Od sezonu 2014 kierowcy Formuły 1 mogą sobie wybierać numery startowe. Jedynka jest zarezerwowana dla mistrza (o ile chce z niej korzystać), reszta stawki sięga po inne liczby, od 2 do 99. Robert Kubica zdecydował, że w wielkim powrocie do startów w wyścigowej elicie będzie mu towarzyszyć liczba 88. Skąd taki wybór?
Kiedy Robert Kubica debiutował w Formule 1 w 2006 roku, obowiązywały inne przepisy odnośnie numerów startowych. Obrońca tytułu dostawał jedynkę, jego kolega z zespołu dwójkę. Dalej lista była układana według miejsc w klasyfikacji konstruktorów z ubiegłego sezonu. Zespół, który zajął 2. miejsce, dostawał dla swoich kierowców numery 3 i 4, kolejny 5 i 6, i tak dalej. Uważanej za pechową trzynastki nie dawano nikomu. Kierowcy rezerwowi dostawali liczby od trzydziestki wzwyż. I tak, młody kierowca z Krakowa w 2006 roku zameldował się w padoku z numerem 38. W trakcie sezonu zastąpił Jacquesa Villeneuve’a i przejął od niego siedemnastkę. Rok później startował z dziesiątką, dwa lata później z czwórką. To właśnie tę cyfrę miał na bolidzie, kiedy wygrał wyścig o Grand Prix Kanady. W ostatnim roku w BMW Sauber jeździł z piątką, a w pierwszym w Renault – z jedenastką.
Minęło ładnych parę lat i dziś Kubica mógł sam zdecydować o tym, jaki numer wybrać. Postawił na 88.
– Wybrałem ten numer, bo ósemka to moja ulubiona liczba. We Włoszech mówi się, że dwa jest lepsze niż jeden, więc sięgnąłem po dwie ósemki. Nie mogę się doczekać ścigania z tym numerem – mówi polski kierowca w specjalnie nagranym filmiku, zamieszczonym na fanpejdżu zespołu Williams.
Co ciekawe, mistrz świata Lewis Hamilton od kilku lat startuje z numerem 44. Najwierniejsi kibice Kubicy już widzą tu zależność i przekonują, że Polak będzie teraz dwa razy lepszy od Anglika. Swoich wytłumaczeń szukają też zwolennicy spiskowej teorii dziejów, którzy twierdzą, że skoro 8. litera alfabetu to „H”, to 88 oznacza HH – skrót od… „Heil Hitler”. Wizja Roberta Kubicy, który wybiera numer startowy, by gloryfikować przywódcę III Rzeszy jest jednak tak absurdalna, że nawet ciężko ją komentować.
Tak, czy inaczej, Kubica zapewnia, że już przebiera nogami na myśl o chwili, gdy pierwszy raz zasiądzie za kierownicą Williamsa, oznaczonego dwiema ósemkami.
– Nie mogę się doczekać okresu przygotowawczego do nowego sezonu, i to z kilku powodów. Po pierwsze, muszę się trochę zresetować, bo sezon 2018 był dość długi, a ja, chociaż się nie ścigałem, to byłem zaangażowany w wiele spraw. Dobrze teraz będzie naładować baterie i się zresetować. Po drugie, w czasie zimowej przerwy pracuje się na kolejny rok. To zawsze fajne uczucie i zdecydowanie, kiedy już trochę odpocznę, rozpocznę pracę w fabryce oraz przygotowania fizyczne i mentalne do nowego sezon – mówi. – Myślę, że po świętach polecę na jakąś wyspę, żeby odpocząć i potrenować. Będę jeździł na rowerze i przygotowywał się. Oczywiście, potem bardzo dużo czasu spędzę też w naszej fabryce, pracując na symulatorze i szykując bolid na nadchodzący sezon.
W styczniu zespoły F1 będą prezentować nowe bolidy, w lutym testować je na torze w Barcelonie (18-21 lutego i 26 lutego-1 marca). Do tego czasu najlepsi kierowcy świata spróbują trochę odpocząć po sezonie, a potem rzucą się w wir pracy. Jak co roku, nadchodzące święta będą jednym z ostatnich luźnych okresów.
– W sumie to nigdy człowiek nie jest całkowicie wyłączony, zawsze jesteś w kontakcie, żyjesz Formułą 1. Nawet, kiedy w zimie się nie ścigamy, wciąż żyjemy Formułą, zawsze chodzi o wyścigi – mówi jednak nasz rodzynek w wyścigowej elicie. Sezon 2019 rozpocznie się 17 marca w Melbourne. Do momentu, w którym rozpocznie się wyścig o Grand Prix Australii, zostało równo… 88 dni.
Fot. Newspix.pl