Bayern miał o co grać, bo lider z Dortmundu zgubił wczoraj punkty i mistrzowie Niemiec mogli zmniejszyć dystans do Borussii. Ale i dla Lipska to było ważne starcie, bo wygrywając mogli przeskoczyć w tabeli Bawarczyków. Skończyło się skromnym zwycięstwem Bayernu po trafieniu Francka Ribery’ego. Hit rozczarował, podobnie jak rozczarował Robert Lewandowski, który nie wykorzystał dwóch świetnych sytuacji na strzelenie gola.
To było najnudniejsze starcie Bayernu z Lipskiem odkąd “Byki” awansowały do Bundesligi. Oczywiście nie spodziewaliśmy się powtórki z maja zeszłego roku, gdy w Lipsku padło dziewięć goli, Bayern wygrał 5:4 i decydującego bramki padły w 91. oraz 95. minucie. Ale spodziewaliśmy się hitu z prawdziwego zdarzenia – takiego z wieloma sytuacjami strzeleckimi, błyskiem indywidualności, pokazem siły którejś ze stron.
Tymczasem zobaczyliśmy nużący Bayern i czyhający na kontry Lipsk. W pierwszej połowie obie ekipy miały po jednej świetnej okazji bramkowej. Dayton Upamecano po rzucie rożnym potężnym strzałem głową trafił w poprzeczkę, a po drugiej stronie sytuację sam na sam z bramkarzem przegrał Robert Lewandowski. Polak wstrzelił się w linię spalonego, ruszył do podania od Gnabry’ego, ale Gulacsi zdołał trącić dłonią uderzoną przez Lewego piłkę i ta tylko odbiła się od słupka.
Bayernowi ewidentnie brakowało na boisku zawodnika, który wziąłby na siebie ciężar gry, zrobił przewagę na boku boiska, podał za linię obrony do Lewandowskiego. W tę rolę próbował wcielać się Gnabry, ale on po blisko pół godzinie gry musiał opuścić boisko z kontuzją. Wydawało się, że to będzie poważne osłabienie skrzydeł mistrzów Niemiec, bo akurat on i Coman w ostatnich tygodniach wyglądali nieźle. W przeciwieństwie do Ribery’ego i Robbena. Ale to właśnie Francuz zmienił Gnabry’ego i to on przesądził o wyniku w końcówce meczu.
Zanim do tego doszło, to Lewandowski zmarnował kolejną okazję, gdy z prawego skrzydła ostro dogrywał Coman, ale kapitanowi polskiej kadry zabrakło z 20-30 centymetrów, by dołożyć nogę do frunącej piłki. Gdyby dołożył, to Gulacsi nie miałby nic do powiedzenia. No chyba, że popisałby się taką interwencją, jak przy strzale Kimmicha z trzech metrów. Do teraz nie mamy pojęcia jaki cudem Węgrowi udało się zareagować na ten strzał w ułamku sekundy. Zresztą asystę przy tym prawie-że-golu mógł zaliczyć właśnie Lewandowski.
Wydawało się, że dążymy już do arcynudnego zerozeryzmu, ale wtedy błysnął Ribery, który dopadł do niefortunnie wybitej piłki na skraju pola karnego, na zamach nawinął dwóch obrońców i na luziku zdobył bramkę na wagę zwycięstwa. Kilka minut później zakotłowało się potężnie, bo Ilsanker rzucił się w takie sanki, że prawie urwał Thiago nogę. Austriak słusznie wyleciał za to z boiska, ale i Bayern musiał grać w dziesiątkę, bo w obronie Hiszpana stanął Renato Sanches. I dostał za to drugą żółtą kartkę. Mecz Bayernu z Lipskiem nie może się przecież skończyć bez czerwonej kartki.
No i mecz w Monachium między tymi ekipami nie może się skończyć zwycięstwem Lipska. W Bundeslidze obie te ekipy w Bawarii mierzyły się trzykrotnie i bilans wygląda tak: trzy zwycięstwa Bayernu, zero remisów, zero porażek. Lipsk tkwi zatem na czwartym miejscu, a mistrzowie Niemiec zmniejszyli stratę do Borussii, która we wtorek przegrała z Fortuną Dusseldorf. Dzisiaj rewelację jesieni od rozczarowującego Bayernu dzieli tylko sześć punktów.
Bayern Monachium – RB Lipsk 1:0 (0:0)
Franck Ribery (83′)
fot. NewsPix.pl