Jarosław Mroczek, prezes Pogoni, zapowiedział przed meczem na Twitterze, że klub wystawi dla kibiców dyspozytory z wodą i obniży cenę butelki z mineralką do tych sklepowych. Ale widocznie napój chłodzący nie dotarł do szatni Portowców. Obrońcom gospodarzy dwukrotnie zagrzało się pod kopułami i już po dziesięciu minutach Piast prowadził 2:0. Z jednej strony – własne frajerstwo. A z drugiej – pech, bo piłkarze Kosty Runjaicia dwukrotnie obijali poprzeczkę. Jednak biorąc pod uwagę grę w obronie gospodarzy, jest to porażka w pełni zasłużona.
Wydawało się, że Pogoń ma wszystko, by udanie wejść w sezon. Rozsądne i szybkie transfery, logiczne załatanie dziur w środku pola po Piotrowskim i Murawskim, odkurzenie Majewskiego, kontynuacja misji trenera Runjaicia. Tymczasem na inaugurację Portowcy dostali w łeb od beniaminka z Legnicy, a w drugiej kolejce już po dziesięciu minutach przegrywali z Piastem 0:2.
Ale oba te gole zasługują na osobne akapity. Czekamy na to, aż klipy z tych akcji znajdą się w podręczniku Narodowego Modelu Gry. W rozdziale “Jak nie grać w obronie?”.
Pierwsza – Pietrowski zagrywa podanie na kilkadziesiąt metrów na do Papadopulosa. Dwali wybiega za Czechem, ale ni to go atakuje, ni to utrudnia mu zagranie piłki. Ostatecznie napastnik Piasta bez problemu przedłuża to zagranie za siebie. Do piłki dopada Valencia, który na luziku ucieka idącemu “na raz” Walukiewiczowi i puszcza piłkę między nogami Bursztyna, który wyszedł z bramki. Jasne, gliwiczanom siadło tu wszystko jak dobra piątka zbita z kumplem, ale obrońcy gospodarzy odwalili tu totalną manianę.
Drugi gol – kuriozum. Synchroniczne udawanie gry w piłkę nożną. Jeśli gola głową po rzucie rożnym strzela ci Mateusz Mak, to albo nazywasz się Tyrion Lannister, albo nie zginają ci się nogi w kolanach i nie możesz skakać. Ale tak czy siak – najlepszy w tej akcji jest blok Nunesa i Walukiewicza na linii bramkowej. Widzieliśmy już ustawianie jednego piłkarza przy słupku, ale dwóch? Przyznajemy, że rozwiązanie iście nowatorskie. A jakie skuteczne!
XDDD pic.twitter.com/WPFSY53PnR
— Damian Smyk (@D_Smyk) 30 lipca 2018
Pogoń mogła się odgryźć już przed przerwą, ale albo dobrze bronił Szmatuła, albo akcje ucinał duet Sedlar-Czerwiński, albo zbyt gruba okazywała się poprzeczka. Właśnie w amelinium aluminium jeszcze przed przerwą trafił Błanik, a po przerwie też w poprzeczkę huknął z bliska Hołota. W pierwszym tempie wydawało się, że piłka po odbiciu przekroczyła linię bramkową i dopiero wyszła w boisko. Ale powtórki wykazały, że nie doszło do tego legendarnego “przekroczenia linii całym obwodem piłki” i sędzia Kwiatkowski słusznie gola nie uznał.
Po przerwie cisnęła Pogoń, ale co z tego, skoro skuteczności było tyle, co pewności w obronie. W końcówce Walukiewicz wespół z Bursztynem mógł sprezentować gola Jodłowcowi. Panowie, jest gorąco, musicie nosić czapkę z daszkiem. Inaczej się zagrzejecie – tak jak dzisiaj.
Piast tydzień temu odrobił straty w Sosnowcu i wygrał 2:1. W Szczecinie szybko wyszedł na prowadzenie i bezsprzecznie kontrolował mecz. Dwa wyjazdy, komplet punktów, cztery gole strzelone, jeden stracony. Start niezwykle udany, ale zobaczymy co będzie dalej. Dzisiaj bardzo podobali nam się Czerwiński, Valencia i Dziczek z Jodłowcem w środku pola.
A Pogoń? Niech puentą postawy Portowców pozostanie to potknięcie się Adama Frączczaka przy linii końcowej w ostatniej akcji meczu.
[event_results 509996]
fot. Newspix.pl