Reklama

Bez fajerwerków, ale i bez dyskusji. Pewne zwycięstwo Legii

Norbert Skorzewski

Autor:Norbert Skorzewski

01 grudnia 2018, 23:21 • 3 min czytania 0 komentarzy

Nie będzie przesadą stwierdzenie, że Legia grała dziś z pętlą na szyi, która w przypadku straty punktów zacisnęłaby się naprawdę mocno. O ile do końca sezonu wciąż jest dużo czasu, o ile potrafimy sobie wyobrazić, że legioniści – tak, jak nas do tego w ostatnich latach przyzwyczaili – za chwilę złapią passę zwycięstw i być może wysuną się na prowadzenie w tabeli, o tyle w przypadku porażki strata do liderującej Lechii wynosiłaby aż osiem punktów, a przecież za tydzień bezpośrednie starcie w Gdańsku.

Bez fajerwerków, ale i bez dyskusji. Pewne zwycięstwo Legii

Warszawianie zrobili jednak wszystko, by z liderem kontakt zachować. Nie tylko ograli przecież całkiem dobrze dysponowaną Koronę, ale również – co najważniejsze, co dla kibiców musi być najbardziej krzepiące – piłkarze po raz kolejny udowodnili, że stanowią drużynę. Że Sa Pinto zmienił w Legii wiele, przede wszystkim zaszczepiając piłkarzom dobre nawyki. Imponowało głównie to, jak jego zawodnicy – na czele ze środkowymi pomocnikami – doskakiwali do rywali i jak walczyli, nawet kosztem efektowniejszej gry. Jasne, kiedy Legia szybko objęła prowadzenie za sprawą Cafu, spodziewaliśmy się, że przyciśnie przeciwników, ale jej zawodnicy obrali inną drogę. Jak się okazało, słuszną.

Co prawda nie od razu, bo znakiem ostrzegawczym była dobra okazja kielczan, którzy w jednej akcji oddali dwa strzały, ale po chwili legioniści zdali sobie sprawę, że jak pójdą z Koroną na wymianę ciosów – czyli na coś na co, nie ukrywamy, liczyliśmy – to z czystym kontem nie skończą. Stąd rozsądne podejście – bardziej doskok, przeszkadzanie rywalom aniżeli kreowanie gry i szybkich, groźnych akcji.

Nagrodą widok momentami bezradnej Korony, która – biorąc pod uwagę jej poczynania ofensywne – mogła spalić się ze wstydu. Mniej więcej tak, jak Kucharczyk, który pod koniec pierwszej połowy wykonał efektowne padolino. Padolino, do którego przyznał się w przerwie, ale mimo wszystko niesmak pozostał.

Reklama

Korona – z wyjątkiem wspominanych dwóch strzałów w jednej akcji – miała tak naprawdę tylko jedną nieco lepszą sytuację. Górski trafił w słupek, po chwili Pucko wywalił piłkę w kosmos. I tyle. Legia zacieśniała szeregi, generalnie grała spokojnie, czego owocem kolejne trafienia. Najpierw Kucharczyka po rajdzie Nagy’ego, a pod koniec Szymański.

Nie mamy wątpliwości, że na przebieg meczu wpłynęła czerwona kartka, którą na początku drugiej połowy Musiał pokazał Marquezowi za faul na Kucharczyku. Czy słusznie? Z jednej strony nie mówimy o przesadnej brutalności faulującego obrońcy, z drugiej – sędzia na pewno się wybroni, choć patrząc na powtórki, dalibyśmy za to żółtą kartę. Ale jeszcze raz – do Musiała nikt większych pretensji mieć nie może, miał prawo sięgnąć po “czerwo”.

No ale dobra, a co ten wynik oznacza dla Legii? Warszawianie gonią Lechię, z którą za tydzień zmierzą się w bezpośrednim starciu w Gdańsku. W starciu z jednej strony prestiżowym, z drugiej – jednym z najważniejszych w sezonie.

Wyrachowana Lechia Piotra Stokowca kontra odmieniona Legia Sa Pinto. Oj, ostrzymy sobie zęby.

[event_results 544784]

Reklama

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

0 komentarzy

Loading...