Taki Manchester United chce się oglądać. W erze późnego Mourinho to byli zawodnicy, którzy biegali tak, jakby Portugalczyk nawkładał im do kieszeni kamienie, a w buty nasypał każdemu po kilogramie żwiru. Teraz – pod pieczą Ole Gunnara Solskjaera – to kompletnie inny zespół. Grający z polotem, odważny, przebojowy. A chyba największą przemianę przeszedł Paul Pogba, strzelec dwóch goli w meczu z Bournemouth.
United rozprawili się z rywalami w takim stylu, jak wczoraj Liverpool z Arsenalem. I z podobną gracją w ofensywie. Na Anfield szalała trójka Mane-Firmino-Salah, na Old Trafford show skradli Pogba z Rashfordem. 21-letni Anglik przy pierwszym trafieniu Francuza zabawił się z Ake tak, że aż nam się Holendra zrobiło szkoda. Najpierw Rashford zatańczył z nim przy linii, uciekł mu w pole karne, zrobił – tak w stylu starego Ronaldo – trick zwany elastico i wyłożył Pogbie piłkę do pustej bramki. Mistrz świata gestem ręki wskazał, kto przy tym golu odegrał najważniejszą rolę, a jego mina mówiła „matko, dzieciaku, coś ty odwalił”.
Ale i później oglądaliśmy spektakularne zagrania. Najpierw kapitalnie z prawej flanki dośrodkował Herrera, w polu bramkowym Pogba uprzedził Begovicia i było już 2:0. Francuz to symbol przemiany, jaką Manchester przeszedł po zmianie trenera. U Mourinho w siedemnastu występach strzelił trzy gole i zaliczył trzy asysty, ale nie określilibyśmy go mianem „lidera zespołu”. Za Solskjaera Pogba ma już cztery gole i trzy asysty w trzech spotkaniach, a dziś wychodziło mu prawie wszystko.
Wreszcie swojego trafienia doczekał się też znakomity w tym meczu Rashford. Cudowną asystą popisał się tym razem Martial, który pokręcił rywalami na prawej flance (trzecia akcja bramkowa z tej strony boiska) i zewniakiem w stylu Ryśka Quaresmy dograł do Anglika, a ten – tak jak i Pogba po jego podaniu – wpakował z bliska piłkę do siatki. Humorów kibiców United nie popsuł nawet gol Nathana Ake, który jeszcze przed przerwą strzałem głową zmniejszył prowadzenie gospodarzy. Nawet mimo tej straty bramki oglądaliśmy show ekipy Solskjaera. Tymczasowy trener Czerwonych Diabłów zostawił dziś na ławce Romelu Lukaku i to był strzał w dziesiątkę, bo trójka Martial-Rashford-Lingard rozrywała defensywę rywali, a Pogba wbijał gwoździe.
Belg wszedł zresztą z ławki i dołożył kolejnego gola, choć powtórki wykazały, że Lukaku znajdował się na spalonym i w idealnym świecie sędzia tego trafienia by nie uznał. Tym „idealnym światem” byłyby rozgrywki z systemem VAR. Ale wiadomo – Anglicy jeszcze do końca sezonu będą gwizdać na oko i wideoweryfikacja wjedzie do Premier League dopiero za ponad pół roku. Sędzia nie pomylił się za to, gdy na kwadrans przed końcem spotkania wyrzucił z boiska Erica Bailly’ego, który przy prowadzeniu 4:1 uznał, że całkiem niezłym pomysłem będzie wycięcie Ryana Frasera obunożnymi sankami. Winszujemy rozwagi.
Bournemouth przegrało tym samym piąty wyjazdowy mecz z rzędu (pobili swój rekord w Premier League), a Manchester zbliżył się na trzy punkty do Arsenalu. TOP5 jest zatem na wyciągnięcie ręki, a do czwartej Chelsea ta strata Czerwonych Diabłów wynosi osiem oczek. Bilans Solskjaera w pierwszym trzech meczach? 5:1 z Cardiff, 3:1 z Huddersfield, 4:1 z Bournemouth. Dziewięć punktów, dwanaście goli strzelonych, trzy bramki stracone. Dało się zacząć lepiej? No raczej nie. I wydaje się, że Manchester już powoli może odkładać siedem baniek funtów na wykupienie Norwega z Molde.
Manchester United – Bournemouth 4:1 (3:1)
Paul Pogba (5′, 33′), Marcus Rashford (45′), Romelu Lukaku (72′) – Nathan Ake (45+2′)
fot. NewsPix.pl