Reklama

Drużyna bez mistrzowskiej mentalności? Zostaje liderem i od razu w zęby

redakcja

Autor:redakcja

19 października 2018, 11:50 • 5 min czytania 34 komentarzy

Mentalność zwycięzcy to we współczesnym sporcie niesamowicie ważna sprawa, a być może nawet klucz do sukcesu. Kiedy pojawia się szansa pokonać wszystkich rywali i kiedy zaczyna się przewodzić w danej rywalizacji, jedni czują podwójną motywację i jeszcze przyspieszają, inni zaczynają się zastanawiać, kalkulować i na koniec przegrywają. Przygniata ich presja. I właśnie do tej drugiej grupy zaliczają się piłkarze Jagiellonii Białystok, którzy trzeci sezon z rzędu należą do ścisłej ligowej czołówki oraz mocno mieszają w czubie tabeli, ale końcowych triumfów ani z tego nie było, ani się na nie nie zapowiada. A może jednak w obecnych rozgrywkach piłkarze Ireneusza Mamrota wreszcie będą potrafili się przełamać?

Drużyna bez mistrzowskiej mentalności? Zostaje liderem i od razu w zęby

Prześledźmy trzy ostatnie sezony w wykonaniu Jagiellonii oraz momenty, w których ta wysuwała się na prowadzenie w lidze. Zacznijmy od rozgrywek 2016/17:

– Po 4. kolejce Jaga po raz pierwszy została samodzielnym liderem ligi. Jaka była reakcja białostockich piłkarzy? Przegrali dwa mecze z rzędu – najpierw w Płocku z Wisłą, później na własnym terenie z Lechią (dwa razy po 0:1). No i, co jak najbardziej zrozumiałe, zostali wyprzedzeni przez innych.

– Po 11. kolejce Jaga ponownie wyszła na samodzielne prowadzenie i po raz kolejny nie pomogło jej to na boisku. Najpierw podopieczni Michała Probierza bezbramkowo zremisowali w Niecieczy, by w następnej kolejce ulec u siebie Zagłębiu Lubin 1:2. I znów po liderowaniu zostało jedynie wspomnienie.

Reklama

– Po 25. kolejce i efektownej wygranej 4:1 z Koroną Jagiellonia ponownie wyszła na prowadzenie w lidze i wydawało się, że teraz wreszcie nie odpuści. Niestety, ponownie nie potrafiła wygrać kolejnego meczu, w rozczarowujący sposób remisując w Szczecinie z Pogonią (0:0). Ogólnie, mając na uwadze grę w grupie mistrzowskiej, wyniki białostoczan nie były złe, ale fakty są takie, że od 25. kolejki do końca rozgrywek wygrali sześć meczów, a kolejnych sześciu nie wygrali. Zwyciężając jedynie w co drugim meczu nie dojechali do końca na pierwszym miejscu. Poza wspomnianym remisem z Pogonią, stracili punkty u siebie z Cracovią (również 0:0), a w fazie finałowej zremisowali w Kielcach (1:1), dostali potężny łomot od Lechii (0:4), by na koniec zaprzepaścić dwie okazje do powrotu na fotel lidera – remisując u siebie z Legią i remisując u siebie z Lechem (w ostatniej kolejce!). W tamtym przypadku presja związana z liderowaniem być może całkowicie nie spętała piłkarzom Jagiellonii nóg, ale też ci, zamiast delikatnie przyspieszyć, delikatnie zwolnili, co poskutkowało straconą szansą na tytuł.

Spójrzmy teraz, jak sprawy miały się w sezonie 2017/18:

– Po 3. kolejce Jagiellonia została samodzielnym liderem (wcześniej była ex aueqo z Wisłą Kraków), zostając jedyną drużyną, która wygrała wszystkie 3 mecze. Wtedy do Białegostoku przyjechał beniaminek z Nowego Sącza, który jeszcze nie miał żadnego zwycięstwa na koncie. I co? Goście pewnie wygrali 3:1, a podopieczni Ireneusza Mamrota osunęli się w tabeli.

– W 24. kolejce Jagiellonia wróciła na fotel lidera, pewnie zwyciężając z Lechią. Miała jednak na w perspektywie mecz z Legią w Warszawie, która miała tyle samo punktów na koncie, potknęła się na Cracovii, a z jej szeregów płynęły buńczuczne zapowiedzi, że po meczu z ekipą Mamrota sytuacja w tabeli wróci do stanu wyjściowego. Jagiellonia w następnej kolejce po wejściu na szczyt nie grała więc w roli faworyta, ale ekipy chcącej coś udowodnić. W efekcie białostoczanie błysnęli najjaśniejszym blaskiem, grając kapitalny futbol i zwyczajnie niszcząc Legię na jej boisku. Grali – jak można było wtedy pomyśleć – na miarę przyszłego mistrza. I to był właśnie moment, w którym na ekipę z Podlasia spadła największa presja oraz kiedy ta została przygnieciona ciężarem oczekiwań.

W kolejnym meczu – u siebie z Wisłą Kraków – Jagiellonia jeszcze wygrała, ale męczyła się niemiłosiernie. I wiozła się na plecach arbitra, który w okolicach 30. minuty, przy stanie 0:0, miał obowiązek wyrzucić z boiska Tarasa Romanczuka, ale tego nie zrobił. Można więc powiedzieć, że dołek przyszedł już w meczu z Wisłą, czego jednak jeszcze nie było widać po wyniku. Ale kolejny wynik już nie pozostawił złudzeń – 1:5 z Lechem. Ogólnie od meczu z Legią, w którym Jaga odskoczyła punktowo od wicelidera, białostoczanie zanotowali bilans 3 zwycięstw, 1 remisu i 5 porażek. Do meczu w Warszawie punktowali na poziomie 1,92 oczka na mecz, po nim – w 9 kolejnych spotkaniach – już tylko 1,11 punktu na mecz. Tę fatalną serię zakończyło spotkanie w 34. kolejce u siebie z Legią. Gdyby wtedy piłkarze Mamrota wygrali, wróciliby na pierwsze miejsce, ale na ich nieszczęście zakończyło się bez bramek. I mimo, że trzy ostatnie mecze w sezonie już wygrali, niczego poza wicemistrzostwem im to nie dało. Aż chciałoby się napisać – zaczęli ponownie wygrywać, kiedy już sięgnięcie po tytuł stało się dla nich naprawdę mało realne.

A oto, jak sytuacja wygląda w obecnych rozgrywkach 2018/19:

Reklama

– Po. 9 kolejce Jagiellonia wreszcie wdrapała się na pierwsze miejsce w tabeli, po zwycięstwie w Zabrzu 3:1. Co następuje po chwili? Do Białegostoku zajeżdża dołujący Śląsk i bije piłkarzy Mamrota w stosunku 4:0. Jako że inne wyniki tak się ułożyły, że białostoczanie pozostali liderem mimo tak srogiego łomotu, w następnej kolejce (czyli już tej ostatniej) nie wygrali w Kielcach i zlecieli na czwarte miejsce w tabeli.

* * *

Dziś Jagiellonia podejmie Pogoń i, jako że w tabeli nie stoi już nawet na podium, szanse na rozegranie dobrego meczu wzrastają. Ponownie piłkarze Mamrota mogą zaatakować z drugiego szeregu, bo z całą pewnością oczy całego kraju nie będą skierowane na nich. To dla nich ulubione okoliczności, więc w ogóle się nie zdziwimy, jeżeli po ładnej grze odniosą efektowne zwycięstwo. To nawet całkiem prawdopodobne, a schody zaczną się dopiero wtedy, kiedy uda im się powrócić na czoło tabeli…

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Piast nie będzie płakał po Pyrce, bo ma Akima Zedadkę? “Będę zdziwiony, jeżeli nie wypali”

Przemysław Michalak
5
Piast nie będzie płakał po Pyrce, bo ma Akima Zedadkę? “Będę zdziwiony, jeżeli nie wypali”

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Piast nie będzie płakał po Pyrce, bo ma Akima Zedadkę? “Będę zdziwiony, jeżeli nie wypali”

Przemysław Michalak
5
Piast nie będzie płakał po Pyrce, bo ma Akima Zedadkę? “Będę zdziwiony, jeżeli nie wypali”

Komentarze

34 komentarzy

Loading...