje Carlos Pena, kasujący grubą kasę za nic. Tym razem są tu młodzi piłkarze, którzy jakość udowodnili nie tylko na szkockim podwórku, tylko w starciu z poważnymi europejskimi rywalami, a których można spieniężyć pod kolejne inwestycje. Nie ukrywajmy: Rangers nie są w takim miejscu piłkarskiego łańcucha pokarmowego, by nie sprzedawać. Jak najbardziej muszą, bliskość wszechbogatego rynku angielskiego sprzyda dużym transferom, ale musi być kogo – tym razem The Gers na pewno takich ludzi ma.

Swoją drogą, ciekawe ile musiałby zapłacić ktoś, kto chciałby wyciągnąć tu i teraz Stevena Gerrarda?

Na ten moment nie ma jednak mowy o rozbijaniu zwartego zespołu. Kto wie co przyniesie lato, teraz rozmawia się o wzmocnieniach. Dwudziestojednoletni Ryan Hardie jest zaledwie wypożyczony do Livingston, gdzie strzela jak na zawołanie – mógłby dać więcej opcji w ofensywie od zaraz. podobna historia z Jamesem Dodoo, który wypożyczony został do Blackpool – jeden z liderów ofensywy Tangerines – a przede wszystkim rozgrywającego Grega Docherty’ego, 22-letniego lidera środka pola w Shrewsbury. Trudno powiedzieć jak skonstruowane są umowy wypożyczenia, ale coś nam mówi, że każdy z nich wolałby walczyć o pierwszy od lat tytuł na Ibrox.

Bardzo dużo mówi się też o powrocie Stevena Davisa, 33-letniego byłego kapitana The Gers, który pamięta stare dobre czasy. Swoją piłkarską jakość Davis latami udowadniał w Southampton, gdzie grał od upadku Rangers w 2012. W tym sezonie gra jednak bardzo mało i obie strony sondują opcje. To byłby potężny zastrzyk doświadczenia do środkowej formacji, domyślnie posiadanie kogoś znaczenia McGregora w pomocy.

Na  giełdzie nazwisk pojawia się wiele opcji, a niewykluczone, że pieniądze znajdą się na naprawdę ciekawych graczy. Na Ibrox poczuli krew. Jak mało kto muszą wiedzieć, że trzeba pilnować budżetu, nie żyć ponad stan, ale w postaci wypromowanych już młodych graczy mają zamrożone pieniądze. Są w stanie wyłożyć zimą ciut więcej, by dodać jeszcze jakości drużynie i dokonać powrót pełnym, koronując się latem.

Kiedy ostatnio kibice The Gers mogli cieszyć się zadawaniem sobie tak wielu ekscytujących, typowo piłkarskich pytań?

Wreszcie wróciła karma za wspieranie drużyny siłą 40 tysięcy chłopa nawet w 4 lidze.

Fot. NewsPix

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...