Lech Poznań w tym sezonie jest tak mizerny, że nie potrafimy wskazać ani jednego gracza Kolejorza, do którego nie można mieć za ten stan rzeczy żadnych pretensji. Jeśli już trzeba kogoś wyróżnić, no to na upartego. Albo nawet mocno upartego. I wtedy do głowy przychodzi nam głównie Christian Gytkjaer. To nie była jesień jak ze snów duńskiego napastnika, ale jednocześnie zaczął dostawać szanse w mocniej reprezentacji Danii i dość regularnie strzela bramki. Albo inaczej zaczął dostawać szanse w mocnej reprezentacji Danii, bo dość regularnie strzela bramki.
W meczu ze Śląskiem Wrocław ustalił wynik spotkania, trafiając po raz ósmy w sezonie. Dołożył też czwartą asystę, a to oznacza, że w klasyfikacji kanadyjskiej ustępuje tylko Igorowi Angulo. Innych graczy Lecha raczej próżno szukać w czołówkach klasyfikacji indywidualnych.
Ale ciekawie wygląda również spojrzenie na karierę Gytkjaera w Poznaniu w trochę szerszym kontekście. To jego drugi sezon w barwach Kolejorza i przy tych wszystkich transferowych niewypałach, w które wpakował się Lech, naprawdę należy doceniać jakość zapewnianą przez Duńczyka. Robi swoje, strzela gole. Dokładnie zdobył już 34 bramki w ciągu 67 występów we wszystkich rozgrywkach. Średnia ta (około 0,51 gola na mecz) jest imponująca. Również wtedy – a może nawet przede wszystkim wtedy – gdy zestawimy ją z osiągami najlepszych napastników Lecha w ostatnich latach.
Artjoms Rundevs – 73 mecze – 45 goli – średnia: 0,62
Christian Gytkjaer – 67 meczów – 34 gole – średnia: 0,51
Robert Lewandowski – 82 mecze – 41 goli – średnia: 0,50
Łukasz Teodorczyk – 58 meczów – 28 goli – średnia: 0,48
Hernan Rengifo – 82 mecze – 33 gole – średnia: 0,40
Marcin Robak – 58 meczów – 23 gole – średnia: 0,40
Zaur Sadajew – 30 meczów – 9 goli – średnia: 0,30
Bartosz Ślusarski – 130 meczów – 30 goli – średnia: 0,23
Dawid Kownacki – 117 meczów – 27 goli – średnia: 0,23
Oczywiście nie twierdzimy, że Gytkjaer jest lepszym napastnikiem niż Lewandowski za czasów gry w Lechu Poznań, bo to rzecz jasna gole tego drugiego coś dawały. Nie twierdzimy nawet, że jest lepszym niż Hernan Rengifo, bo jednak jest różnica pomiędzy strzelaniem w pucharach Gandzasarowi Kapan, Szachtiorowi Soligorsk i Utrechtowi a waleniem Udinese, Deportivo, Austrii Wiedeń czy Grasshoppersowi. Twierdzimy za to, że przy tylu niewiadomych, z którymi będzie musiał się zmierzyć Nawałka, skuteczność duńskiego napastnika to bardzo miła odmiana. Coś, na czym można polegać. Coś, na czym można budować.
Gytkjaer po raz czwarty ląduje w naszej jedenastce kozaków, w Lechu nie ma sobie równych. Towarzystwo ma ciekawe, choć w dużej mierze debiutujące w tym zestawieniu.
W badziewiakach też przewagę mają świeżacy. Nie dotyczy to Loski, który w tym sezonie jest dwa razy bardziej elektryczny niż w poprzednim – większych pretensji o samobója do niego nie mamy, ale zwróćcie uwagę choćby na jego wyjście, gdy sędzia gwizdnął karnego. Gorszego od niego w tej serii gier nie było. Nie dotyczy to też Makuszewskiego, który do badziewiaków załapał się drugi raz z rzędu – gra tak, jakby najmniej cieszyła go współpraca z byłym selekcjonerem. Petrak to Petrak – szkoda słów. Problem Carlitosa się pogłębia, bo o ile wcześniej nie zgadzał się styl, ale zgadzały się liczby, o tyle teraz Hiszpan nic nie ustrzelił już po raz czwarty z rzędu i oczywiście dalej nie przypomina gościa, który czarował w Krakowie. No i jest jeszcze Christovao – po raz trzeci i mamy nadzieję, że ostatni, bo więcej go już na polskich boiskach nie zobaczymy.
Fot. FotoPyK