Reklama

Niewidoczny Lewy, słabiutki arbiter – brzydkie otwarcie sezonu Bundesligi

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

24 sierpnia 2018, 23:52 • 6 min czytania 19 komentarzy

Robert Lewandowski to do tego stopnia bezlitosny egzekutor rzutów karnych, że potrafi zamienić na gola nawet zmarnowaną jedenastkę. Szacuneczek. Nie był to dzisiaj wielki występ Polaka, zresztą mieliśmy okazję obejrzeć generalnie dość marny mecz w wykonaniu całego Bayernu. Jednak – jak przystało na ligowego hegemona – Bawarczycy zdołali ostatecznie zapisać na swoim koncie trzy punkty. Styl raczej nieatrakcyjny, lecz to jednak nie do końca kwestia kiepskiej formy mistrzów Niemiec. Takie warunki narzucił przeciwnik. I sędzia, choć to właśnie panu Bastianowi Dankertowi mogą gospodarze podziękować za karnego z kapelusza. 

Niewidoczny Lewy, słabiutki arbiter – brzydkie otwarcie sezonu Bundesligi

Dość brzydkie było otwarcie sezonu w Bundeslidze, nie da się ukryć. Wszystko zorganizowano z odpowiednią celebrą, pompą, efektowną otoczką, ale na boisku długimi fragmentami panował totalny chaos. Gościom z Hoffenheim oczywiście taki scenariusz meczu jak najbardziej odpowiadał. Można wręcz powiedzieć, że to właśnie Julian Nagelsmann ten scenariusz napisał, proponując swojemu zespołowi klasyczną strategię bokserską: „doskocz, przypieprz, odskocz”. Z naciskiem na ten ostatni element, bo przyjezdni przez większą część starcia czaili się, skryci za dość szczelną, podwójną gardą.

Atakowali rzadko, ale konkretnie. Z pomysłem i groźnie.

Nie ma się co jednak nad Bayernem rozczulać. To drużyna na tyle potężna, że powinna gardę przeciwnika rozbijać z finezją godną Roya Jonesa Jr. Tymczasem podopieczni Niko Kovaca przypominali raczej pięściarza, który ma zamiar wyprowadzić jeden, konkretny, nokautujący cios, zamiast zamęczać przeciwnika efektownymi kombinacjami uderzeń. Zagrali zdecydowanie zbyt statycznie i wiele nie brakowało, a przypłaciliby to małą wpadką na samym starcie rozgrywek.

Nie powtórzyła się historia z meczu o Superpuchar Niemiec. Wówczas Bawarczycy również weszli w mecz raczej marnie, ale pierwszy gol pozwolił im nabrać wiatru w żagle i ostatecznie zdemolowali przeciwników, pomimo ich haniebnie brutalnej postawy. Dzisiaj – za sprawą bramki Thomasa Mullera w 23 minucie gry – Bayern objął prowadzenie, ale nie zagwarantowało mu to kontroli nad spotkaniem.

Reklama

Zawiodła przede wszystkim druga linia. Javi Martinez był dysponowany wyjątkowo kiepsko, Thiago Alcantara prezentował się bardzo nierówno. Muller strzelił co prawda ważną bramkę po stałym fragmencie gry, puścił kilka niezłych piłek prostopadłych, ale również brakowało mu swego rodzaju polotu w rozegraniu. Wiadomo zresztą, jaka jest specyfika tego ostatniego gracza. Jego boiskową rolę i pozycję czasami naprawdę trudno zdefiniować. Tak było również i dzisiaj.

Tymczasem goście po utracie gola straszliwie podostrzyli. Efektem kontuzja Kingsleya Comana. Choć Francuz zagrał ostatecznie tylko 45 minut, chyba i tak zasłużył na tytuł najlepszego zawodnika meczu. Dynamika, drybling, finezja. Jeździł po obrońcach „Wieśniaków” jak po łysej kobyle. I skończył  odprowadzany przez dwóch masażystów do szatni, bo nie był w stanie poruszać się o własnych siłach.

Sprawa wygląda bardzo poważnie. Coman leżąc na murawie po prostu się załamał. Być może – co najstraszniejsze – nie z powodu bólu, tylko przez okrutną świadomość, jak długa pauza może go czekać. Żarliwego wsparcia udzielił mu Franck Ribery.

Arjen Robben, który zastąpił kontuzjowanego Comana, jak zwykle pokazał klasę. Facet się chyba nikt nie zestarzeje. W pomeczowym wywiadzie stwierdził otwarcie, że jest niezadowolony z faktu, iż Kovac umieścił go wśród rezerwowych. Szkoleniowiec mistrzów Niemiec ma przed sobą sporo gimnastyki, żeby zmontować rozsądną rotację w składzie i wszystkich swoich gwiazdorów usatysfakcjonować. Wspomniany Ribery zjechał do bazy na kilka minut przed końcowym gwizdkiem, a i tak wyglądał na wyjątkowo naburmuszonego.

Reklama

Inna sprawa, że pewnie prędzej czy później i tak sytuację wyklarują kolejne urazy skrzydłowych. Tak to w tym klubie wygląda od lat.

Bayern ostatecznie zszedł na przerwę z jednobramkowym prowadzeniem. Mecz toczył się pod ich dyktando, lecz dostali poważne ostrzeżenie od gości, bo występujący ostatnio w Austrii napastnik Joelinton powinien był wyrównać, miał ku temu doskonałą okazję. Goście, być może pokrzepieni tą udaną, choć spartaczoną akcją, na drugą połowę wyszli z identycznym nastawieniem. Ale jednak odważniej. I tym razem dopięli swego. Tuż przed upływem godziny gry, defensywa Bayernu przeżyła coś, co w realiach gry FIFA nazywa się potocznie „wylewem”.

Ostatecznie Adam Szalai popisał się kontrolą futbolówki na miarę Ferenca Puskasa i uciszył Allianz Arenę, zupełnie kompromitując przy okazji Jerome’a Boatenga. Hoffenheim na moment zdominowało zupełnie zdezorientowanych rywali, ale nie zdołali tego przekuć w kolejne trafienia.

I pewnie by się ten mecz remisem zakończył, bo przyjezdni grali swoje – niezła organizacja, odcinanie Lewandowskiego od dośrodkowań, ostre wślizgi na pograniczu kartki. Bayern nie miał na ten niewygodny styl recepty. Statystyka fauli jest porażająca: jedno przewinienie gospodarzy, dziesięć fauli gości.

Tymczasem, na dziesięć minut przed końcem meczu, w  szesnastkę gości wparował Franck Ribery. Zdaniem sędziego – został podczas swojej szarży sfaulowany.

Naszym zdaniem – padolino jak byk, wręcz ordynarny podskok doświadczonego Francuza, który z tej akcji nic już nie mógł wycisnąć, więc napalił się na jedenastkę jak szczerbaty na suchary. Jakim cudem arbiter popełnił tu błąd, dlaczego nie podpowiedział mu liniowy, czemu nie interweniował VAR? Jedno jest pewne, iemieccy sędziowie beznadziejnie wchodzą w nowy sezon. Najpierw kuriozalne pomyłki w Superpucharze, teraz Bastian Dankert kompletnie zagubiony w akcji. Kilku zawodników powinno w tym meczu obejrzeć po dwie, po trzy żółte kartki.

Do rzutu karnego podszedł rzecz jasna Robert Lewandowski. Jedno spowolnienie, drugie, drobienie kroczkami… I fatalny strzał, zupełnie nie w stylu Polaka. Baumann sparował futbolówkę, lecz natychmiast dobił ją wprost do siatki Arjen Robben. Można powiedzieć z przekąsem, że to dla Holendra scenariusz wprost wymarzony – uratować drużynę, a jednocześnie naprawić pomyłkę Lewego. Sędzia pozbawił go jednak tej rozkoszy – po konsultacji z VAR-em i obejrzeniu sytuacji na ekranie, anulował bramkę i zarządził powtórkę jedenastki.

Holender tak się dzisiaj nakręcił na gola, że wybiegł do dobitki zbyt szybko.

Przy drugiej próbie Lewandowski już się nie pomylił. Od tego momentu drużyna Hoffenheim zupełnie zdechła mentalnie, a jej trener określił w pomeczowym wywiadzie ten fragment gry jako „dziki”. Sam Nagelsmann starł się jeszcze niepotrzebnie z Kovacem. Chybotliwa postawa arbitra wyprowadziła z równowagi wszystkich, nawet lożę VIP-ów na Allianz Arenie. Goście odpuścili grę w obronie i po prostu postanowili zaczekać na końcowy gwizdek. Robben nie omieszkał z tego skorzystać i doczekał się wreszcie swojego trafienia, ustalając wynik na 3:1 dla gospodarzy.

https://twitter.com/ELEVENSPORTSPL/status/1033087463084810240

Ostatecznie zatem Bayern wygrywa na inaugurację sezonu, ale na pewno to nie był ten styl, jakiego oczekuje od swoich podopiecznych nowy trener mistrzów Niemiec. Podejście z gatunku: „gramy trium w Lidze Mistrzów, Bundesliga wygra się mimochodem” ma swojej uzasadnienie, ale w rodzimych rozgrywkach trzeba będzie wspiąć się jednak o kilka poziomów wyżej, żeby regularnie zwyciężać. Dzisiaj goście z Hoffenheim nie pokazali wielkiej piłki, byli po prostu solidnie zorganizowani i grali bardzo zajadle. Mimo to – zwłaszcza w kontekście drugiej połowy – zasługiwali na wywiezienie z Allianz Areny remisu.

Życzylibyśmy sobie w takim meczu czegoś więcej. Więcej dobrych akcji Lewego, któremu dzisiaj nawet rzuty karne udały się tylko połowicznie. Więcej ładnej dla oka, poukładanej piłki. I – przede wszystkim – więcej porządnego sędziowania, bo ten problem wyrasta na temat numer jeden u naszych zachodnich sąsiadów.

Bayern 3:1 Hoffenheim

23′ (1:0) T. Muller

57′ (1:1) A. Szalai

82′ (2:1) R. Lewandowski

90′ (3:1) A. Robben

fot. Newspix.pl

Najnowsze

Niemcy

Niemcy

Miał zastąpić Lucasa w Bayernie. Na razie dorównuje mu pod względem urazów

Radosław Laudański
0
Miał zastąpić Lucasa w Bayernie. Na razie dorównuje mu pod względem urazów
Niemcy

Karbownik to ma jednak pecha. Zaczął grać na środku pomocy i złapał uraz

Szymon Piórek
2
Karbownik to ma jednak pecha. Zaczął grać na środku pomocy i złapał uraz

Komentarze

19 komentarzy

Loading...