W życiu każdego mężczyzny są momenty, które wspomina się przez długie lata. Pierwszy pocałunek, pierwszy kac, pierwsza wypłata i tak dalej. W przypadku piłkarzy taką szczególną chwilą jest też zapewne pierwszy gol na wysokim poziomie. Tak więc nawet jeśli my za kilka dni zapomnimy o tym, że w niedzielę do rosołu oglądaliśmy mecz Rakowa Częstochowa ze Stalą Mielec, to jest ktoś, kto do tego spotkania będzie myślami wracał przez dłuższy czas. A mianowicie Marcin Listkowski, sympatyczny i podobno utalentowany chłopak wypożyczony do I ligi z Pogoni Szczecin.
Napisaliśmy, że „podobno”, bo szczerze mówiąc, już w to zwątpiliśmy. W ekstraklasie Listkowski debiutował już w sezonie 14/15. Stare czasy – w barwach Portowców grał Takafumi Akahoshi, a u rywali z Poznania Kasper Hamalainen. Od tego momentu „Listek” w miarę regularnie dostawał szanse od kolejnych trenerów, ale miał ogromne problemy z wpisywaniem się na listę strzelców i z zaliczaniem asyst, co nie świadczyło najlepiej o ofensywnym pomocniku czy też napastniku.
Ostatecznie Pogoń opuszczał z szalonym bilansem 2 asyst w 68 meczach. Pisaliśmy wtedy, że zejście poziom niżej powinno mu dobrze zrobić i choć początki w Rakowie ma dość trudne, to być może właśnie karta się odwraca. Dziś po raz pierwszy Marek Papszun znalazł dla niego miejsce w podstawowym składzie i przede wszystkim – tak jak wspomnieliśmy – doczekaliśmy się momentu, w którym chłopak przestał czekać na gola, a w końcu coś ukłuł. Pomógł rykoszet, ale nie mniejsza z tym. Brawo, lepiej późno niż wcale.
A jeśli ktoś miał nadzieję, że po golu w 9. minucie Raków błyskawicznie poszuka drugiego trafienia i zabije mecz z zawsze groźną Stalą, to niestety – nic takiego nie miało miejsca. Lubimy oglądać mecze z udziałem ekipy z Częstochowy, bo jest ona gwarancją przyzwoitego poziomu. Twierdzimy również, że całkowicie zasłużenie to właśnie paka Papszuna patrzy na resztę ligi ze szczytu ligowej tabeli. Ale jednocześnie nie opuszcza nas przeświadczenie, że nie jest to drużyna, która dzięki przewadze, którą zazwyczaj ma, będzie lała rywala i sprawdzała, czy równo puchnie. Tydzień temu powinna przywieźć trzy punkty z Krakowa z meczu z Garbarnią, a przywiozła tylko jeden. Dzisiaj spokojnie mogła umocnić się na pozycji lidera, a jedynie utrzymała dystans dzielący ją od Bytovii i Sandecji.
Gola na wagę remisu strzelił inny piłkarz, którego znamy z Ekstraklasy. Bartosz Nowak kapitalnie przymierzył z rzutu wolnego w 26. minucie i zabawa zaczęła się od nowa. Okej, trochę odfrunęliśmy z tą zabawą, bo rozrywki obie strony dostarczyły nam w sumie nie tak wiele. Może gdyby lepiej głowę dostawił Niewulis, może gdyby celniej uderzał debiutujący w Stali Grzegorz Kuświk. „Może” i „gdyby”… słowa-klucze.
Zapewne nie będziemy sprawdzać, co obaj trenerzy powiedzą na konferencji prasowej, ale założylibyśmy się o to, że padną tam słowa o szanowaniu tego punktu. Niech im będzie, choć wolelibyśmy grę pozbawioną kompromisów, co można by było uznawać za wyraz szacunku w stosunku do kibiców.
Raków Częstochowa – Stal Mielec 1-1
Listkowski 9′ – Nowak 26′
Fot. Newspix.pl