Zwycięstwo Miedzi pokazuje, że bezkompromisowa droga, którą obrał Dominik Nowak, jest słuszna. Legniczanie – pomimo niemrawego początku sezonu – nie zmienili swojej filozofii gry, co dziś zaowocowało. Wygrali zasłużenie, grając dobry futbol na boisku wicemistrza Polski. Czego chcieć więcej?
– Chcemy przenieść do Ekstraklasy pierwszoligową Miedź, która potrafi przejąć kontrolę nad meczem i dyktować warunki, niezależnie od rywala. Nie możemy się bać. Strach to największy czynnik paraliżujący w sporcie. U nas go nie będzie – mówił nam przed startem sezonu trener legniczan. Początkowo mogło się wydawać, że Ekstraklasa zweryfikuje jego ambitne plany. Po ograniu Pogoni przyszły bowiem trzy porażki. Niejeden szkoleniowiec pewnie by się wystraszył, zarządził prostą grę, bez większego kombinowania. Miedź jednak nie zmieniła swojego podejścia do futbolu, dzięki czemu z góry wiadomo, że jej mecze będą przyjemne dla oka. Tak było przed tygodniem, kiedy udało się zremisować z Koroną. Tak było i dziś, kiedy po emocjonującym dreszczowcu odprawili Jagiellonię.
To był mecz naprawdę dobrej piłki nożnej. Takiej pozytywnej i optymistycznej. Jedni i drudzy chcieli wygrać, jedni i drudzy dążyli do stwarzania sobie jak największej liczby sytuacji. Lepiej w spotkanie weszła Jagiellonia, która już na początku – gdyby nie ofiarna interwencja Bozicia – mogła objąć prowadzenie. Novikovas dośrodkował z lewej strony, ale Bezjak został zablokowany przez obrońcę legniczan. Z minuty na minutę coraz odważniej radzi sobie przyjezdni, co zaowocowało bramką Augustyniaka po kwadransie gry, anulowaną jednak z powodu spalonego.
Tak naprawdę pierwsza połowa była przedsmakiem tego, co miało czekać nas po zmianie stron. No bo piłkarze obu drużyn może i grali ładnie dla oka, ale brakowało im konkretów. Dobra, Pospisil trafił w słupek, Piasecki wykorzystał zawahania Wójcickiego i był blisko zdobycia bramki, ale poza tym nie doczekaliśmy się zbyt wielu klarownych sytuacji. Gdybyśmy mieli jednak wskazać drużynę lepszą, postawilibyśmy na Miedź, która – nie licząc przeciętnego początku – udowodniła, że przyjechała do Białegostoku z otwartą głową i chęcią grania kombinacyjnej piłki. Wszystko ładnie pięknie, jednak brakowało ostatniego podania, ewentualnie wykończenia. Przykładem Ojamaa, który mając dobrą sytuację w polu karnym, nawet nie trafił w piłkę.
W pewnym momencie wydawało się, że drużyna Dominika Nowaka zapłaci za swoją niefrasobliwość. Nadal nie potrafiła zamienić dobrych akcji na gole, za to Jagiellonia była coraz konkretniejsza. Na otwarcie drugiej odsłony postraszył Romanczuk, który z bliska trafił głową wprost w Kanibołockiego. Gdyby nie dobre ustawienie bramkarza, gospodarze objęliby prowadzenie.
Trafili za to kilkanaście minut później. Bardzo dobrą, otwierającą piłkę do Bezjaka zagrał Novikovas. Kanibołocki – w pierwszej połowie często niepewny – tym razem wyszedł na grzyby, czym ułatwił zadanie napastnikowi Jagiellonii. Po chwili jednak bombą zza pola karnego popisał się Forsell. To może nie było tak ładne trafienie jak to jego z pierwszej kolejki, Kelemen chyba powinien zachować się lepiej, ale i tak było co oglądać. Trzeba przyznać, że Miedź zasłużyła na tę bramkę. Po tak dobrej grze w ciągu całego spotkania trudno byłoby przełknąć jej gorycz porażki.
Potem piłkarze obu drużyn już zupełnie odpięli pasy. Najpierw ponownie prowadzenie dla Jagi uzyskał Romańczuk, który doskonałym uderzeniem w stylu Tomasza Frankowskiego pokonał przebywającego wówczas na grzybach Kanibołockiego. Nie minęło 100 sekund, a piłkę z siatki wyjmował Kelemen, którego po raz drugi pokonał Forsell, tym razem po świetnej asyście Piaseckiego. Kropkę nad i w tym meczu, w którym nie zdziwiłby nas dosłownie żaden wynik postawiła Miedź – i to akurat stało się po zagraniu dość przypadkowym, gdy Pikk próbował “wyjaśnić” przebijankę daleko od pola karnego Jagi. Nie wierzymy, by planował takie podanie – raczej próbował wypieprzyć piłkę jak najdalej od własnej połowy. Wyszło tak, że Augustyniak dostał sam na sam z Kelemenem – ale trzeba też przyznać, że sporą robotę wykonał tu sam strzelec, który pięknie przyjął niezbyt dogodną piłkę.
Tak, to ten sam Augustyniak, którego kiedyś pożegnano w Jagiellonii bez żalu. Rozegrał raptem pięć spotkań na poziomie Ekstraklasy, potem tułał się po pierwszej lidze. A teraz tak ładnie pokarał swój były klub – bo i przyjęcie, i huknięcie zasługuje na pochwały.
Takie mecze – w których obie drużyny z całych sił dążą do zwycięstwa – aż chce się oglądać. Miedź odniosła swoje drugie zwycięstwo w sezonie, a Dominik Nowak dostał potwierdzenia tego, że droga, którą podąża ze swoją drużyną, jest jak najbardziej słuszna.
[event_results 518245]
Fot. FotoPyk