Rzadko odbieram telefony z informacją o zmianie trenera w Ekstraklasie. Tak rzadko, że aż nigdy. Tym razem jednak taki telefon mi się zdarzył.
Kto dzwonił myślicie? Szwagier magazyniera Zagłębia Lubin? Zausznik palacza w Zagłębiu Sosnowiec?
Nie, dzwoniła żona, poinformować mnie, że Nawałka będzie trenerem Lecha. Usłyszała w telewizji i uznała, że to ciekawe.
Widzicie, odkąd moja żona sparzyła się na formie Madeja w UstawLigę, jest zainteresowanie Ekstraklasą mocno osłabło. Osłabło tak, że aż nie istnieje. Zaciekawienie wynikało nie z chwiejnej sytuacji gabinetów przy Bułgarskiej, tylko z tego, że Nawałka znalazł zatrudnienie.
Właśnie podpisuję na siebie wyrok w Poznaniu, za chwilę wielkopolscy hakerzy namierzą moje IP, shackują mi Naszą Klasę, a potem odkryją gdzie gniazduję i rano załomocą mi siekierami do drzwi. Ale choć życie mi miłe, muszę to powiedzieć:
Adam Nawałka w tym momencie jest większą marką niż Lech Poznań.
Nie, nie ma więcej pieniędzy. Nie, nie ma większych wpływów. Tak, za chwilę wszystko może się drastycznie zmienić. I tak, wszystko zależy od rozumienia słowa “marka”. Ale na ten moment pod względem rozpoznawalności i wzbudzania zainteresowania bije Lecha. Oczywiście nie jest tak, że o Lechu słyszał tylko pies z kulawą nogą, ale jednak ta masa przytłaczająca nas, mających futbol we krwi, w komplecie wie kim jest Nawałka. Może zdarzą się jacyś zabłąkani straceńcy, ale dajcie spokój: to wyjątki potwierdzające regułę. Lech Poznań jest, owszem, kojarzony, kojarzony zupełnie dobrze, ale nie w tak pierwszorzędnym sensie.
Zastanawiałem się ostatnio na kogo teraz mogliby postawić działacze Kolejorza, skoro stawiali już na wszystkich.
Trenerzy nowego pokolenia w Polsce? Było. Uznany zagraniczny szkoleniowiec? Był. Dawny wielki piłkarz zagraniczny? Tak. Trenerzy z ligowej karuzeli – tak. Własny człowiek, szkoleniowiec mający DNA klubu? Owszem. Też nic.
Oczywiście mógłby przyjść inny uznany zagraniczny trener i zaproponować zupełnie inną filozofię, odnieść sukces, to jasne. Ale na Bułgarskiej potrzeba więcej niż nowego trenera. Na Bułgarskiej się pali, kibice nurzają się w oceanie frustracji, a w takim momencie trzeba wysłać mocny sygnał “IDZIE NOWE”. Po części dlatego, być może przedwcześnie, wrzucono Djukę na konia. Zadziałało początkowo? Tak, dopiero co palono własną murawę, a tu decyzja działaczy przyjęta pozytywnie, z nadzieją.
Po fiasko Djurdjevicia o taką nadzieję będzie wiele trudniej. Kto by nie przyszedł, ma pięć murów do przebicia na dzień dobry, a wszystkie pod znakiem “to już było”.
O Nawałce wtedy wcale nie pomyślałem, bo szczerze mówiąc nie sądziłem, że Nawałka jest w zasięgu Lecha. Ale jeśli rozmowy się toczą – długo, ospale, ale się toczą – to kibicuję, by skończyły się podpisaniem umowy.
Jak każdy, Nawałka może zawieść. Ten fach nie daje żadnej gwarancji. A Nawałka, w gruncie rzeczy, od lat, od sezonu w Wiśle dwie dekady temu, nie miał do czynienia z zespołem klubowym, który chce grać – tak tak – o mistrza.
Ale gdyby nie reprezentacja Polski, taki klub po Górniku by dostał. A dzisiaj jego pozycja na polskim rynku trenerskim jeszcze wzrosła, mimo mundialowego fiasko.
Nie twierdzę, że przed Nawałką w Poznaniu powinno się rozwinąć czerwony dywan. Nie twierdzę, że na stadionie powinien płynąć z kranów Johnny Walker, a jak były selekcjoner będzie chciał jechać do muzeum lotnictwa, to powinno się go zabrać do muzeum lotnictwa.
Ale myślę, że na nowo dałby kibicom nadzieję. To takie nazwisko, które mogłoby stać się panaceum nawet na coraz mniejszą frekwencję przy Bułgarskiej, ba, na coraz większe rozczarowanie Lechem jako takim, Lechem, który powinien być wizytówką regionu. To nowy impuls.
Zresztą, myślę, że na ten moment cała Ekstraklasa mogłaby przeżyć przynajmniej czasowo większe zainteresowanie. Jak idzie Nawałce w nowej robocie, pyta dziennikarz X, na co dzień nie potrafiący odróżnić Mójty od Jacka Popka? Przyjeżdża Nawałka z drużyną do miasta, Maryla, może się wybierzemy?
Nawałka chce zabrać ze sobą sztab aż ośmiu ludzi. W ekstraklasowych warunkach, pamiętających żelaznego asystenta Jana Pochronia w Niecieczy, to niespotykane. Patrzę jednak kto miałby się tam znaleźć i widzę, że to jest kompleksowe podejście do zespołu. Taki Paweł Frelik – miałem okazję z nim rozmawiać. Psycholog stojący swego czasu za przebudzeniem Kamila Grosickiego we Francji. Nawałka chce go mieć u siebie, by wziął chłopaków z Lecha w obroty.
Ilu z nich ma ewidentny problem z głową? Ilu nie radzi sobie z presją? Ilu wiąże nogi dekoncentracja i złe nawyki myślowe? Ilu wcześniej w ogóle nie pracowało z trenerem mentalnym, a szczególnie tak intensywnie?
Nawałka, mający obsesję na punkcie kontroli, chciałby zapewne daleko wykraczać poza decyzję gdzie ustawić Macieja Gajosa. Ale czy kibice czasem nie chcą tego samego? Zawiedzeni wieloma decyzjami działaczy? Czy nie chcieliby czasem, aby chociaż spróbował trzymać rękę na cyklu ktoś inny?
Oczywiście należy tu zadać najbardziej polskie z polskich pytań: “A ile to wszystko kosztuje?”. Kosztuje dużo. Na Sport.pl przeczytałem, ze nawet pięć milionów złotych licząc cały sztab z Nawałką włącznie. Ale czy pięć milionów złotych nie kosztował Amaral, licząc transfer i pensję? Dziś na rynku to koszt jednego jako takiego gracza. Takie są realia, czasem zastanawiam się jak trener ma budować autorytet wśród piłkarzy, gdy w większości szatni zdarza się, że piłkarz zarabia więcej od szefa.
Nie twierdzę, że pięć baniek to frytki, ale te pięć baniek to zarazem głowa pod gilotyną. Za pięć baniek nie walczy się o ósemkę. Za pięć baniek nie gra się o rewolucję kadrową i wyniki za trzy lata. Za pięć baniek masz zrobić konkretny wynik, wznieść zespół na wyższy poziom, a i dołożyć coś od siebie w funkcjonowaniu klubu jako takim. Innego wyjścia nie ma. I Nawałka o tym wie. Musiałby wejść w swój zwyczajowy tryb działania, czyli osiemnastogodzinny cykl roboczy walki o to, by przywrócić Lechowi blask. To kusząca perspektywa.
Lech nie doszedł do ściany. Dochodzi do niej od kilku lat, w mniejszych lub większych cyklach, co jest znacznie smutniejsze. Nie sądzę, by Nawałka był jedynym, który może wyprowadzić z kryzysu – to absurd. Na pewno są trenerzy, którzy gdyby dostali szansę, mogliby dać radę. Ale robiąc to, co wszyscy lubimy, czyli szastając nie swoimi pieniędzmi, przyznałbym, że oferta Nawałki wydaje mi się wiarygodna.
Leszek Milewski
Fot. FotoPyK