Lokomotiw Moskwa w Lidze Mistrzów to rzadki obrazek. Mistrzowie Rosji po raz ostatni w fazie grupowej najbardziej prestiżowych klubowych rozgrywek zameldowali się aż piętnaście lat temu i zdołali nawet awansować do kolejnej rundy, ale później słuch o nich zaginął. Na krajowym podwórku przez kilka sezonów bujali się po niższych lokatach, żonglowali trenerami i zawodnikami oraz przeżywali problemy finansowe. Stali się zaprzeczeniem klubu, który na początku XXI wieku udowadniał, że na wschodzie Europy też wiedzą, jak grać w piłkę. Ale Loko lata zawirowań – przynajmniej tych poważnych – ma już za sobą. I dziś wraca do elity z jasnym założeniem – by po prostu o sobie przypomnieć.
Powrót Lokomotiwu do Ligi Mistrzów to efekt nieoczekiwanego nałożenia się na siebie kilku czynników, które zebrane do kupy zadziałały lepiej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Proces wielkich zmian zapoczątkowało przyjście do klubu Ili Gerkusa, który w latem 2016 roku z nadania Kolei Rosyjskich został dyrektorem generalnym Loko. Gerkus, prywatnie fan Zenitu Sankt Petersburg, już wcześniej dał się poznać jako bardzo obrotny menadżer, a jego praca dla Zenitu, Rosyjskiego Związku Piłki Nożnej, czy rosyjskiej telewizji zawsze przynosiła świetnie efekty. W Loko nowy dyrektor miał do wykonania niezbyt proste zadanie – odzyskać mistrzostwo i wyprowadzić na prostą klubowe finanse, ale oba cele zrealizował w iście ekspresowym tempie.
Loko rywalizację w LM zacznie od zwycięstwa? W Totolotku kurs na mistrzów Rosji wynosi 5,20
Swoją moskiewską misję Gerkus zaczął od… przypodobania się kibicom. Na dzień dobry obniżył ceny biletów na derbowy mecz ze Spartakiem z 1000 do 300 rubli i zarządził, by na spotkanie z Kryljami Sowietow Samara przygotować specjalnie koszulki meczowe, na których umieszczono zdjęcia posiadaczy karnetów. To i kilka mniejszych triczków sprawiło, że fani bardzo szybko się do niego przekonali, na dobre porzucając przekonanie, że „zenitowski” człowiek u steru władzy nie oznacza dla ich klubu nic dobrego.
Kiedy Gerkus przeciągnął już kibiców na swoją stronę, mógł w spokoju wziąć się za remont tego, co zastał w klubie. Do poprawy było w zasadzie wszystko – od polityki biletowej przez marketing aż do sposobu, w jaki funkcjonowały media społecznościowe Loko – ale zamiast załamywać ręce, postawiono na ciężką pracę. Angażując się mocniej w organizację dni meczowych, poprawiając marketing i ożywiając kanały w mediach społecznościowych, tylko w 2017 roku Gerkus przyniósł do klubu prawie półtora miliona euro w Mało tego, w 2018 zarobiona w ten sposób kwota ma być dwa razy większa. Oczywiście głównie za sprawą premii za mistrzostwo Rosji i awans do Ligi Mistrzów, ale w jakimś stopniu także dzięki przyciągnięciu kibiców na stadion. Za czasów Gerkusa wzrosła jednak nie tylko frekwencja na stadionie, ale też ogólne zainteresowanie klubem. Nie ma w tym zresztą nic dziwnego, skoro Loko potrafi się promować chociażby w taki oto wystrzałowy sposób.
Sometimes just one shot is enough. Lokomotiv is #BackToBusiness in the @ChampionsLeague for the first time in 14 years. Tomorrow. #LMFC #UCL pic.twitter.com/SIFinT1j16
— FC Lokomotiv Moscow (@fclokomotiv_eng) September 17, 2018
When you’re not alone, you’re twice as dangerous: Miranchuk Brothers vs Spurs. We’re #BackToBusiness in the @ChampionsLeague in 2️⃣ days! pic.twitter.com/toPyp4MBgi — FC Lokomotiv Moscow (@fclokomotiv_eng) September 15, 2018
Największym sukcesem Gerkusa, a jednocześnie kolejnym głębokim ukłonem w stronę kibiców, było jednak powierzenie drużyny Jurijowi Siominowi. Odbudowa potęgi Loko nie byłaby możliwa bez doświadczonego szkoleniowca, który w sierpniu 2016 roku po raz trzeci wziął się za trenowanie moskiewskiego klubu. Fani uwielbiają go za jego podejście, filozofię, ale przede wszystkim za sukcesy, które odnosi z ich zespołem. Jedyne w historii Loko trzy tytuły mistrzowskiego, to właśnie zasługa Siomina, który oprócz tego do klubowej gabloty aż pięciokrotnie dokładał trofeum za triumf w Pucharze Rosji, a dodatkowo dwa razy triumfował też w Superpucharze. Oznacza to mniej więcej tyle, że Siomin niemal w pojedynkę zapisał najpiękniejsze karty w historii „zielono-czerwonych”.
Galatasaray faworytem meczu z Lokomotiwem. W LV BET kurs na gospodarzy to 1,75
Utytułowany szkoleniowiec przed kolejnym powrotem do Lokomotiwu uchodził w Rosji za zgraną kartę. Był traktowany, jak trener, któremu świat i piłka trochę uciekły i który raczej nie chce nadrabiać tego dystansu. Kiedy Gerkus szukał nowego szkoleniowca, zewsząd sugerowano mu, by spoglądał raczej w stronę Kurbana Berdyjewa, który w Rosji jest niemal gwarancją sukcesu. Dyrektor generalny Loko od początku postawił jednak sprawę jasno. Doskonale wiedział, że chcąc odtworzyć zielono-czerwone DNA, potrzebuje człowieka, który – mówiąc kolokwialnie – czuje klimat. Który zna klub i którego cała społeczność uważa za swego. Trzymając się tych wytycznych, wybór mógł być tylko jeden.
O słuszności tej decyzji Gerkus przekonał się już w pierwszym sezonie swojej pracy. Siomin odbudowę wielkiego Lokomotiwu zaczął od zwycięstwa w Pucharze Rosji, by piękną puentę napisać rok później – odzyskując dla klubu mistrzostwo kraju po czternastu latach przerwy. W międzyczasie wykonał też tytaniczną robotę z poszczególnymi zawodnikami, którzy przyczynili się do obu sukcesów. To właśnie Siomin przywrócił do żywych Jeffersona Farfana i Manuela Fernandesa, To właśnie Siomin odważnie postawił na braci Mirańczuków czy Michaiła Łysowa. To właśnie Siomin zdecydował się przygarnąć pod swoje skrzydła Edera, którego gol w meczu Zenitem w przedostatniej kolejce poprzedniego sezonu przypieczętował triumf Loko w lidze.
Teraz pod czujnym okiem Siomina do bardzo dobrej dyspozycji wraca kolejny z wydawałoby się straconych piłkarzy, czyli Grzegorz Krychowiak. Reprezentant Polski momentalnie odnalazł się w Lokomotiwie i bardzo szybko stał się liderem zespołu, w czym niemała zasługa trenera, który ogromnym zaufaniem obdarzył go tuż po transferze. Krychowiak pięknie mu za to odpłaca, pokazując tym samym, że Siomin potrafi dotrzeć dosłownie do każdego.
Kryształowy wizerunek Siomina psuje jednak ogół zdarzeń, do których w klubie dochodzi od początku bieżącego sezonu. Preferujący nowoczesny model zarządzania Gerkus dąży do tego, aby rola szkoleniowca ograniczała się wyłącznie do trenowania, a za pozostałe aspekty związanie z funkcjonowaniem klubu piłkarskiego odpowiadała profesjonalna kadra menadżerska, co szkoleniowcowi wybitnie nie jest w smak. Siomin, przedstawiciel starej radzieckiej szkoły trenerskiej, chciałby po prostu decydować o wszystkim, co dotyczy prowadzonej przez niego drużyny, a na to dyrektor Lokomotiwu nigdy nie przystanie. I właśnie dlatego w klubie powoli szykują się do zmiany warty, która ma być też podparta dodatkowym argumentem. Gerkus najzwyczajniej w świecie uważa, że zespół pod wodzą Siomina dobił już do sufitu i bez roszad na ławce trenerskiej nie jest w stanie go przebić. Potrzeba dopływu świeżej krwi jest w jego ocenie koniecznością, ale póki co nie bardzo ma się za to jak zabrać. Bo tak naprawdę to Siomin w tym rozdaniu trzyma w ręce mocniejsze karty.
Sytuację diametralnie może zmienić Liga Mistrzów, która dla Loko jest w tym sezonie równie ważna, co końcowy sukces w krajowych rozgrywkach. Po naprawdę solidnych wzmocnieniach władze klubu otwarcie mówią o wyjściu z grupy, które stawiane jest jako cel minimum. Jeśli nie uda się go zrealizować, to Siomina już zimą może nie być w Moskwie. Jeśli jednak wszystko pójdzie zgodnie z planem, to porządek panujący w Lokomotiwie nie ulegnie zmianie.
Droga do ostatecznych rozstrzygnięć jest jednak na tyle daleka, że na razie nikt się nimi nie zajmuje, choć Gerkus oczywiście cały czas działa i rozgląda się za ewentualnym następcą. Siomin w tym czasie kombinuje, jak przywrócić zespołowi zeszłosezonowy sznyt i znów natchnąć piłkarzy duchem zwycięstwa, którego w lidze do tej pory ewidentnie im brakuje. Patrząc wyłącznie na formę z ostatnich meczów, Loko nie ma czego w Lidze Mistrzów szukać, ale zaprawiony w bojach Siomin na pewno nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. I bez wątpienia zrobi wszystko, aby prowadzona przez niego Lokomotywa na salony wjechała z framugą.
Fot. Nespix.pl