Nadszedł dzień dzisiejszy. Dzień, którego adekwatnym, miesięcznym supportem był mundial. Największe święto futbolu, elektryzujące kibiców na całym świecie, a także kosmonautów na stacji ISS – start Ekstraklasy.
Jeśli mistrzostwa świata jakimś cudem przyćmiły wam śledzenie ligowych wydarzeń, idealnym sposobem będzie przeczytanie naszego Skarbu Ekstraklasy. Kompletnie, konkretnie, bez mydlenia oczu – podajemy nawet kto które zajmie miejsce.
Zapraszamy.
***
ZAGŁĘBIE SOSNOWIEC, czyli survival
18 października: strefa spadkowa. 24 listopada: zimowanie na siódmym miejscu. 8 kwietnia: gra ze zmiennym szczęściem, dziewiąta lokata. 27 maja: sześć zwycięstw z rzędu i awans do Ekstraklasy na kolejkę przed końcem rozgrywek.
Z aktualnym stanem posiadania trudno oczekiwać od Miedzi czegoś więcej niż utrzymania. W klubie bardzo optymistycznie patrzą na rywalizację w Ekstraklasie, ale chyba jeszcze za bardzo są pod wrażeniem tego, że wywalczyli awans w dobrym stylu. Oceniając na chłodno, z boku, legnicki beniaminek na papierze ma jeden z najsłabszych składów, na dodatek dość mało perspektywiczny. Kolejne wzmocnienia są konieczne.
Najgorsze, co mogłoby spotkać Miedź, to dobry początek sezonu z obecnym stanem posiadania i uznanie, że w takim razie zostajemy z tym, co mamy. Groziłoby to obudzeniem się z ręką w nocniku we wrześniu czy październiku.
PIAST GLIWICE, czyli rozwiązywanie problemów
Piastunki w nowy sezon wejdą przede wszystkim z nadziejami na to, by tym razem znaleźć się w tabeli ponad sąsiadami z Zabrza. W końcu w Górniku doszło do prawdziwego demontażu, szczególnie w pomocy. Tylko czy aby Piast nie ma akurat podobnego problemu w swojej drugiej linii, w dodatku musząc się zmagać z kibicowskim bojkotem?
Patrząc na skład Piasta trzeba odnieść wrażenie, że tych zawodników stać na zdecydowanie wyższą pozycję w lidze niż pod wszystkimi poza Sandecją i B-B Termaliką. Doświadczenie wywalczonego w ostatnim dniu sezonu utrzymania na pewno mocno scaliło szatnię, dlatego kto wie, czy na entuzjazmie ze spotkania z ekipą z Niecieczy nie uda się ujechać kilku pierwszych kolejek. Pucharów raczej z tego nie będzie, raczej trudna walka o ósemkę. Ale spadek nie powinien być tym razem realną perspektywą.
LECHIA GDAŃSK, czyli wyjść z marazmu
Po fatalnym sezonie 17/18 wszyscy w Gdańsku mają nadzieje, że kolejne rozgrywki nie będą równie beznadziejne. Cóż, gdyby jednak z przyzwoitym potencjałem Lechia powtórzyła tę katastrofę, bylibyśmy zaskoczeni. Ale czy dużo lepiej też może z biało-zielonymi być? Wątpliwe.
Scenariusz na sezon? Pesymistyczny – w pewnym momencie w skarbcu skończą się złote monety i Wisła będzie w totalnej rozsypce.Optymistyczny – kasa się nie skończy i Wisła da radę rozegrać cały sezon. Z tym, że nie oczekujmy tutaj cudów. Krakowscy kibice (z tej wiślackiej strony Błoń) muszą schować do szafy marzenia o powrocie wielkiej Wisły. Aspiracje pucharowe też raczej trzeba odłożyć na półkę w dziale „fantasy”. Rzetelna walka o pierwszą ósemkę i… to chyba tyle.
WISŁA PŁOCK, czyli sieroty po Brzęczku
W Wiśle Płock latem działo się sporo. Zaczęło się od straty Jose Kante, potem przyszedł zaskakujący ze względu na kwotę transfer Arkadiusza Recy, a skończyło się prawdziwym wybuchem, czyli oddaniem Jerzego Brzęczka na służbę w imię kraju. W międzyczasie do kluby sprowadzono kolejnych młodych zawodników, jeszcze bardziej zmieniając szatnię w przedszkolną salę motylkową. Efekt tych roszad jest wprawdzie ciężki do przewidzenia, ale Wisła w gruncie rzeczy nadal wygląda całkiem, całkiem. Dlatego ogólnie jesteśmy o „Nafciarzy” spokojni, choć kilka szlifów wypada jeszcze wykonać.
Powtórki z poprzedniego sezonu nie przewidujemy, ale miejsce w czołowej ósemce jest jak najbardziej w zasięgu Wisły. Zapewne trzeba będzie drżeć o nie do ostatnich kolejek regularnego grania, ale gdybyśmy mieli postawić pieniądze, to wybralibyśmy opcję z Nafciarzami górnej połowie tabeli. Głównie dlatego, że na papierze jest sporo słabszych zespołów. No i liczymy też, że Łukasz Masłowski jednak znajdzie kogoś od strzelania goli.
GÓRNIK ZABRZE, czyli szycie od nowa
Koszula była już tak ciasna, że szwy i guziki trzymały się na słowo honoru, ale mimo to pozwoliła wejść na europejskie salony. W Zabrzu doszło jednak latem do konkretnego prucia, a Marcinowi Broszowi – skoro szycie do tej pory szło mu tak dobrze – powierzono zadanie sprawienia, by tę wspomnianą koszulę raz jeszcze dało się założyć.
Bardzo wiele zależy od tego, czy widząc połączenie przychodzące z nieznanego numeru o zagranicznym kierunkowym Bartosz Sarnowski będzie wciskał czerwoną, czy może zieloną słuchawkę. Jeśli to pierwsze, jeśli odpływ zawodników z klubu został zatrzymany w momencie odejścia Damiana Kądziora do Dinama Zagrzeb, szanse na to, że z obecnej ekipy uda się jeszcze coś ulepić, może nawet wypromować kolejnego fajnego dzieciaka. Stawiamy na syna Jacka Wiśniewskiego, Przemka – spory talent, a jeśli boiskowy charakter odziedziczył po ojcu, materiał również na ulubieńca kibiców.
LECH POZNAŃ, czyli którędy i dokąd?
Napięta atmosfera na linii kibice-klub, gorycz porażki po zeszłym sezonie, kiepskie do tej pory okno transferowe, fiasko w negocjacjach z Carlitosem. Ivan Djurdjević wchodzi do klubu na spaloną ziemię i chyba sam zadaje sobie pytanie „co tu wyrośnie?”. Trzeba spojrzeć na to realnie – dzisiaj z tą kadrą Lech o mistrzostwie może jedynie marzyć.
Scenariusz na sezon? Niezły początek, kryzys na przełomie września i października, wiosną znów zaskoczą i nagle zacznie się przebąkiwać o mistrzostwie, by w rundzie finałowej i tak to koncertowo schrzanić. Chyba, że Kolejorz miło zaskoczy swoich fanów. Ale jeśli mielibyśmy opierać się na merytorycznych przesłankach, a nie myśleniu życzeniowym, to trudno stawiać Lecha w roli faworyta do tytułu mistrza Polski. Kadra personalnie wygląda słabiej niż przed rokiem (przynajmniej na ten moment), rywale się wzmocnili, a Lech został nieco w polu.
JAGIELLONIA BIAŁYSTOK, czyli zerwać z łatką Adasia Miauczyńskiego
Czy Jagiellonia Białystok jest już klubem tego kalibru, żeby po raz czwarty w przeciągu ostatnich pięciu sezonów załapać się na ligowe podium? Trwa bez wątpienia złota era w historii drużyny z Podlasia. Nie licząc nieudanych rozgrywek 2015/16, Jaga z godną podziwu regularnością dokłada do klubowej kolekcji kolejne medale. Niestety – nie z tego najcenniejszego kruszcu.
Nic nie zapowiada, żeby w tym sezonie miało się cokolwiek w tym względzie zmienić. Białostoczanie wciąż mają fajną pakę, jasne. Ale nie jest to mimo wszystko drużyna, którą moglibyśmy wskazać jako wielkich faworytów do tytułu. Raczej mocny kandydat do gry w europejskich pucharach. Tylko tyle i aż tyle. Nie wykonali kroku do przodu. Zdaje się, że lepszej szansy na mistrzostwo niż w ubiegłym sezonie już w najbliższym czasie nie będzie.
LEGIA WARSZAWA, czyli obronić tron
Niby sezon temu był dublet, ale wywalczony w takim stylu, że na samą myśl chce się bełtać. Cóż, szczęście Legii, że rywale byli jeszcze gorsi, wręcz tragiczni, natomiast być może im kiedyś też skończy się cierpliwość do nieudolności. Być może Legia w tym roku musi być lepsza, by po mistrza sięgnąć. Jest na to przygotowana?
Nie zdziwimy się, jeśli będzie z Legią tak, jak w poprzednich sezonach. Czyli: początek cieniutki, wieszczenie czarnych scenariuszy, radość przeciwników, że tym razem tron jest opustoszały i można go bez większego ciśnienia przejąć. A później powolna metamorfoza Wojskowych, rozpoczęcie gonitwy za czołówką i szczęśliwy finisz. Serio, Legia była w ciągu poprzednich sześciu lat tyle razy do walnięcia, a skoro udała się ta sztuka tylko Lechowi, świadczy to katastrofalnie o naszej lidze, bo jednooki wygrywa wyścig ze ślepymi.