Reklama

Ferrari na horyzoncie. Charles Leclerc – przyszły mistrz F1

Jan Ciosek

Autor:Jan Ciosek

04 października 2018, 13:17 • 10 min czytania 1 komentarz

Jeśli Formułę 1 oglądacie tylko od święta, jego nazwisko może wam wiele nie mówić i kojarzyć się jedynie z siecią hipermarketów. Warto jednak przyjrzeć mu się uważniej. Charles Leclerc to już dziś, jako zaledwie 20-letni dzieciak, jedna z najjaśniejszych gwiazd w padoku F1. A może być tylko lepiej. Od nowego roku będzie partnerem Sebastiana Vettela w Ferrari. I dla Niemca to wcale nie jest taka dobra wiadomość.

Ferrari na horyzoncie. Charles Leclerc – przyszły mistrz F1

Monako to dla kierowców Formuły 1 szczególne miejsce. I nie chodzi tylko o wyścig o Grand Prix Monte Carlo, zdecydowanie najbardziej kultowy, legendarny i prestiżowy w całym kalendarzu. Wśród najlepszych kierowców świata po prostu jest wielu, którzy fantastycznie zarabiają (w pensjach od zespołów oraz na wielu umowach sponsorskich). I tak samo, jak w kwalifikacjach liczą setne części sekundy, tak potem, z doradcami podatkowymi, liczą jak to zrobić, żeby fiskusowi oddać jak najmniejszą część z wypłat. I cóż, najczęściej im wychodzi, że najlepszym sposobem na oszczędzanie będzie przeprowadzka do raju podatkowego. A najbliżej, dziwnym trafem, zawsze jest Monako. Po co ten wstęp? Cóż, bo Hamilton, Hulkenberg, czy Ricciardo mogą mieć Monako w rubryce „miejsce zamieszkania”. Ale tylko Charles Leclerc ma je wpisane przy „miejsce urodzenia” i „obywatelstwo”. Ale za to w rubryce „,miejsce zatrudnienia” będzie od nowego sezonu wpisywał „Maranello”.

Od dziecka co roku oglądałem z bliska wyścig o Grand Prix Monako. Najpierw to było po prostu wydarzenie. Ale kiedy zacząłem jeździć w kartingu, ten wyścig stał się moją obsesją. Marzyłem, żeby w nim wystąpić. Teraz to się udało i jest to coś niesamowitego. Do padoku Formuły 1 z mojego domu jest dosłownie sto metrów – opowiadał w czasie tegorocznego GP Monako. – Tak w ogóle, to jest trochę dziwnie. Kiedy jedziesz na weekend wyścigowy, łączy się to z wieloma rzeczami: lot, nowe miejsca, nowi ludzie, hotele i tak dalej. A tutaj nagle śpię we własnym łóżku, na tor idę piechotą, tą samą drogą, którą jako dzieciak szedłem do szkoły. Więcej, przystanek mojego autobusu szkolnego jest na prostej startowej!

Najmłodszy od 6 dekad

Nawiasem mówiąc, Ferrari zatrudniające tak młodego kierowcę z ledwie rocznym doświadczeniem w Formule 1, to coś, czego nie było od kilkudziesięciu lat (ostatni tak młody kierowca w czerwonych barwach to Ricargo Rodriguez w 1961!). Co takiego ma w sobie Leclerc, że postawiono właśnie na niego?

Reklama

Jako kierowca Formuły 1 masz kilka celów. Pierwszym jest w ogóle dostać się do F1. Potem trzeba wyrobić sobie markę. A trzecim celem jest zdobyć mistrzostwo świata, albo zostać kierowcą Ferrari. Mi się to nie udało, ale byłem bardzo, bardzo blisko – opowiadał niedawno Robert Kubica w podcaście Formuły 1 „Beyond the grid”. Polski kierowca potwierdził plotki, które po padoku krążyły od dawna: przed feralnym wypadkiem na rajdzie Ronde di Andora, podpisał kontrakt z Ferrari. Umowa miała obowiązywać od zakończenia sezonu 2011, a Kubica miał być w zespole z Maranello partnerem swojego przyjaciela Fernando Alonso.

Polak w ciągu pięciu lat startów w Formule 1 dał się poznać jako znakomity kierowca, taki, który potrafi wycisnąć z samochodu 110 procent. Co więcej, zawsze świetnie współpracował z inżynierami i pomagał im rozwijać kolejne bolidy. Przy okazji regularnie objeżdżał kolegów z zespołu, punktował, meldował się na podium. W 2008 roku zdołał wygrać wyścig o Grand Prix Kanady, jako pierwszy kierowca BMW Sauber. Słowem: zrobił to, o czym wspominał teraz w „Beyond the grid”, czyli wyrobił sobie markę. To sprawiło, że władze najbardziej utytułowanego zespołu w historii Formuły 1 (16 tytułów) podsunęły mu kontrakt do podpisu. A czemu po ładnych paru latach podobną umowę dostał Leclerc? Cóż, od razu odpowiadamy: na pewno nie za piękne oczy.

Monakijczyk ma 20 lat, w październiku skończy 21. W stawce młodszy od niego jest tylko Lance Stroll. Różnica pomiędzy nimi jest jednak oczywista: Kanadyjczyk jeździ w Formule 1, bo ma ojca miliardera, a Leclerc dlatego że ma talent.

Kolegę leje 12-3

Na wyścigi był zresztą skazany od małego. Jego ojciec Herve w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych jeździł w Formule 3, potem zajmował się kartingiem. To on pchnął Charlesa do sportów motorowych i przez lata pomagał w karierze. Dużych sukcesów syna nie doczekał, zmarł po długiej chorobie w wieku zaledwie 54 lat. Cztery dni później chłopak wygrał wyścig Formuły 2 w Baku…

Nawiasem mówiąc, w Formule 2 było już wiadomo, że Leclerc ma to coś. I nie chodzi tylko o talent, chłodną głowę i nastawienie na wynik. Kierowca z Monte Carlo miał także bardzo szerokie plecy. Dokładniej mówiąc – wsparcie Ferrari. A zaczęło się tak: Charles jeździł w kartingu, zgarniając w zasadzie wszystko, co się dało. W wieku 8 lat zdobył pierwsze mistrzostwo Francji, potem kolejne i kolejne. W wieku 13 lat zdobył Puchar Świata CIK-FIA i kilka innych trofeów. Wtedy także podpisał kontrakt z agencją menedżerską AMR. To o tyle ważne, że na jej czele stoi Nicolas Todt, czyli syn Jeana Todta, byłego szefa Ferrari oraz Światowej Federacji Samochodowej (FIA). Wkrótce przeniósł się do bolidów i zaczęła się poważna jazda. Drugie miejsce w alpejskiej Formule Renault, trzecie miejsce w Europejskiej Formule 3, drugie miejsce w legendarnym wyścigu w Macau. Już wtedy, w wieku 18 lat, dostał posadę kierowcy testowego Ferrari. W międzyczasie wygrał serię GP3, a rok później także Formułę 2.

Reklama

W lecie ubiegłego roku przecięły się ścieżki Leclerca i Kubicy. Obaj panowie, choć w zupełnie innym charakterze, pojawili się na Hungaroringu. Monakijczyk testował bolid Ferrari i wykręcił najszybszy czas pierwszego dnia testów. Polak był czwarty drugiego dnia, z czasem gorszym o niespełna sekundę. Obaj zrobili świetne wrażenie i zebrali masę pochwał. Dla jednego skończyło się to fotelem na sezon 2018 w bolidzie zespołu Alfa Romeo Sauber, dla drugiego niestety tylko pozycją rezerwowego w Williamsie. Nawiasem mówiąc, Kubica też przygodę w F1 zaczynał w zespole Saubera (BMW Sauber). I też w pierwszym sezonie w średnim teamie zebrał bardzo dobre recenzje.

Różnica jest taka, że dziś te ekipa jest zdecydowanie jedną z najsłabszych w stawce, rzadko liczy się w walce o cokolwiek. Mimo tego, Leclerc zdołał wywalczyć 21 punktów, czyli ponad 3 razy więcej niż jego kolega z zespołu, Marcus Ericsson (6). Zresztą Szwed nie ma z młodszym o osiem lat partnerem łatwego życia. To jego piąty sezon w Formule 1 i trzeba przyznać, że na samym początku tego roku w kwalifikacjach wyprzedzał Monakijczyka. Tak było i w pierwszym Grand Prix, i w drugim. Ale najwyraźniej Leclerc szybko się uczy. W dziewięciu kolejnych sesjach kwalifikacyjnych to on był szybszy od Szweda. Potem znów – raz Ericcson był szybszy, ale ostatnie cztery czasówki to znów przewaga młodej gwiazdy. W całej stawce tylko Fernando Alonso ma lepszy bilans nad kolegą z zespołu (Stoffelem Vandoornem) w tegorocznych kwalifikacjach (16-0). Co więcej, choć Sauber to najwolniejszy poza Williamsem bolid w stawce, Leclerc trzy razy zdołał awansować do finałowej części czasówki.

Ale tak naprawdę nie tylko to zdecydowało o tym, że Leclerc dostał do podpisu wymarzony kontrakt z Ferrari. Co ciekawe, to była jedna z ostatnich decyzji, jakie podjął Serio Marchionne. Prezydent Ferrari niespodziewanie zmarł w lipcu w wieku 66 lat w wyniku zaskakujących komplikacji po operacji ramienia. Dla legendarnej marki Marchionne zrobił bardzo dużo. Po latach może się okazać, że podpis pod umową z Monakijczykiem był jedną z najważniejszych.

Czarna seria śmierci

– Leclerc został zatrudniony przez nieżyjącego już Sergio Marchionne, aby sprawdzić prawdziwy potencjał Sebastiana Vettela. Już to pokazuje, jak wielką wiarę w jego możliwości pokładał były prezydent Ferrari i prezes FCA – podkreśla Cezary Gutowski z „Przeglądu Sportowego”. – Sam Charles jest niezwykle inteligentny i bardzo twardo stąpa po ziemi. W pierwszym sezonie w Formule 1 spisuje się wyśmienicie.

Śmierć Sergio Marchionne wpisuje się zresztą w czarną serię Leclerca. Prezes Ferrari to trzecia bardzo ważna osoba w życiu Monakijczyka, która niespodziewanie i przedwcześnie umiera. Wcześniej, nieco ponad rok temu, zmarł wspomniany powyżej ojciec. Ta śmierć przyszła dwa lata po innej, która równie mocno dotknęła nowego kierowcę Ferrari. Wtedy odszedł Jules Bianchi, bliski przyjaciel Charlesa Leclerca. Bianchi był kierowcą zespołu Marussia. W czasie wyścigu o GP Japonii 2014 na ekstremalnie śliskim torze stracił panowanie nad bolidem i z prędkością ponad 200 kilometrów na godzinę uderzył w dźwig, usuwający z toru inny rozbity samochód. Siła uderzenia była potężna i doprowadziła do bardzo poważnych obrażeń. Francuz walczył o życie przez ponad pół roku. Przegrał w lipcu 2015 roku, stając się pierwszą śmiertelną ofiarą w Formule 1 od 21 lat, od fatalnego wypadku Ayrtona Senny.

Dla świata Formuły 1 to było smutne wydarzenie; dla Leclerca – tragedia. Bianchi był nie tylko jego przyjacielem, ale także ojcem chrzestnym. Wychowywali się razem, Jules zawsze był wzorem dla młodszego o osiem lat Charlesa. Obaj zaczynali w kartingu, na torze w Brignoles, należącym do ojca tego pierwszego.

Ludzie myślą, że każdy, kto pochodzi z Monako jest milionerem i śpi na pieniądzach. Oczywiście, jest tu mnóstwo bardzo bogatych ludzi, ale jest też wielu zupełnie normalnych. Wiadomo, że sporty motorowe są drogie, już na etapie kartingu. Mój ojciec finansował moją karierę, ale w pewnym momencie nie miał już wystarczających pieniędzy. W 2010 roku normalnie musiałbym zakończyć tę przygodę. Na szczęście Jules Bianchi porozmawiał z Nicolasem Todtem, żeby mnie wziął pod swoje skrzydła. Dzięki temu mogłem jeździć dalej – opowiada Leclerc. – Nasza rodzina zawsze była blisko z całą rodziną Bianchich. Najlepszym kumplem Julesa był mój starszy brat, a z kolei jego młodszy brat jest moim najbliższym przyjacielem. Nasi ojcowie także byli najlepszymi przyjaciółmi. Jules był dla mnie jak brat i pomagał mi w karierze, kiedy tylko mógł.

Przyznacie, że podniesienie się po takich trzech ciosach od życia, wymaga charakteru.

Talent ma miarę Hamiltona

Leclerc to może być talent na miarę Hamiltona, który już w pierwszym sezonie w Formule 1 walczył o mistrzostwo świata, a po tytuł sięgnął w drugim. Jeśli dostanie równie dobry bolid, może z miejsca wejść do walki o zwycięstwa, być może i o tytuły, spychając w cień 4-krotnego mistrza świata dokładnie tak samo, jak w 2014 roku, po przyjściu do Red Bulla zrobił to Daniel Ricciardo – uważa Cezary Gutowski.

W Ferrari, u boku Sebastiana Vettela, młody kierowca z Monako zastąpi Kimiego Raikkonena (on podąży w odwrotnym kierunku, na dwuletni kontrakt do Saubera). Czy włoska stajnia podejmuje ryzyko, zatrudniając młodziaka w miejsce mistrza świata sprzed 11 lat i jednego z najbardziej doświadczonych kierowców F1? Z pewnością. Czy to ryzyko jest duże? To już wcale takie oczywiste nie jest.

Ferrari zwolniło Kimiego Raikkonena, od nowego sezonu zastąpi go Charles Leclerc, fantastyczny kierowca Saubera. Zadaję sobie pytanie, czy jest prawdopodobieństwo, że Charles zdobędzie w 2019 roku więcej punktów niż zdobyłby Kimi? Nie postawiłbym na to. Ale czy Leclerc może być mistrzem świata w przyszłości? Absolutnie! – ocenił na antenie Channel 4 Eddie Jordan, czyli gość, który o młodych talentach wie to i owo, bo to on dał szansę debiutu w Formule 1 22-letniemu Michaelowi Schumacherowi.

Marzenia się spełniają. Będę jeździł dla Scuderia Ferrari od 2019 roku. Zawsze będę wdzięczny za tę szansę. Dziękuję Nicolasowi Todtowi za wsparcie od 2011 roku, mojej rodzinie. I człowiekowi, którego nie ma już na tym świecie, ale zawdzięczam mu wszystko, Papie – napisał na Twitterze tuż po ogłoszeniu kontraktu. – Dziękuję Julesowi za wszystko, czego mnie nauczył, nigdy cię nie zapomnę. Dziękuję wszystkim innym za wsparcie, będę ciężko pracował, żeby nigdy was nie zawieść. Ale przede wszystkim, teraz mam sezon do dokończenia z niesamowitym zespołem, który dał mi szansę walczyć i pokazać mój potencjał. Do boju, Sauber!

Do boju, Sauber, ale też – do boju, Ferrari. Scuderia zdecydowanie potrzebuje nowej krwi, bo tytuł czeka już od dekady. Mistrzami konstruktorów po raz ostatni byli w 2008 roku, ostatnim indywidualnym czempionem w czerwonych barwach był wspomniany Raikkonen (2007). W walce o tytuł miał pomóc w 2012 roku Robert Kubica. Niestety, znamy zakończenie tej historii i tego marzenia. Teraz w buty po Schumacherze, Laudzie i Raikkonenie wskakuje Leclerc. Jak zakończy się jego historia, oczywiście nie wiemy. Ale jeśli możemy coś podpowiedzieć, to radzimy nie spuszczać tego chłopaka z oczu. Rekord Sebastiana Vettela, który mistrzem świata został w wieku 23 lat i 134 dni może być poważnie zagrożony. Leclerc ma do dyspozycji bolid Ferrari i dwa lata.

JAN CIOSEK

Fot. Newspix.pl

Najnowsze

Formuła 1

Formuła 1

W słabszym bolidzie, a może w innym zespole? Jaka przyszłość czeka Verstappena?

Szymon Szczepanik
3
W słabszym bolidzie, a może w innym zespole? Jaka przyszłość czeka Verstappena?

Komentarze

1 komentarz

Loading...