Filip Burkhardt i jego żona mają za sobą najgorsze dni w życiu, w trakcie których toczyli zaciekłą walkę o życie córki. Walkę – jak mówi zawodnik Bytovii – zakończoną małym happy endem, bo stan zdrowia małej Latiki po operacji zdecydowanie się poprawił, choć nie jest jeszcze do końca pewny. O ciężkich chwilach i traumatycznych przeżyciach Burkhardt na antenie Weszło FM opowiedział Samuelowi Szczygielskiemu, gospodarzowi audycji „Pierwszoligowiec”.
Zazwyczaj w tym programie rozmawiamy na tematy pierwszoligowe, ale są sprawy dużo ważniejsze, więc chciałbym ci życzyć wszystkiego, co najlepsze w tych trudnych dniach. Całe szczęście operacja Latiki zakończyła się dobrze, jak teraz wygląda sytuacja?
Na początku nie chcieliśmy z żoną informować o tragedii, która nas spotkała, ale trener powiedział o wszystkim na konferencji, później poszła za tym lawina telefonów i zdecydowaliśmy, że poprosimy o modlitwę. Nasza córka miała ciężką operację, która zagrażała jej życiu. Na szczęście operacja się udało, Latika jest z nami, to najważniejsze. Jutro ma rezonans magnetyczny, więc czekamy na wyniki tego badania, zobaczymy, jaki to był nowotwór, czy złośliwy, czy łagodny. Jutro będziemy wiedzieć na czym stoimy.
Operacja się udała, ale to musiało być trudne przeżycie, bo było zagrożenie życia. Całe szczęście, że żona nie odpuściła bólu głowy u córki i zadecydowała, że musicie jechać do przychodni, a następnie do szpitala. To, że chcieliście wszystko sprawdzić bardzo szczegółowo, na pewno pomogło. Dla innych to przestroga.
Tak, stąd właśnie nasza informacja publiczna, by ludzie po prostu nie bagatelizowali takich spraw. Nasza córka była okazem zdrowia, nigdy na nic nie narzekała i rzadko kiedy chorowała, więc kiedy pojawił się to problem, zaniepokoiło to żonę, mnie akurat nie było wtedy w domu, która postanowiła to sprawdzić. Szczęście w nieszczęściu, że udało się przeprowadzić operację, bo gdyby żona to zbagatelizowała, Latika mogła się już nie obudzić – guz był duży i naciskał na pień mózgu. Operacja się udała, ale musimy czekać na rezonans, który sprawdzi, czy zostały jeszcze jakieś jego fragmenty.
Guz był duży, cztery i pół centymetra.
Zajmował praktycznie całą czwartą komorę, lekarz mówił, że był bardzo duży i nierównych kształtów, co jest niepokojące. Mam jednak nadzieję, że choć wyglądało to tak jak pan powiedział, to wyniki będą dla nas pozytywne i nie będzie to nic groźnego ani bardzo złośliwego.
Środowisko piłkarskie w ostatnich dniach okazywało wam mocne wsparcie.
Z każdej strony otrzymywaliśmy z żoną wsparcie. Nie spodziewaliśmy się tego, ale z drugiej strony dostaliśmy też mnóstwo informacji od ludzi, że ich dzieci miały podobne objawy. Pytaj się, jak to wyglądało w naszym przypadku, my im o tym mówimy. Mam nadzieję, że dzięki temu, dzięki temu, że odpowiadamy na te wszystkie wiadomości, uda się coś wykryć odpowiednio wcześniej i uratować komuś życie.
Jeżeli guza uda się wcześnie wykryć, to jest duża szansa na wyleczenie czy przeprowadzenie operacji. Rozmawialiśmy z lekarzem i okazało się, że teraz tych guzów czwartej komory jest dosyć sporo. Trzeba więc wszystko kontrolować i przede wszystkim obserwować swoje dzieci.
Co pomogło wam zachować tyle siły? Latika wygrała walkę, ale wy toczyliście w tym czasie swoją poza salą operacyjną. Jak taki trudny okres przetrzymać?
To była masakra. Nie ma się czego wstydzić – przepłakałem trzy dni i trzy noce w tej ciężkiej sytuacji, która nagle na nas spadła nie wiadomo skąd. Najpierw skierowano nas do Szczecina, gdzie trochę dobili nas informacją, że przy operacji istnieje poważne ryzyko straty życia. Na szczęście trafiliśmy do najlepszego asysty w Polsce, który tak naprawdę jest pionierem w tego typu operacjach i który trochę nas uspokoił. Moment, gdy córka wjeżdżała na salę operacyjną, był jednak najgorszym w naszym życiu.
Zakładam, choć to oczywista kwestia, że w takich momentach uświadamiasz sobie, że dziecko to największy skarb w życiu i robisz wszystko, żeby go nie stracić. Kiedy wszystko już się wyprostuje będzie to pewnie niezapomniany fragment życia.
Na pewno tak. Operacja trwała prawie siedem godzin, oczekiwanie na to, czy córka wróci, było traumatycznym przeżyciem. Fajnie, że zakończyło się małym happy endem, ale teraz czeka na druga porcja bólu, dopiero jutro będziemy wiedzieć coś więcej. Jeśli z tego wyjdziemy cało, a mamy taką nadzieję, bo wiemy, że mnóstwo ludzi się za nas modli i jesteśmy za to wdzięczni, że wszystko będzie dobrze. Ze swojej strony chciałbym też podziękować trenerowi oraz zarządowi klubu, bo zachowali się wobec mnie super. Wiadomo, że w tego typu sytuacjach trudno, aby klub nie zwolnił piłkarza, ale mnie okazano pomoc w każdym aspekcie za co chciałbym podziękować.
Jeśli jutro wszystkie problemy się wyprostują i na badaniach wszystko wyjdzie dobrze, to jak będzie wyglądać dalsza rehabilitacja i jak będzie można wam pomóc?
Na razie nie myśleliśmy o tym, mamy nadzieję, że jutro wszystko będzie dobrze. Po takiej operacji jakaś rehabilitacja na pewno będzie potrzebna, przez jakiś czas trzeba będzie zostać w domu. Mamy jednak nadzieję, że będzie to „lekka” rehabilitacja, która nie będzie generowała wielkich kosztów. WIerzymy, że będzie dobrze, że córka jest silna i że wrócimy do domu bez konieczności podejmowania dalszego leczenia. Jeżeli jednak spełni się najczarniejszy scenariusz, to podejmiemy rękawicę i wyleczymy córkę. Dostaliśmy już mnóstwo telefonów z propozycją pomocy. Najważniejsze, żeby dziecko było zdrowe.
Rozmawiał Samuel Szczygielski
Fot. 400mm.pl