Reklama

Piłce amatorskiej poświęciłem całe życie

Norbert Skorzewski

Autor:Norbert Skorzewski

30 sierpnia 2018, 08:37 • 13 min czytania 14 komentarzy

– Mam 71 lat, nadal gram w piłkę. Praktycznie nie zadaję się z rówieśnikami. Większość z nich tylko siedzi pod blokiem i nie potrafi cieszyć się życiem. Nie mówię, że każdy 70-latek musi uprawiać sport, żyć aktywnie, ale powinno się wymagać minimum przyzwoitości. Bo to pomaga w życiu, naprawdę. Już nie mówiąc o wszystkich walorach zdrowotnych. Zamiast siedzieć pod blokiem, przygnębiać się tym, kto umarł, kiedy umarł, warto zrobić coś dla siebie, a nie tylko się zadręczać – przyznaje Bogdan Głąbicki, zawodnik Hutnika Huta Czechy, który nadal gra w okręgówce, mimo że karierę zaczynał na początku lat 60. Pod koniec zeszłego sezonu pan Bogdan wyśrubował rekord Polski należący do najstarszego zdobywcy bramki w oficjalnych rozgrywkach.

Piłce amatorskiej poświęciłem całe życie

*

Różnice wieku na boisku są normą. Mówi się, że jeden zawodnik mógłby być ojcem drugiego. Pan dla wielu mógłby być dziadkiem.

Szczerze mówiąc, mógłbym być dziadkiem wszystkich piłkarzy, którzy grają w piłkę – czy to zawodowo czy amatorsko. Wiadomo, jakieś wyjątki się znajdą, ale generalnie sporo lat dzieli mnie od obecnych 20-, 30-latków. To już inni ludzie, inne pokolenia, ale – nie ukrywam – potrafię się z nimi dogadać.

Jaki ma pan kontakt z kolegami z drużyny?

Reklama

Kontakt jest dobry. Powiem szczerze, że sam jestem zaskoczony atmosferą w klubie. Różnica wieku jest spora, ale dajemy sobie radę. Koledzy z miłą chęcią ze mną grają i co najważniejsze – chcą grać. Nie podchodzą do mnie inaczej, jakoś wyjątkowo. No, może na początku mieli problemy z tym, jak do mnie mówić. Ostatecznie stanęło na „wujku” i tak zostało, dzięki czemu rozmowa jest łatwiejsza. Gdyby mieli mówić mi na „pan”, rozmowa byłaby sztywna, sam w takiej sytuacji czułbym się źle.

Z drugiej strony przyznał pan, że praktycznie nie zadaje się z rówieśnikami.

A da pan spokój! Większość z nich tylko siedzi pod blokiem i nie potrafi cieszyć się życiem. Nie mówię, że każdy 70-latek musi uprawiać sport, żyć aktywnie, ale powinno się wymagać minimum przyzwoitości. Bo to pomaga w życiu, naprawdę. Już nie mówiąc o wszystkich walorach zdrowotnych. Zamiast siedzieć pod blokiem, przygnębiać się tym, kto umarł, kiedy umarł, warto zrobić coś dla siebie, a nie tylko się zadręczać. Chociaż wyjść na spacer, już nie mówię o spędzaniu jak największej ilości czasu z rodziną. To podstawa, choć w moim przypadku – z powodu ciągłych wyjazdów na mecze – ten czas jest mocno ograniczony. Ja przede wszystkim żyję z młodzieżą, nie chcę przesiadywać ze starszymi. Temat jest „młodszy”, lepiej mi się o takich rzeczach rozmawia. W pewnym sensie się odmładzam, dzięki temu czuję się młodo. Chociaż wiadomo – tu boli, tam boli, ale nie przeskoczymy tego.

Jak reagują na pana przeciwnicy?

W okręgu siedleckim wszyscy wiedzą, kim jestem, więc gdy spotykają mnie na boisku, nie są zaskoczeni. To żadna tajemnica. Dobrze do mnie podchodzą, trochę mnie oszczędzają. Nie widzę u nich brutalności. Gdy wejdę, nikt się nie spina. Jest w porządku. Chociaż nierzadko zdarzają się jakieś odzywki, jak wszędzie, ale nie mam na co narzekać, bo to pojedyncze przypadki, którymi się nie przejmuję. Inna sprawa, że przeciwnicy zwracają na mnie szczególną uwagę. Wiadomo, trzeba przytrzymać dziadka, żeby nie zdobył bramki, bo byłby wstyd. Na ich miejscu zapadłbym się pod ziemię, gdyby strzelił mi 70-latek. Jak ja bym się czuł? Nierzadko się zastanawiam. Byłoby to trudne, dlatego nie zazdroszczę przeciwnikom, którzy się tego boją. W pewnym sensie to fajne. Wchodzę, nagle pilnuje mnie dwóch rywali. Robię miejsce swoim kolegom, jest im łatwiej. To jest dopiero spory plus.

Gram w okręgówce, ale wcześniej zdarzało mi się występować w oldbojach. I wie pan co? Bolało mnie to.

Reklama

Dlaczego?

Bo i tak byłem najstarszy! No kurde, idzie zwariować. (śmiech) Porównując grę w oldbojach do występów w okręgówce, na pewno w niższych ligach gra jest szybsza, nie można bać się walki fizycznej. Trzeba mieć instynkt, potrafić znaleźć się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. W ciągu ostatnich jedenastu lat zdobyłem dziesięć bramek. Trafiałem jako 60-latek, w zeszłym sezonie trafiłem jako 71-latek. To nie jest mało, tym bardziej że nie wchodzę w każdym meczu, nie gram całych spotkań. Uważam, że to naprawdę spory wyczyn. Oczywiście, teraz kombinują, szukają zawodników ode mnie starszych, cudują. Ale niech to robią, mnie takie coś nie przeszkadza. Niech grają nawet 80-latkowie. Generalnie zdarza się tak, że kluby zgłaszają – ot tak – jakichś starszych zawodników, dają im zaliczyć jedno, drugiej spotkanie i chwalą się, że biją rekordy. Pytanie, po co? Ja się tym nie przejmuje. Sorry, ale nie słyszałem, żeby ktoś w Polsce strzelił tyle goli, mając tyle lat. I przy tym był tak regularnym jak ja, bo trenuję cały czas, bez przerw.

Jak regularnie pan trenuje?

Trzy razy w tygodniu. Treningi są ciężkie, wiadomo – wiek robi swoje. Tym bardziej teraz, kiedy były spore upały. Ale nie poddaję się. Nawet jak miałem problemy z kolanem, to przychodziłem, żeby potruchtać wokół boiska. Zdarza się jednak, że muszę odpuścić niektóre ćwiczenia. Skoki i tego typu rzeczy. Denerwuje mnie jak trener zarządza biegi, a ja jestem ostatni. Zdarza się, że trener ma pretensje, że źle wykonuję ćwiczenia. Niestety, ale rozum nie pozwala, żebym tak szybko łapał wszystko jak młodsi zawodnicy, tym bardziej że treningi są teraz bardziej zróżnicowane, trzeba naprawdę sporo myśleć, cały czas zachowywać koncentrację. Kiedyś było więcej biegania, mniej piłki. Robiło się kilometry, a teraz przede wszystkim piłka, piłka i jeszcze raz piłka.

Zawodnicy mają motywację, żeby z panem nie przegrać.

To się zgadza, widzę tę motywację. Ale mają wyraźną przewagę, nie przeskoczę tego. Muszę się przyzwyczaić do tego, że nie będę pierwszy, tylko ostatni. Nie jest jednak tak, że na boisku wyraźnie odstaję. W zeszłym sezonie naliczyłem sobie pięć setek. Żadna nie wpadła. Albo za lekko, albo słupek, albo obrońca wybił. Myślałem, że to może już koniec, jednak pod koniec sezonu się udało i znów uwierzyłem, że jeszcze jakiś czas mogę pograć. Niektórzy mówią, że to żadna bramka, bo zdobyta z bliskiej odległości. Ale przecież trzeba było się tam znaleźć. To też umiejętność. Weszło? Weszło! Dzięki temu znów zaczęło się o mnie pisać. Miejscowość jest znana, klub jest znany. Same korzyści.

Jak reagują na pana kibice?

Oj, z kibicami jest różnie. Nie zawsze kolorowo. „Ale stary, po co on wchodzi” – nierzadko słyszę takie słowa, ale też bez przesady. Nie mogę powiedzieć, że ktoś mi ubliża. Niech sobie mówią, co chcą, ja na to nie reaguję. Kibic ma prawo do wyrażania swojej opinii. Tak samo jest w meczach domowych. Jedni są zadowoleni, że wchodzę, inni reagują inaczej. Nie wiem, może to zazdrość? Ale czego tutaj zazdrościć? Nie biorę za to pieniędzy, nie rozumiem tego.

Kiedyś doszło do sytuacji, w której jeden z trenerów dostał ultimatum. Albo mnie odstawia, albo wylatuje z klubu. Długo nie wystawiano mnie, choć nie wiedziałem dlaczego. Dopiero później dowiedziałem się, że ludzie z klubu mieli na to wpływ. Chyba prezes, ale nie jestem pewny. Nie chcę oszukiwać i przekręcać. Muszę przyznać jednak, że czułem się dziwnie. Wygrywaliśmy wysoko, a ja nie wchodziłem. Później trener się przyznał. „A, bo kibice nie chcą, żebyś wchodził, wyłamałem się” – mówił. Na szczęście później wszystko wróciło do normy.

Pojawiał się również zarzut, że zabiera pan miejsce młodym.

Właśnie! Dochodziły mnie takie słuchy, ale ludzie opowiadają głupoty. Grało i gra u nas bardzo dużo młodzieży, więc bez przesady. Ja nie wchodzę w każdym meczu, a jeżeli już, to na 5-10 minut. Nie wiem, czy młody chciałby wejść na pięć minut. On chciałby grać dłużej, a nie końcówkę. Zresztą, teraz na ławce może siedzieć siedmiu zawodników, każdy może wejść, więc chyba już nikomu nie przeszkadzam.

Jeżeli chodzi o młodych – wydaje mi się, że kiedyś byli sprytniejsi. Obecnie istnieje problem z gimnastyką, tak mi się przynajmniej wydaje. Widzę, co się dzieje. Młodzież jest sztywna. Telefon, najlepiej dwa, laptop i tyle. Inna sprawa, że nie każdy lubi gimnastykę, bo to nie jest łatwe. Problem w tym, że dzieci nie mają nawet podstaw. Potem taki ktoś wychodzi na mecz i widać, jak się porusza. Nie chcę tylko krytykować, ale coś w tym jest. Niby są szkółki, ale widzę, że to nie to samo. Brakuje naturalności. Dawniej nie było boisk, piłki były ciężkie, buty inne. Ale poszło się na podwórko i nie zwracało na to uwagi. A teraz jak nie ma orlika, to nikt nie wymyśli, żeby zagrać w innym miejscu. Ja grałem między drzewami, w lasach. Trzeba było sobie radzić zarówno z przeciwnikiem, jak i z drzewem.

Podejście młodzieży na przestrzeni lat uległo zmianie?

Przede wszystkim, kiedyś nie było takiego sprzętu. Kupiło się trampki – ruskie, albo jeszcze jakieś inne – getry i trzeba było sobie radzić. Kiedy spadł deszcz, koszulki lub piłki nagle stawały się znacznie cięższe. A teraz piłka nie boi się wody, buciki są dostosowane do nogi. Jak kupowałem buty, to rozbijałem je pół sezonu. Tak to wyglądało. Boiska pod górkę, z górki. Piach. Przebieraliśmy się na dworze, nie mieliśmy szatni. Nawet nie marzyliśmy o miejscu, w którym można byłoby się umyć. No, może był jakiś kran, ale to rzadko. Zdarzało się, że zatrzymywaliśmy się przy rzeczce, żeby się odświeżyć. Młodzież nie wie, więc być może nie docenia. Było ciężko. To były początki lat 60. A jeszcze wcześniej – w latach 50., kiedy nie grałem w klubie – żeby móc pojechać na jakiś mecz, musiałem czyścić skórzane piłki, generalnie pomagać starszym. To też uczyło szacunku i przede wszystkim cierpliwości. Dziś trudno to sobie wyobrazić. Są szkółki, więc dzieci grają. A wówczas nie mieliśmy drużyny juniorów, więc jeździłem i pomagałem seniorom. Od czasu do czasu włączałem się do jakichś gierek, zyskiwałem zaufanie. Przede wszystkim stałem jednak z boku, podawałem piłki. Później zapisałem się do klubu – Czarni Śródborów – i moja przygoda się zaczęła.

Długo grałem w oldbojach, nawet w pierwszej lidze w barwach Mazura Karczew. W końcu jednak wróciłem i dostałem propozycję gry w lidze, właśnie w Hutniku Huta Czechy. Miałem 60 lat, trochę zacząłem się śmiać, nie traktowałem tego poważnie. Ale trener mnie namawiał, więc spróbowałem. I tak zostało do dzisiaj. Strzeliłem dziesięć goli w lidze, w sparingach podobnie, więc daję radę. Żałuję, że przez okres swojej kariery nie prowadziłem dokładnych zapisków. Po prostu nie zdawałem sobie sprawy, że mogę grać tak długo. Zniknęła również większość moich butów, koszulek. Głównie ze względu na przeprowadzki. Dodatkowo jednemu pokazałem, drugiemu pokazałem i skończyło się na tym, że zostałem z niczym. Szkoda.

Żałuje pan, że nie udało się panu zagrać wyżej niż w czwartej lidze?

Nie ma co ukrywać – trochę przez alkohol, wiadomo jakie to były czasy. Nie prowadziłem się sportowo. Tak powiem, żeby było delikatnie. Żałuję, mogłem podjąć inne decyzje. Łatwo powiedzieć, ale uważam, że z dzisiejszą świadomością mógłbym pograć jeden-dwa poziomy wyżej. Z drugiej strony – może i dobrze, że skończyło się tak, jak się skończyło? Jestem tu, gdzie jestem, jak strzelam, to pisze o mnie cała Polska. Niektórzy się śmieją, ale to naprawdę przyjemne.

4

Z jednej strony źle się pan prowadził, z drugiej – gra pan mając ponad 70 lat. Jaka jest więc pana recepta na piłkarską długowieczność?

Całe życie gram za darmo. Kocham to, co robię. Nie gram dla korzyści finansowych, dopłacam do tego. Tak to pokochałem, że gram do dziś. I jakoś idzie, nie myślę o żadnej długowieczności czy recepcie na to. Po prostu jakoś idzie i to jest największa wartość. Pasja jest, nie gaśnie. Chociaż fakt, treningi są dla mnie bardzo ciężkie. Kiedy truchtam to truchtam, ale to rzadko. Jeżeli ćwiczę z całą grupą, muszę robić to samo co pozostali zawodnicy. Wiadomo, unikam skoków przez płotki, ale inne ćwiczenia wykonuję. Dzięki temu cały czas jestem w dobrej formie, więc może dlatego mogę grać tak długo? Trenuję mimo warunków pogodowych – nie ma dla mnie różnicy, czy jest upał, czy pada śnieg. Jeżeli jest trening, nie można mieć wymówek. Jestem tego nauczony. Swego czasu, kiedy miałem drugą zmianę w pracy i nie mogłem uczestniczyć w treningach, chodziłem do lasu, byle coś porobić, pobiegać. Granie meczów z przepracowaną wcześniej nocką było normą, ale dawałem radę.

To piłka amatorska, ale poświęciłem dla niej całe swoje życie. W jednej z gazet przeczytałem, że kilka lat nie jeździłem do teściowej. Aż tak to nie! Choć nie ma co ukrywać – z powodu meczów rzadko odwiedzam rodzinę, ale też nie jest tak, że w ogóle do niej nie jeżdżę. Najczęściej jeździ jednak żona, ja w tym czasie szykuję się do meczu. No bo mam trzy treningi w tygodniu, spotkanie w weekend. Kiedy mam jeździć? Nierzadko zastanawiam się – jechać z nią czy na mecz? Wtedy uświadamiam sobie jednak, że po coś trenuje się ciężko całymi tygodniami. Pasja wygrywa, a zdarza się tak, że jadę na mecz i nie gram, bo na przykład wynik jest niekorzystny. I wtedy pojawia się myśl, że mogłem wybrać inaczej. Ale jakoś zawsze wybieram mecze, wygrywa pasja. Niczego nie żałuję.

W ogóle?

W ogóle, bo dzięki piłce czuję się młodo. Dostaję zmarszczek, ale to chyba normalne. No, może jestem zły na swoje ciało, że zaczyna wisieć. Jak wszyscy idziemy do łazienki, widać wielką różnicę. Wiadomo, muszę się do tego przyzwyczaić. Nie będę przecież robił operacji, żeby młodo wyglądać. Trzeba dostosować się do wieku.

Mam też tatuaże, trochę błędy młodości. Lata 70. Teraz też chciałem sobie zrobić, nawet byłem umówiony na wizytę, ale zrezygnowałem. Sam nie wiem dlaczego, chyba doszedłem do wniosku, że jestem za stary. Teraz nie ma to już sensu, dałem sobie spokój. Ważne, że ze strzelaniem goli nie dałem sobie spokoju. O, to jest najważniejsze!

Strzelił pan gola w wieku 71 lat, zaczęły o panu pisać portale na całym świecie.

Nawet największe angielskie portale! Wszystko działo się bardzo szybko. Wszedłem na boisko, po chwili zdobyłem bramkę. Nie pamiętam dokładnie, ale minęły maksymalnie trzy minuty. Nigdy w swojej karierze – jakkolwiek spojrzeć, dość długiej – nie pokonałem bramkarza tak szybko, nawet jak byłem młody. Fajna sprawa.

Generalnie jest pan fanatykiem piłki?

Zdecydowanie. Oglądam bardzo dużo meczów, lubię naszą piłkę. Na pewno jest ona inna niż w latach 60., 70., 80., 90. Wiadomo, czas leci, futbol się zmienia. Ale jak słyszałem – głównie przed mundialem – że mamy świetną drużynę, że osiągamy spore sukcesy w piłce, to trochę bolało mnie serce. Swoje przeżyłem. Pierwsze mistrzostwa świata obejrzałem w 1966 roku, to były chyba w ogóle pierwsze transmitowane w telewizji. Pamiętam kadrę Górskiego. Nie mieli takich warunków, takiego sprzętu, a potrafili zająć trzecie miejsce na mundialu. Podobnie kadra Piechniczka. Na Olimpiadzie był z kolei finał. To były sukcesy! Super, że gramy na mistrzostwach Europy, mistrzostwach świata. To jest osiągnięcie, ale trudno nazwać to nie wiadomo jakim sukcesem. Spójrzmy na naszą ligę. Legia, Górnik, Widzew – to były nasze wizytówki. Górnik w finale, Legia w ćwierćfinale w europejskich pucharach. Pokonywaliśmy bardzo mocne drużyny, a teraz? Lepiej to przemilczeć.

Dużo pan też jeździ, oglądając niższe ligi.

O tak. Oglądam A-klasę w okolicy, czwartą ligę. Otwock, Celestynów, Pilawa i wiele innych. Rzadziej Siedlce, jeszcze w pierwszej lidze. Jeżdżę rowerem, czyli zaliczam kolejny trening. Najczęściej wyjeżdżam rano, staram się obejrzeć jak najwięcej spotkań. Na przykład jadę do Garwolina, rzucę okiem, a potem od razu lecę na drugi mecz. I tak to się kręci. Moja pasja, moje życie. Nie wyobrażam sobie, żebym nagle miał stracić kontakt z piłką nożną. Nie ma szans.

Myśli pan o zakończeniu grania?

Sam nie wiem. Przyjdzie czas, organizm da znać. Wydaje mi się, że będzie mi ciężko to rzucić, ale organizm sam to zrobi. Nie będę mógł przebiec kilku metrów, kopnąć piłki. Może przyjdzie kontuzja, kto wie. Na razie o tym nie myślę.

Czym jest dla pana piłka nożna?

Wszystkim. Całym moim życiem. Kopałem piłkę, mając pięć-sześć lat. Poświęciłem jej całe życie. Rodzina, która mniej lubi piłkę, musiała się z tym pogodzić. Tak jak mówiłem – taka pasja, takie życie.

Rozmawiał Norbert Skórzewski

Najnowsze

Niższe ligi

Komentarze

14 komentarzy

Loading...