Niestety sporządzając najnowszy ranking najgorszych transferów ostatniego półrocza w Ekstraklasie, mieliśmy kłopot bogactwa. Aby ostatecznie wytypować 20 nazwisk, musieliśmy przeprowadzić naprawdę głęboką selekcję, bo bez problemu dołożylibyśmy kilkanaście kolejnych. Nasze kluby w wielu przypadkach muszą uderzyć się w pierś i obiecać mocne postanowienie poprawy.
O tym, czy kogoś finalnie ujęliśmy w zestawieniu czy nie, często decydowały szczegóły. Nabila Aankoura uratował znakomity mecz z Wisłą Kraków. Mateusz Machaj wybronił się niezłym początkiem sezonu. Mateusz Szwoch paradoksalnie został ocalony przez dość szybko odniesioną kontuzję, uniemożliwiającą mu grę przez większość czasu. Jesus Jimenez ogarnął się trochę w drugiej części rundy i z pięcioma asystami jest w czołówce najlepiej podających. Braliśmy też pod uwagę skalę oczekiwań (o ile od początku nie zapowiadało się na absurd), dlatego na ostatniej prostej wykreśliliśmy kilku zawodników przychodzących z I ligi, którym jak dotąd za bardzo nie idzie.
Koniec końców została taka dwudziestka. Najwięcej przedstawicieli (po trzech) mają Cracovia i Zagłębie Sosnowiec.
20. Mile Savković (Jagiellonia Białystok) – Fajnie się ten transfer zapowiadał. Serbski skrzydłowy miał za sobą sezon życia w Spartaku Subotica (11 goli, 8 asyst), a w nowych rozgrywkach zdążył jeszcze wraz z kolegami wyrzucić za burtę Spartę Praga w eliminacjach Ligi Europy. W Białymstoku Savkovicia na razie można jednak uznać za rozczarowanie. W debiucie co prawda strzelił gola Piastowi Gliwice, ale w sumie nie zaimponował. Po drugim występie stracił miejsce w pierwszym składzie i jeśli potem grał, to już tylko jako rezerwowy. Po części tłumaczy go fakt, że w klubie zostali i Arvydas Novikovas, i Przemysław Frankowski. Zimą ten stan rzeczy raczej się zmieni, więc może wtedy “Jaga” będzie miała z niego więcej pożytku.
***
19. Adam Kokoszka (Zagłębie Sosnowiec) – Przychodził do beniaminka po straconym przez kontuzję sezonie w Śląsku Wrocław. Mimo to wydawało się, że w Sosnowcu ktoś, kto ma w CV mistrzostwo Polski z Wisłą Kraków, 11 występów w reprezentacji czy mecze w Serie B i rosyjskiej ekstraklasie odbuduje się na tyle, by być ważną postacią takiej drużyny. Kokoszka tymczasem poprzestał na czterech kiepskawych występach z początku sezonu. Od 17 września nie pojawił się na boisku w meczu ligowym, choć mógłby grać zarówno jako stoper jak i defensywny pomocnik. Nie stawiał na niego Dariusz Dudek, nie stawiał też Valdas Ivanauskas. Trudno mówić o przypadku.
***
18. Jose Kante (Legia Warszawa) – Raczej każdy zdawał sobie sprawę, że przychodzi do Legii jako uzupełnienie składu, za to takie, które jak już wyjdzie na murawę, to będzie z niego pożytek. I na początku nawet nieźle mu szło. W 2. kolejce Kante strzelił gola Koronie Kielce, a w 4. Piastowi Gliwice. W pucharach pokonywał bramkarzy Cork City i dwukrotnie Dudelange. Po nastaniu rządów Sa Pinto wszystko się popsuło. Akcje reprezentanta Gwinei szybko zaczęły spadać i skończyło się na tym, że w hierarchii napastników oprócz Carlitosa wyprzedził go jeszcze Sandro Kulenović. W ostatnich pięciu meczach rozegrał… dwie minuty.
***
17. Farshad Ahmadzadeh (Śląsk Wrocław) – To był zakup egzotyczny, ale nie nastawiony w pierwszej kolejności na zwiększenie swoich zasięgów w mediach społecznościowych poprzez fanów z Iranu. Farshad miał dać piłkarską jakość, tego od niego oczekiwano. Po jego debiucie, gdy popisał się spektakularnym przyjęciem piłki, wrocławscy kibice spodziewali się pewnie, że zostanie gwiazdą Ekstraklasy. Nic z tych rzeczy. Z konkretów uzbierał bramkę z Zagłębiem Sosnowiec i jedną asystę po rzucie rożnym. Ostatni niezły mecz rozegrał w 7. kolejce. W następnych tygodniach było już wyłącznie słabo lub bardzo słabo – o ile widzieliśmy go na boisku. Jak na potencjalnego “księcia Persji” dorobek nad wyraz nędzny.
***
16. Lukas Klemenz (Jagiellonia Białystok) – Kolejne nieudane podejście do Ekstraklasy. Nie udało mu się na dłużej przebić w Koronie Kielce i podobnie stało się w Jagiellonii. Klemenz przegrywał rywalizację z Runje i Mitroviciem, a jak już grał, nie należał do najpewniejszych punktów drużyny. Pod koniec rundy miał duży udział we frajersko traconych golach z Wisłą Kraków i – zwłaszcza – Zagłębiem Lubin. Nic dziwnego, że znalazł się na liście transferowej “Jagi”. Z pozytywnych wspomnień zostanie mu pierwszy gol strzelony w Ekstraklasie (z Wisłą Płock).
***
15. Marcin Warcholak (Wisła Płock) – Wiadomo było, że nie jest i nie będzie wirtuozem, ale w Arce Gdynia miewał bardzo dobre momenty. W Płocku niemal wyłącznie zawodził. Aż siedem razy dostawał od nas notę 2 lub 3. W defensywie przeważnie raził niefrasobliwością, a w ofensywie poza wyrzutem z autu w Poznaniu niewiele dawał. Wychodzi na to, że na dziś nawet rola ligowego średniaka go przerasta.
***
14. Władisław Sirotow (Zagłębie Lubin) – Do tej pory bardziej sierotow lub szrotow. Typowy przykład obcokrajowca, jakiego w Polsce nie chcemy. Przy jego transferze nie zachęcał ani wiek (w październiku skończył 27 lat), ani CV (głównie druga liga rosyjska), ani forma w ostatnim czasie (zbytnio się w tej drugiej lidze rosyjskiej nie wyróżniał). Od początku zapowiadało się na coś co najwyżej przeciętnego. Wyszło jeszcze gorzej. Sirotow rozegrał siedem meczów ligowych i tylko wchodząc na początku drugiej połowy z Lechią Gdańsk mieliśmy pozytywy – udział przy golu Maresa na 3:3. Naprawdę, zamiast ściągać takiego gościa, lepiej dać szansę chłopakowi z akademii. Nawet naciąganą.
***
13. Aleksandyr Kolew (Arka Gdynia) – Trener Arki, Zbigniew Smółka niedawno stwierdził w Lidze+ Extra, że Kolew to najbardziej niedoceniany piłkarz w Ekstraklasie. Jako jego główne zasługi wskazał wygrywanie 40 procent stałych fragmentów w defensywie. Gdybyśmy więc mówili o obrońcy, winszować. Bułgar przyszedł jednak przede wszystkim dla konkretów w grze do przodu, a tych zbytnio nie miał. Zakładamy, że sprowadzano go dla czegoś więcej niż jeden gol i dwie asysty. Dziwnym trafem Arka swoje najlepsze mecze jesienią rozgrywała bez Kolewa (3:1 z Zagłębiem Lubin, 4:1 z Wisłą Kraków), a w Legnicy trzy z czterech bramek zdobyła, gdy rosły napastnik zszedł z boiska w 70. minucie. Inna sprawa, że chwilami odnosiliśmy wrażenie, iż “dziewiątka” o takiej charakterystyce po prostu nie za bardzo pasuje do stylu preferowanego przez Smółkę.
***
12. Marcin Budziński (Cracovia) – Niespodziewanie po roku przerwy wrócił do Krakowa i dziś zapewne żadna ze stron nie jest zadowolona z tej decyzji. Piłkarz do swoich najlepszych chwil w koszulce “Pasów” nigdy nie nawiązał, może poza meczem z Wisłą Płock w 9. kolejce. Po porażce z Lechią Gdańsk Michał Probierz zupełnie z niego zrezygnował i w kolejnych pięciu meczach Cracovia wywalczyła 13 na 15 możliwych punktów. Może to przypadek, może nie, ale daje do myślenia. A głośno o rozczarowaniu sytuacją Budzińskiego kilka dni temu mówił nawet prezes Janusz Filipiak.
***
11. Sierdier Sierdierow (Cracovia) – Bardzo podobny przypadek co Sirotow, tyle że… jeszcze gorszy. O ile jego rodak z Zagłębia Lubin miał jakieś strzępy przebłysków, o tyle on nie pokazał niczego. Jeżeli grał w pierwszym składzie, dostawał od nas noty 2 i 3. Jeśli wchodził z ławki, drużynie nigdy to nie pomagało. Po co tacy goście w Ekstraklasie?
***
10. Krystian Miś (Wisła Płock) – Podobno w klubie zakładali, że to właśnie on będzie numerem jeden na lewej obronie, a Warcholak przyjdzie tylko jako uzupełnienie. Tymczasem Miś, za którego musiano Koronie zapłacić, nawet nie zadebiutował w pierwszym zespole “Nafciarzy”! Trudno stwierdzić, na jakiej podstawie oczekiwano od niego stania się ważną postacią, skoro w Kielcach był rezerwowym, uzbierał raptem osiem ligowych występów, a najbardziej dał się zapamiętać z tego, że przed kamerami klubowej telewizji nagrał hiphopowy kawałek. I wiele wskazuje, że tak już zostanie, Miś zimą niemal na pewno odejdzie. Łączy się go z drugoligowym Widzewem.
***
9. Felicio Brown Forbes (Korona Kielce) – Kolejny typ, który już na starcie nie mógł narobić nam apetytu, bo nie miał czym. Forbes przez pięć wcześniejszych lat bujał się po Rosji, ale wszędzie grał jedynie od czasu do czasu. I jak już grał, to od czasu do czasu pokazał coś dobrego. Czytaj: pachniało tak jednym golem i jedną asystą na rundę. W praniu wyszło, że jest jeszcze gorzej. Od Gino Lettieriego dostał pięć szans. Żadnej nie wykorzystał, nie zdziwimy się, jeśli zimą dojdzie do rozstania.
***
8. Dioni (Lech Poznań) – W Lechu najwyraźniej uznali, że skoro tylu hiszpańskich trzecioligowców radzi sobie w Polsce, to oni też spróbują. Nie wyszło. Jasne, były tu czynniki zachęcające. Dioni w trzech ostatnich sezonach Segunda B władował 58 goli. Miało to swoją wymowę. Trochę jednak niepokoił fakt, że w trzynastu meczach o awans do Segunda Division już ani razu nie strzelił na przestrzeni czterech lat. Mogło to sugerować, że powyżej tamtego poziomu nie jest w stanie wejść. O jego występach w “Kolejorzu” nie da się napisać niczego dobrego. Siedem ligowych meczów, żadnego ciekawszego momentu. Na pewno trochę przeszkodziła mu kontuzja, którą złapał w trakcie rundy, ale coś czujemy, że nawet bez niej nic by nie zdziałał. Hiszpan ma już 29 lat, przychodził robić swoje tu i teraz, dlatego rychłe rozstanie jawi się jako scenariusz wielce prawdopodobny.
***
7. Filip Piszczek (Cracovia) – W spadającej z hukiem Sandecji był jednym z niewielu, którym można było wróżyć jakąś przyszłość w Ekstraklasie. Do Cracovii przyszedł razem z klubowym kolegą Adrianem Dankiem, lecz ten szybko wypadł z powodu poważnej kontuzji. Piszczka to ominęło, ale regularnie zawodził. Słabe i bardzo słabe występy, ławka, wejście jako rezerwowy. Tak wyglądała jego runda. Dopiero w przedostatniej kolejce wreszcie się przełamał i trafił do siatki. To za mało, zdecydowanie za mało.
***
6. Dimitris Goutas (Lech Poznań) – Jakby to delikatnie powiedzieć: na dziś Lech raczej nie wykupi go z Olympiakosu. Grecki stoper w swoich siedmiu występach prawie zawsze kaleczył w defensywie – nie licząc meczu z Miedzią Legnica w 10. kolejce. Goutas trzykrotnie otrzymał od nas notę 2 i raz 3. Jak na tak krótki czas, wielki “wyczyn”. Jego pozostanie w Poznaniu na wiosnę mija się z celem, obecnie nie ma najmniejszych szans na grę.
***
5. Goran Cvijanović (Arka Gdynia) – Kibice Arki mieli prawo zacierać ręce. Ich klub przechwycił przecież czołowego zawodnika ligowej konkurencji. Cvijanović w Koronie pokazał się z naprawdę dobrej strony, strzelając osiem goli i dokładając dwie asysty. Doświadczony pomocnik, ale jeszcze nie emeryt. Pozytywnie zweryfikowany w naszej lidze. Przychodzący do zespołu, którego trener chce grać ładny futbol i utrzymywać się przy piłce. Akurat tu wiele przemawiało za udanym transferem. Tymczasem Słoweniec okazał się niewypałem. Ok, dwie asysty ma, ale przeważnie irytował jednostajnością w swojej grze, z której niewiele wynikało. Smółka początkowo na niego stawiał, lecz dość szybko stracił cierpliwość. Po porażce z Koroną w 6. kolejce niemal całkowicie odstawił Cvijanovicia, który później zagrał jeszcze tylko raz jako rezerwowy.
***
4. Junior Torunarigha (Zagłębie Sosnowiec) – Już kilka razy pisaliśmy o tym transferze. On po prostu nie miał prawa wypalić. Facet w kwietniu skończył 28 lat, czyli w seniorskim futbolu weryfikowano go mniej więcej od dekady. Torunarigha odbijał się od trzeciej ligi niemieckiej i drugiej holenderskiej, co jest już wielką sztuką. Nawet na czwartym froncie w Niemczech nigdy nie zanotował sezonu z dwucyfrową liczbą trafień. Jeżeli w Zagłębiu liczono, że sprawdzi się dzięki samym warunkom fizycznym (te faktycznie są imponujące), to wykazano się wręcz dziecięcą naiwnością. Torunarigha w Ekstraklasie pojawił się na boisku 10 razy, przez tych 200 minut pokazał, że nie umie grać w piłkę i już go w Sosnowcu pożegnano. Największym błędem było to, że w ogóle go pozyskano.
***
3. Piotr Polczak (Zagłębie Sosnowiec) – Człowiek-katastrofa, na zasadzie “mogło się zdarzyć każdemu, a kolejny raz zdarzyło się właśnie jemu”. Polczak niemal tydzień w tydzień potwierdzał wszystkie negatywne opinie, które we wcześniejszych latach wyrobiono sobie na jego temat. Nikt tak często nie prokurował rzutów karnych jak on. To ten typ stopera, który przez wiele minut potrafi sprawiać wrażenie pewnego, by nagle zupełnie przysnąć, spóźnić się z interwencją, stracić koncentrację, łatwo dać się ograć. Drugi środkowy obrońca ciągle się zmieniał, Polczak opuścił zaledwie cztery mecze. Efekty łatwo sprawdzić: 45 straconych bramek (zdecydowanie najgorsza defensywa ligi). Oczywiście on sam tego piwa nie nawarzył, ale z pewnością jest jednym z najbardziej odpowiedzialnych.
***
2. Fran Cruz (Miedź Legnica) – 131 meczów w Segunda Division, w dwóch poprzednich sezonach rozgrywał na tym szczeblu po blisko 40 spotkań. Jego CV zdecydowanie nie odstraszało. Jeszcze raz jednak przekonaliśmy się, że Hiszpanie z dobrymi papierami nie sprawdzają się u nas częściej niż ci, którzy w ojczyźnie są anonimami. A gdy chodzi o obrońców, prawdopodobieństwo niepowodzenia dodatkowo wzrasta. Cruz okazał się jednym z najgorszych stoperów XXI wieku w Ekstraklasie. Poważnie. To był ten sam poziom co Luka Gusić, Dmitrij Wierchowcow, Boliguibia Ouattara i tym podobne przypadki.
***
1. Adam Ryczkowski (Górnik Zabrze) – Sprowadzanie go do Zabrza można było potraktować jako ruch ze wszech miar logiczny. Wyróżniający się w I lidze skrzydłowy, który ma zastąpić odchodzącego Damiana Kądziora, także dopiero co szalejącego na pierwszoligowych boiskach. Ryczkowski mógł potwierdzić, że swego czasu w Legii za szybko go skreślono. Dziś niestety wychodzi na to, że nie powinni tam nawet dać mu zadebiutować, bo w Górniku jesienią się skompromitował. Tak to trzeba nazwać. Licząc wszystkie fronty – żadnego gola i asysty w siedemnastu meczach. Anonimowe występy, jedna zła decyzja za drugą, beznadziejnie stałe fragmenty gry. Za osiem ocenionych meczów średnia na Weszło to… 2,50!
Marcin Brosz dawał mu szanse okresowo. Gdy widział, że jest źle, przetrzymywał go na kilka tygodni i próbował jeszcze raz. Za każdym razem nic. Ewidentnie chodzi tu o kwestie mentalne, Ryczkowski wyraźnie stracił pewność siebie i był coraz bardziej zablokowany. Odzyskanie jego “głowy” w przerwie zimowej będzie olbrzymim wyzwaniem.
Fot. newspix.pl/FotoPyk/400mm.pl