Tydzień temu byliśmy w lekkim szoku, gdy okazało się, że Piotr Polczak występem przeciwko Miedzi Legnica zasłużył sobie na miejsce w jedenastce kozaków. Teraz jednak wszystko wraca do normy, bo środkowy obrońca Zagłębia Sosnowiec znów się skompromitował. Przeciwko Wiśle Kraków zagrał w końcu tak dramatycznie, że można było tylko załamać ręce i już po raz piąty umieścić go w mało prestiżowym gronie badziewiaków.
A przecież zapowiadało być tak pięknie… Polczak miał wreszcie wrócić do w miarę przyzwoitej dyspozycji i wreszcie stanowić o sile defensywy beniaminka, która do tej pory była po prostu żadna. Mało tego, Valdas Ivanauskas, nowy trener Zagłębie, przekonywał w rozmowie z nami, że wie, jak należy pomóc doświadczonemu obrońcy i ten już wkrótce będzie miał coś do zaoferowania. To zadanie okazało się jednak niemożliwe do wykonania. W Krakowie Polczak najpierw wyciął w szesnastce Brożka (z karnego trafił Kort), a następnie nie upilnował Imaza, który w końcówce meczu wyprowadził Wisłę na prowadzenie. Oprócz tego popełnił szereg innych błędów, które szczęśliwie nie skończyły się kolejnymi trafieniami dla gospodarzy. Coś nam się wydaje, że odbudowa, o której mówił Ivanauskas, miała wyglądać trochę inaczej.
Skórę Polczakowi uratował Christovao, bo dzięki jego dwóm bramkom Zagłębie zdołało urwać punkty „Białej Gwieździe” i dopisać do swojego dorobku jedno oczko. Opierając się na wcześniejszych występach Angolczyka, raczej nie spodziewaliśmy się po nim takego występu, więc bez cienia przesady musimy stwierdzić, że trochę nam zaimponował. Miejsce wśród kozaków w jego przypadku jest jak najbardziej zasłużone.
Kogo oprócz Christovao wypada jeszcze wyróżnić? Przede wszystkim tercet Robak-Chrapek-Pich, który poprowadził Śląsk Wrocław do efektownej wygranej z Miedzią Legnica. Pierwszy, wiadomo, dał obrońcom Miedzi prawdopodobnie najpoważniejszą lekcję futbolu w życiu. Drugi, rozegrał naprawdę dobrą partię zapisując na swoim koncie gola i asystę, a trzeci do trafienia dorzucił jeszcze kluczowe podanie. Oczywiście w ekipie Tadeusza Pawłowskiego na słowa uznania zasłużyło więcej zawodników (chociażby taki Cotra), ale jedenastka kozaków niestety nie jest z gumy i musieliśmy umieścić w niej wiodących przedstawicieli innych drużyn.
Tym samym trzech zawodników ma w niej również Pogoń Szczecin, która w sobotę rozjechała na własnym boisku poznańskiego Lecha. Spokój w tyłach zapewniają Dvali i Matynia, za kreację – obok Chrapka i Picha – odpowiada z kolei Podstawski, który strzelił fantastyczną bramkę. Linię obrony naszej jedenastki uzupełniają Runje oraz Mladenovicia i strzegący dostępu do bramki Loska, a do ataku dokładamy Angulo, którego dwa trafienia pozwoliły Górnikowi wygrać z Zagłębiem Lubin. Całość prezentuje się naprawdę solidnie.
Okej, skoro już ułożyliśmy skład Kozaków, możemy przejść do dużo mniej przyjemnej wyliczanki. Jak już ustaliliśmy, prym wśród badziewiaków wiedzie Polczak, ale przecież nie może być w tej drużynie osamotniony. Dzielne wsparcie na pewno zagwarantuje mu delegacja z Legnicy w składzie Sapela, Osyra, Zieliński, Piasecki, Fernandez. Każdy z nich w meczu ze Śląskiem zaprezentował się po prostu fatalnie, więc szczegółowe uzasadnienie tej zbiorowej nominacji jest po prostu zbędne.
Dwóch reprezentantów dostarczył też rozwalcowany w Szczecinie Lech Poznań, choć równie dobrze mogło być ich więcej. Tym razem ze stryczka – głównie ze względu na sporą konkurencję na środku obrony – zerwał się De Marco, ale Trałce i Amaralowi ta sztuka już się nie udała. Niewiele lepiej od nich spisali się Frankowski z Jagii, który w meczu z Legią uznał, że nie ma sensu skakać do główki z Kulenoviciem (z czego padł gol dla Legii) oraz ponoć najzdolniejszy piłkarz Kielecczyzny, czyli Cebula, którego talentu do tej pory nikt nie widział. Jak widać na grafice, wśród badziewiaków jest sporo debiutantów, więc istnieje cień szansy, że ostatnia kolejka była dla nich jedynie wypadkiem przy pracy. Złudzeń nie mamy jedynie w przypadku Polczaka.
Fot. Newspix.pl