Reklama

Czy niezły poziom szóstej kolejki zostanie zaniżony w Sosnowcu?

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

27 sierpnia 2018, 10:16 • 5 min czytania 14 komentarzy

Śląsk Wrocław dał ostatnio taki pokaz dziadostwa w starciu z Pogonią Szczecin, że dużo gorzej już chyba zagrać nie można. Z kolei Zagłębie Sosnowiec przegrało z Legią Warszawa, więc w sumie również trudno sobie wyobrazić, by dało się w tej chwili upaść jakoś znacznie niżej. Pole do dalszej degrengolady – znikome. Miejsca na progres – od groma. To jest w zasadzie jedyny trop, który wiedzie nas ku perspektywie interesującego widowiska na zakończenie szóstej kolejki ekstraklasy. Generalnie jest to seria całkiem fajnych spotkań, ze sporą porcją efektownych goli. Byłoby zatem milo, gdyby Śląsk i Zagłębie umieściły dziś wisienkę na torcie.

Czy niezły poziom szóstej kolejki zostanie zaniżony w Sosnowcu?

Trudno się jednak wielkiej piłki spodziewać po wrocławianach, skoro Tadeusz Pawłowski po bezbramkowym remisie z Portowcami tryskał szampańskim nastrojem. Stanął w obronie swoich dzielnych podopiecznych. Zaś rywali, którzy postawili na haniebną, defensywną taktykę, obarczył winą za popsucie widowiska. – Nie twierdzę, że każdy nasz następny mecz będzie teraz tak wyglądał, ale w Sosnowcu spodziewam się podobnego występu – palnął Tedi, przyprawiając nas o stan przedzawałowy.

Serio, Śląsk ponownie ma zamiar uraczyć nas przy poniedziałku taką padliną? Litości!

To już powinno podchodzić pod jakiś paragraf. A jeżeli jeszcze nie podchodzi, to należałoby czym prędzej uchwalić stosowne sankcje za znęcanie się nad obserwatorem widowiska sportowego. Ze szczególnym okrucieństwem. Tym bardziej, że u Pawłowskiego widać wyraźną premedytację. On już przed meczem zakłada, że jego zespół znowu zagra tak samo do bani jak poprzednim razem.

Może to i prawda, że Śląsk wypadł przed tygodniem korzystniej od rywali (wystarczy wspomnieć zmarnowane setki Piecha i Picha) i to Pogoń z własnej inicjatywy zaproponowała paskudny styl gry. Ale to jeszcze nie oznacza, że trzeba taką niemoralną propozycję przyjąć. Zwłaszcza, jeśli się gra przed własną publicznością. Tymczasem Śląsk oddał piłkę rywalom (tylko 43% posiadania) i nawet uderzał na bramkę rzadziej od szczecinan.

Reklama

Dorobek punktowy zgromadzony przez wrocławian w pięciu dotychczasowych kolejkach na kolana nie powala. Jest to dokładnie pięć oczek. W tym trzy za zwycięstwo z Cracovią na inaugurację sezonu. Wtedy jeszcze światło nie było oddzielone od ciemności i mogło się wydawać, że to spory sukces ekipy Pawłowskiego. Dzisiaj już wiadomo, że Cracovię na początku rozgrywek bije każdy po kolei. Pasy są jak pięściarz ze Słowacji, z bilansem walk na poziomie trzech zwycięstw i siedemdziesięciu porażek. Służą tylko po to, żeby podreperować sobie na nich bilans.

Śląsk z okazji skorzystał i przede wszystkim dlatego cieszy się w tej chwili dwupunktową przewagą nad rywalami z Sosnowca. Beniaminek już cztery razy zdążył wyłapać w czajnik, wygrywając tylko jeden mecz… z Pogonią. Poza tym wyskokiem – wszystko w plecy, lecz trzeba powiedzieć, że z przyzwoitymi przeciwnikami. Zagłębie poległo do tej pory przeciwko imiennikom z Lubina, przegrali również z Piastem, Lechem i Legią. Cokolwiek powiedzieć – wszystkie te zespoły znajdują się na ten moment w górnej połowie tabeli.

Najbardziej szkoda oczywiście tej ostatniej porażki, poniesionej w stolicy.

Najciekawszą postacią w zespole z Sosnowca jest w tej chwili Konrad Wrzesiński. Dariuszowi Dudkowi do tego stopnia spodobała się jego harówka na skrzydle, że po pierwszych meczach znów postanowił przesunąć chłopaka wyżej, do drugiej linii. Ze skutkiem sympatycznym, bo bramkowym. Wrzesiński to żaden wirtuoz, ale momentami i tak całkowicie przyćmiewa swoich miałkich partnerów z ofensywy.

To jest do tej pory największa bolączka Zagłębia. Nie potrafią oczywistych defensywnych braków zrekompensować sobie skuteczną grą w ataku. Strzelają w miarę regularnie, ale – mimo wszystko – zbyt rzadko. Kiedy na środku obrony masz Piotra Polczaka, to musisz przeciwnika po prostu rozgromić, bo na czyste konto nie ma co przesadnie się napalać. W grę wchodzi wyłącznie wymiana ciosów. Tymczasem sosnowiczanom kreowanie sobie strzeleckich pozycji idzie dość topornie. Jeszcze gorzej z egzekucją,

Pomocnik Zagłębia, Adam Banasiak, nie ukrywa konsternacji takim obrotem spraw. – Szczerze? Spodziewaliśmy się lepszej gry Lecha Poznań i Legii Warszawa – oświadczył bez ogródek w jednym z wywiadów. Dorzucając również, że przed starciem z Legią remis brałby w ciemno, ale przebieg meczu był taki, że to Legia mogłaby równie dobrze błagać rywali o litość. Cóż, pewność siebie to cenna wartość. Spekulacje Banasiaka mają poniekąd oparcie w rzeczywistości. Ale trzeba było prężyć muskuły na boisku, tam prać Wojskowych po tyłku i patrzeć czy równo puchnie.

Reklama

Tymczasem sosnowiczanie frajersko przerżnęli i pozostaje im teraz beztroska gdybologia, z trzema punktami w dorobku po pięciu ligowych kolejkach. Legia może i gra beznadziejnie, lecz oczek ma na koncie dziesięć. Być może ta dysproporcja jest konsekwencją słynnego frycowego, które beniaminek rzecz jasna był zmuszony zabulić.

Kluczowe jest teraz pytanie, który zespół dzisiaj swój status punktowy w sposób istotny podreperuje? Remis niespecjalnie przyda się komukolwiek, skoro zarówno gospodarze, jak i goście pragną się wykaraskać z dołu tabeli. Śląsk Wrocław w drugiej części ubiegłego sezonu trochę odczarował wizerunek totalnych wyjazdowych nieudaczników, ale to wciąż drużyna, która nie specjalizuje się w przywożeniu punktów z delegacji. Teoretycznie starcie z beniaminkiem to fajna okazja, żeby na dobre zerwać z tym stereotypem. Ale w tym celu trzeba trafiać do siatki, a wrocławianie jak na razie po prostu nie potrafią zdobywać bramek z akcji. Dośrodkowania ze stałych fragmentów gry, wrzuty z autu – to wszystko, na co ich stać.

Nic dziwnego, że pojawia się coraz więcej głosów zachęty w kierunku Pawłowskiego, żeby zestawił w duecie Piecha i Robaka. Ochotę wyraził nawet sam Piech. Jednak jak na razie trener tego rodzaju zmiany oficjalnie nie zapowiedział.

Tak statycznego rywala Zagłębie Sosnowiec nie powinno się przesadnie obawiać. Defensywa Śląska do najszczelniejszych nie należy, zatem z całą pewnością gospodarze mogą się pokusić o nieco odważniejszy styl gry niż ten, który prorokował szkoleniowiec rywali. Jednak wizja otwartego, ofensywnego meczu to raczej nasze pobożne życzenia, powstałe na fali uniesień związanych z innymi spotkaniami tej kolejki. Naprawdę interesującymi. Oby nadeszło kolejne miłe zaskoczenie.

fot. 400mm.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Rocha: W Brazylii jest ciężko. Byłem na testach, a trenerzy na mnie nie patrzyli

Kamil Warzocha
0
Rocha: W Brazylii jest ciężko. Byłem na testach, a trenerzy na mnie nie patrzyli

Komentarze

14 komentarzy

Loading...