Reklama

Jak zrobić coś z niczego? Tłumaczą Wisła Kraków i Korona

redakcja

Autor:redakcja

29 września 2018, 11:01 • 4 min czytania 2 komentarze

Im gorzej tym lepiej – oto zasada, która w ostatnim czasie w największym stopniu obowiązuje w Krakowie (ale przy Reymonta!) oraz w Kielcach. Zarówno Wisła, jak i Korona to bowiem zespoły, które – takie przynajmniej można było odnieść wrażenie – zostały zmontowane naprędce, bez większego ładu i składu. Z zawodników nie tyle starannie wyselekcjonowanych na rynku, ale takich, którym nie udało się odejść, względnie których losy potoczyły się akurat w taki sposób, że Kraków lub Kielce potraktowali jako odskocznię lub idealne miejsce do reaktywowania kariery. I w obu przypadkach powstały mieszanki wybuchowe, którym rzecz jasna zdarzają się słabsze chwile, ale w ogólnym rozrachunku obie ekipy grają znacznie powyżej oczekiwań.

Jak zrobić coś z niczego? Tłumaczą Wisła Kraków i Korona

Przed 10. kolejką ligi Wisła Kraków z 17 punktami na koncie zajmowała 3. miejsce w tabeli, a Korona z 15 punktami okupowała 7. pozycję. Analizując zestaw wszystkich par tej serii gier, to właśnie starcie pod Wawelem w największej mierze zasługuje na miano meczu na szczycie. I aż chciałoby się zapytać – kto jeszcze kilka miesięcy temu mógł się tego spodziewać?

Korona poniekąd tradycyjnie pozbyła się przed sezonem kluczowych zawodników. Odeszli między innymi Alomerović (czołowy bramkarz ligi), Dejmek (kapitan zespołu), i niemal wszyscy kreatorzy liczb ofensywnych: Cvijanović (8 goli, 2 asysty, 2 KP), Kiełb (6 goli, 2 asysty, 2 KP) i Kaczarawa (7 goli, 6 asyst). Rzecz jasna w ich miejsce sprowadzono całą masę no-name’ów, ale ich udział w wynikach z tego sezonu jest znikomy. W ostatniej kolejce jako tako zagrał Marquez, pierwszy przyzwoity mecz w ostatniej serii gier ma też na koncie Pucko, a wcześniej trochę po czole pokopali się Brown Forbes oraz Arweladze. Tak naprawdę jednak gdyby przed sezonem Korona całkowicie zrezygnowała ze sprowadzania nowych zawodników, prawdopodobnie i tak byłaby w tym samym miejscu co dziś. Po odejściu starych liderów ich miejsce błyskawicznie zajęli nowi – dziś w bramce jest to Hamrol, w obronie Rymaniak (to akurat żadna nowość), w pomocy Żubrowski (też starsza sprawa) i w ataku Soriano.

I tak naprawdę jest to schemat, który powtarza się w Kielcach od lat. Nie twierdzimy, że właśnie wymieniona czwórka to jakieś ekstraklasowe gwiazdy, czy nawet gracze, którzy dawaliby sobie radę gdziekolwiek indziej. W Koronie jednak panuje taki klimat, że zawsze znajdą się ludzie potrafiący wziąć odpowiedzialność za zespół i sprawić, że ten będzie punktował w tej słabej lidze. Być może nawet to właśnie Korona od wielu lat stanowi “koronny” argument za tym, że poziom ekstraklasy leci na łeb, na szyję. Bo to właśnie w Kielcach regularnie udowadniają, że niemal z każdej grupy piłkarzy da się stworzyć mocny w warunkach tej ligi zespół. A niemała w tym zasługa także kolejnych szkoleniowców klubu, którzy są chyba wybierani z klucza “potrafi zrobić coś z niczego”.

W bieżących rozgrywkach podobny schemat zadziałał też w Wiśle Kraków. Oczywiście przed sezonem nie było tam aż tak wielkiej bryndzy, ale też gra i wyniki zespołu w znacznie większym stopniu zadziwiły wszystkich. A spotkanie w Poznaniu, w którym krakowianie od stanu 0:2 wyszli na 5:2 spokojnie może powalczyć o miano najlepszego ligowego meczu Wisły w tym wieku, zupełnie nie mając kompleksów w stosunku do widowisk ze złotych czasów krakowskiego klubu pod wodzą Bogusława Cupiała.

Reklama

Jakkolwiek spojrzeć, podobnie jak w Koronie, pod Wawelem także nic nie zapowiadało, że to wszystko odpali. I nawet pomijając sam zespół, mieliśmy trenera bez doświadczenia, dyrektora sportowego bez doświadczenia oraz ogromne zamieszanie organizacyjne wokół klubu. A do tego sprawy piłkarskie – utrata Carlitosa (24 gole i 7 asyst w zeszłym sezonie), a także kilku solidnych żołnierzy z drugiego szeregu… To wszystko z całą pewnością nie zapowiadało narodzin drużyny, która dziś potrafi grać najbardziej efektowną piłkę od wielu, wielu lat.

Co więcej, i za co trenerowi Stolarczykowi należą się wielkie brawa, również w Wiśle stworzono drużynę nie z zawodników, których świeżo sprowadzono do klubu. Przeciwnie, oparto się na tych, którzy już w Wiśle byli, a jedynym ważnym nabytkiem okazał się Kort. Pietrzaka tu nie wliczamy, bo u poprzednich szkoleniowców był oddawany na wypożyczenia, natomiast co do roli Lisa w drużynie należałoby się jeszcze wstrzymać. Póki co młody bramkarz jest głównym winowajcą przerwanej serii zwycięstw (porażka w Szczecinie), a od tygodnia toczy się wzmożona dyskusja, czy między słupki nie powinien powrócić Buchalik.

Tak czy inaczej, siłą dzisiejszej Wisły są piłkarze reaktywowani. Odbudowany Sadlok, odbudowany Pietrzak, odbudowani Boguski, Kostal czy Ondrasek. Niemal każdy piłkarz tej drużyny wygląda dziś lepiej niż w zeszłym sezonie, co jest najlepszą miarą ogromu pracy wykonanej przez sztab szkoleniowy Białej Gwiazdy. Rewolucja w grze bez rewolucji w kadrze – tak chyba najlepiej podsumować to, co w ostatnich miesiącach oglądaliśmy pod Wawelem.

Dzisiaj przy Reymonta obejrzymy więc starcie drużyn, którym wieje potężny wiatr w oczy, i które z tej całej zawieruchy potrafiły wyjść z podniesionym czołem. Starcie zespołów, po których chyba w największym stopniu widać rękę trenerów. I wreszcie starcie ekip, na które w tym sezonie naprawdę ciężko nie patrzeć życzliwym okiem. A jeżeli Wisła i Korona pokażą dziś taką twarz, jaką w ostatnim czasie pokazywały najczęściej, przed nami naprawdę pierwszorzędne widowisko.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

2 komentarze

Loading...