Od pewnego czasu niedziela to już nie tylko rosół i wyjście do kościoła. W Serie A jest nas coraz więcej (choć niektórzy eksperci uważają, iż tylko czworo), a że terminarz uwzględnia większość starć w ostatni dzień tygodnia, toteż ląduje w naszych kalendarzach zaznaczony na czerwono. Dzisiaj od 18:00 dostaliśmy kolejną porcję występów naszych stranierich na Półwyspie Apenińskim. Ta niedziela znów upłynęła w niezłych nastrojach.
Spodziewaliśmy się, iż na Artemio Franchi w pierwszym składzie wybiegnie choć jeden Polak. Chodzi oczywiście o Łukasza Teodorczyka, ale, ku zdziwieniu dziennikarzy, spotkanie przeciwko Fiorentinie rozpoczął Kevin Lasagna. Bomber z Żuromina na placu pojawił się dopiero w drugiej połowie. Co ciekawe, już wówczas bramki zespołu Stefano Piolego strzegł Bartłomiej Drągowski. Były golkiper Jagiellonii, zastąpił kontuzjowanego Albana Lafonta. Jest w Fiorentinie „dwójką”, a zgoła odmienne sygnały docierały do nas przed rozpoczęciem nowego sezonu. W naszym rankingu Polaków w Serie A [KLIK], okupował ostatnią lokatę.
Krótka piłka – jest jakakolwiek szansa, że Drągowski podniesie się w tym sezonie z ławki rezerwowych? Klub wydał sporo kasy na innego, jeszcze młodszego bramkarza, co chyba nie wróży dobrze.
Michał Borkowski: Lafont przyszedł za grosze, biorąc pod uwagę jakim jest talentem. Podobno to jeden z największych kozaków wśród młodych bramkarzy na całym świecie. Wielu ekspertów od piłki francuskiej było zaskoczonych, że on wylądował tylko we Fiorentinie i w dodatku tak tanio. Dziwię się, że Drągowski nie odszedł, bo w klubie jest z całą pewnością skreślony. Szczerze mówiąc, byłem absolutnie przekonany, że odejdzie tego lata. Słyszałem coś o Espanyolu, nie wiem, dlaczego ten kierunek nie wypalił.
Drągowski straci zatem kolejne miesiące. Dlaczego utknął we Florencji?
Zdaje się, że po prostu nie było chętnych, żeby go wykupić z Fiorentiny. Nie budzi już w tej chwili zainteresowania na rynku transferowym. Początkowo było trochę inaczej – głosy we Florencji były takie, że chcą mieć go cały czas pod obserwacją, dlatego nie decydują się na żadne wypożyczenie. Obiecywano mu nadchodząca szansę. No i miał okazję, żeby się pokazać, częściowo wskutek kontuzji pierwszego bramkarza. Ale jak już się ta szansa pojawiła, to w sumie lepiej by dla niego było, żeby jednak nigdy nie przyszła. Tylko pogorszył swoją sytuację.
Kiedy grał – to zawodził. Koszmarne kiksy, zawalone bramki, feralny wywiad dla Przeglądu Sportowego. Trochę ponarzekał, że nie podoba mu się jak go w klubie traktują. Zasugerował, że może zakończyć karierę, jeżeli sytuacja się nie zmieni. Dostał za to w karę finansową. Według mnie jest po prostu spalony.
Alban Lafont to rocznik 1999, bardzo młody chłopak. Zapowiada się zatem, że w Drągowskiego nikt już w klubie nie wierzy nawet w kontekście rozwoju?
Lafont to na tę chwilę golkiper o większym potencjale, większych możliwościach jeżeli chodzi o rozwój talentu. Musiałby się kompletnie rozwalić, albo zaliczyć koszmarny początek sezonu. Może wówczas spojrzeliby we Fiorentinie na Bartka łaskawym okiem, ale nie wierzę w taki rozwój wypadków. Jeżeli zdecydowano się ściągnąć bardzo młodego bramkarza i to – jak na Fiorentinę – za grube pieniądze, to sprawa jest chyba dość jasna.
Tak o Bartku wypowiadał się Michał Borkowski. Zobaczymy, na ile poważna jest kontuzja młodego Francuza. Jeżeli wypadnie na dłużej, to cóż – Drągowski dostanie być może ostatnią szansę we Florencji.
Co można powiedzieć o Łukaszu Teodorczyku? Prochu nie wymyślił, kilka razy dobrze zastawił się, rozprowadził akcję. Aha, musimy wspomnieć o wymierzonym w nos przeciwnika łokciu. Teo był solidny, ale nie odpalił fajerwerków.
***
My jednak najbardziej ostrzyliśmy sobie zęby na mecz w Genui. Po jednej stronie Sampdoria z Linettym i Bereszyńskim w składzie, a po drugiej Napoli z Milikiem i Zielińskim. Nie było lepszego okna wystawowego na formę kadrowiczów Jerzego Brzęczka, niż spotkanie na Stadio Luigi Ferraris. Na ławce siedział kapitan drużyny młodzieżowej – Dawid Kownacki.
Musimy przyznać, że mocno zawiedliśmy się grą Napoli. Sampdoria bez litości wykorzystała słabszy dzień przeciwnika. Pierwszy cios wyprowadziła w 11. minucie. Karol Linetty rozpoczął kontrę, futbolówka poszła w stronę Ricky’ego Saponary, który zmienił stronę ataku, zagrywając do Gregoire’a Defrela. Francuz opanował piłkę i przylutował po krótkim słupku. David Ospina był bez szans.
Generalnie pierwsza połowa nie zachwyciła. Mało okazji po obu stronach, co było głównie spowodowane świetną grą Sampdorii, szczególnie w destrukcji. Bartosz Bereszyński skutecznie wyłączył z gry Lorenzo Insigne. Karol Linetty natomiast brylował w środku pola. Reprezentant Polski odbierał, walczył, biegał jak opętany. Były piłkarz Lecha Poznań jest w formie, czym udowadnia, że miejsca w pierwszej jedenastce Sampy nie odda za darmo. Ciężko się oglądało ofensywną nieporadność neapolitańczyków. Wspomnieliśmy o niewidocznym kapitanie ekipy Ancelottiego, ale równie słabo grali Verdi i, niestety, Milik. Ogólnie ciężko byłoby wskazać postać, która dawała radę. Przez to wpadła druga bramka dla gospodarzy. Akcję na 2:0 zapoczątkował drugi z Polaków. Bereszyński w swoim stylu wrzucił futbolówkę z prawej flanki, przejął ją Fabio Quagliarella i wystawił do Defrela. Francuz w 32. minucie skompletował doppiettę, przy pomocy Raula Albiola. Napoli w drugim meczu z rzędu musiało gonić wynik.
Carletto nie czekał ze zmianami, na początku drugiej odsłony na murawie zameldowali się Adam Ounas oraz Dries Mertens, zmieniając dramatycznych Verdiego i Insigne. Zadziałało. Momentalnie Napoli stało się żywsze, w ekipie gości ponownie wyróżniał się Piotr Zieliński, poniekąd potwierdzając swoją dobrą formę w ostatnich tygodniach. Jednak bramek jak nie było, tak nie było. Próbował „Zielek”, ale jego uderzenie zostało zablokowane. Strzał Milika trafił w ręce bramkarza Sampdorii. A genueńczycy ze spokojem czekali na własnej połowie. Gwóźdź do trumny przyjezdnych wbili stosunkowo późno, gdyż dopiero w 76. minucie. Bartosz Bereszyński dośrodkował w szesnastkę Ospiny, a tam Quagliarella cudownym krzyżaczkiem pokonał Kolumbijczyka. Słuchajcie, to trzeba zobaczyć. Gol rundy w Serie A. Przepiękne trafienie 35-latka.
Karol Linetty i Bartosz Bereszyński wypadli świetnie. Obaj. Najsłabszy z Polaków był zdecydowanie Arkadiusz Milik, a Zieliński również dawał radę. Wybijał się najjaśniej z tego szarego obrazu beznadziei wśród gości. Napoli całkowicie zasłużenie zebrało bęcki na Ferraris. Carlo Ancelotti ma spory ból głowy, który jakimś sposobem musi wyleczyć w czasie trwania przerwy reprezentacyjnej. Jak na razie Azzurri wyglądają naprawdę średnio.
***
Przed państwem aktualny lider strzelców Serie A – Krzysztof Piątek. Niebywały jest Polak, który właśnie po raz kolejny udowodnił, że nie trzeba mieć niebywałych umiejętności technicznych czy szybkości, aby zaistnieć za granicą. Wystarczy ciąg na bramkę i skuteczność. Były zawodnik Cracovii załadował tego wieczoru dwie sztuki. Genoa i tak przegrała z Sassuolo 3:5, ale gdyby nie nasz napastnik, owe lanie graficznie wyglądałoby jeszcze gorzej. A tak – tylko dwa gole straty. Oby tak dalej, Krzysiek.
***
Oprócz wspomnianej siódemki, grali również inni Polacy. Bartosz Salamon zanotował 90 minut przeciwko Lazio i zaprezentował się w porządku. Mariusz Stępiński zachował miejsce w galowej jedenastce Chievo, lecz został zmieniony w 64. minucie. Paweł Jaroszyński, Dawid Kownacki i Michał Marcjanik spędzili cały wieczór na ławce rezerwowych, Arkadiusz Reca był poza kadrą.
***
Wszystkie wyniki z niedzieli:
Fiorentina – Udinese 1:0 (0:0)
73’ Benassi 1:0
Sampdoria – Napoli 3:0 (2:0)
11’ Defrel 1:0
32’ Defrel 2:0
75’ Quagliarella 3:0
Sassuolo – Genoa 5:3 (4:1)
27’ Piątek 0:1
34’ Boateng 1:1
38’ Lirola 2:1
41’ Babacar 3:1
45’ Spolli (sam.) 4:1
62’ Ferrari 5:1
70’ Pandev 5:2
83’ Piątek 5:3
Lazio – Frosinone 1:0 (0:0)
49’ Alberto 1:0
Atalanta – Cagliari 0:1 (0:1)
45’ Barella 0:1
Chievo – Empoli 0:0 (0:0)
Torino – SPAL trwa
fot. Newspix.pl