Przejście Cristiano Ronaldo do Juventusu miało uruchomić lawinę, tudzież efekt domina, wprawiając w ruch transfery w klubach z samego topu. Nic bardziej mylnego. Pięć tygodni po tym wiekopomnym wydarzeniu wyścig zbrojeń trwa co najwyżej w mediach, choć i one w pewnym momencie znudziły się w prześciganiu kolejnymi nazwiskami. Powinniśmy przyzwyczaić się na dłużej, czy to tylko cisza przed burzą?
Nawet efekt mundialu nie zadziałał. Po brazylijskim Florentino Perez zarzucił sieci na Jamesa Rodrigueza. Tym razem miał skusić Edena Hazarda, długo pisano o nim jako o potencjalnej gwieździe numer jeden na królewskim firmamencie, lecz ostatecznie i ten temat ucichł. Zwłaszcza teraz, gdy zamknęło się już angielskie okienko, o czym zresztą wspominał sam zainteresowany. – Kluby mogą co prawda sprzedawać zawodników, lecz nie sprowadzą już nikogo na ich miejsce. Byłoby to dziwne, gdyby Chelsea zgodziła się mnie teraz oddać, nie mogąc ściągnąć zastępcy – zauważał. – Jestem tu szczęśliwy, mam jeszcze dwa lata kontraktu, nie odejdę – zaznaczał bez kurtuazji.
Prawda jest jednak taka, że na ten moment w ogóle nie ma żadnego topowego gracza, który były dostępny na rynku. A nawet jeśli jakiegoś znajdziemy, to przeważnie eliminuje go inny aspekt. Na przykład Edinsona Cavaniego pewnie udałoby się wyrwać, ale po co, skoro ma już 31 wiosen na karku? Los Blancos od dawna nie sprowadzili żadnego zawodnika w podobnym wieku. Byłoby to sprzeczne z uprawianą od paru lat polityką transferową.
– Mówiliśmy, że wzmocnimy zespół i tak było. Odriozola jest wspaniały, podobnie Vinicius. Chcemy stawiać na młodych, utalentowanych piłkarzy, którzy mają potencjał, by w przyszłości stać się graczami klasy światowej – deklarował prezes Realu na konferencji prasowej związanej z prezentacją Canarinho.
Odpowiedzią na potrzeby Realu nie będzie też Harry Kane, który dopiero co podpisał nowy kontrakt z Tottenhamem i nie zamierza ruszać się z Londynu. Na pewno można dać sobie spokój z Lewandowskim, bo Polak właśnie zadeklarował chęć pozostania w Bayernie, zaś jego klub i tak postępowałby według słów Rummenigge: – Kiedy ktoś niepokoi mnie plotkami o transferze Roberta, sięgam do szuflady, sprawdzam ile jeszcze obowiązuje go umowa z nami i spokojnie wracam spać.
O Gabrielu Jesusie – co sugerował wczoraj jeden ze słuchaczy Estadio Weszło – Królewscy również mogą pomarzyć.
Nie ma jednak co do tego żadnej wątpliwości, że wobec Karima Benzemy powstało coś na zasadzie wotum nieufności. Niby nieoficjalne, lecz po poprzednim sezonie, gdy w Primera Division strzelił 5 goli przez cały rok, trochę strach się na nim opierać. Poważną alternatywą dla niego na pewno nie jest Borja Mayoral, Vinicius – cokolwiek powie Perez – na razie też nie. Raul de Tomas… Nie no, szanujmy się.
Julen Lopetegui ponoć otwarcie zakomunikował sternikom klubu, iż chciałby, aby ci ściągnęli mu jakiegoś środkowego napastnika. W mediach grzany jest ostatnio temat Rodrigo Moreno z Valencii, wszak ponoć ten zawodnik znajduje się na szczycie listy baskijskiego szkoleniowca. Lopetegui zna go bardzo dobrze jeszcze z czasów, gdy prowadził hiszpańskie młodzieżówki – pod jego wodzą właśnie Moreno wygrał mistrzostwo Europy w kategorii U21 w 2013 roku. Sam szkoleniowiec ewidentnie musi mieć już jakiś plan ułożony pod byłego podopiecznego, w innym wypadku raczej nie męczyłby buły sternikom klubu w jego temacie.
Jednakże nawet w przypadku gracza Valencii przeszkód na drodze do realizacji transferu jest całe mnóstwo. Granie na jego sentymentach – wszak Rodrigo niegdyś był graczem Realu C i B – to zbyt słaby argument, by go przekonać do rywalizacji z Benzemą. W Valencii wszak ma pewny plac, a Los Ches wrócili Ligi Mistrzów. Ekipa Marcelino jest na tyle mocna, że śmiało można prognozować, iż przy w miarę dobrym losowaniu nie skończy jedynie na sześciu meczach w fazie grupowej.
Druga sprawa to oczywiście cena – w kontrakcie Moreno zapisano odstępne na poziomie 120 milionów euro, a – z całym szacunkiem – chłopak jednak nie jest wart takich pieniędzy. W tym kontekście warto bowiem zauważyć, iż tak naprawdę na wysokim poziomie rozegrał zaledwie jeden sezon, ubiegły. Zanotował w nim 16 trafień, czyli więcej niż w poprzednich 4 latach razem wziętych. Nic w tym dziwnego, że kibice zastanawiają, gdzie tak naprawdę leży sufit wychowanka Celty. Czy już do niego dotarł? Czy dotrze za chwilę? A może to tak zwany „late bloomer” i zaraz stanie się wielką gwiazdą? Tu potrzeba kryształowej kuli, żeby się dowiedzieć.
Pod względem profilu natomiast pasowałby do tego, co chce grać Lopetegui – czyli szybki, kombinacyjny futbol, do którego Rodrigo, będąc zawodnikiem bardzo ruchliwym i uzdolnionym technicznie, ma predyspozycje.
– Nie jestem masochistą, nie zamartwiam się tym. Real zna jego klauzulę. Jeśli przyjdzie do klubu oferta nie do odrzucenia, sprzedamy go. Pragnę jednak, aby został – mówił niedawno Marcelino, w podobnym tonie wypowiadał się też Mateu Alemany, dyrektor generalny Los Ches. W końcu liczy się też postawa samego Moreno: – Nie będę powtarzał non stop tego samego od marca – irytował się, ponieważ jest zmęczony plotkami o przenosinach, a chciałby kontynuować karierę na Estadio Mestalla. Jak widać nawet z obozu Nietoperzy wychodzi sporo sprzecznych komunikatów.
Jest jeszcze nadzieja, że cisza transferowa wokół Realu Madryt to tak naprawdę cisza przed burzą. Oczy madridismo są bowiem zwrócone ku Paryżowi, gdzie w najbliższym czasie może zrobić się ciekawie. UEFA bada bowiem PSG pod kątem realizacji ograniczeń Finansowego Fair Play, a ewentualna kara dla francuskiego klubu mogłaby sprawić, iż Królewscy byliby w stanie wyciągnąć którąś z tamtejszych gwiazd – Neymara lub Mbappe. Ciekawy jest przypadek tego drugiego. Warto bowiem przypomnieć, iż formalnie został on tylko wypożyczony do PSG. Owo wypożyczenie kończy się 27 sierpnia, więc gdyby szejkom zakazano wykupywania go, Kylian wróciłby do Monaco. A z tą drużyną z kolei ma być już dogadany właśnie Real, który byłby w stanie wyłożyć za młodziana tyle samo co paryżanie – 180 baniek. Jeśli jednak zakaz transferowy nie zostałby nałożony na drużynę Tuchela, a jedynie zostałaby ona zmuszona do sprzedaży jakiegoś zawodnika, wtedy Los Blancos ruszyliby po Neymara.
Tak naprawdę decydujące ruchy nie do końca zależą od nich. W każdym przypadku pojawia się jakieś „ale”, lub warunek, którego spełnienie pozostaje poza mocą sprawczą świty Pereza. A zegar tyka. Do zamknięcia okienka transferowego jeszcze nieco ponad tydzień. Pat jest irytujący. Co tu robić? Desperacko rzucać się po jeszcze kogoś innego? Kupowanie dla samego kupowania wydaje się być bez sensu. Z kolei brać cały sezon na przeczekanie z obecną kadrą – z której bardziej zadowolony jest prezes niż trener – to mocno ryzykowne.
fot. NewsPix.pl