Ekscytujące jest tegoroczne okienko transferowe. Napędził je nie kto inny jak Cristiano Ronaldo, przechodząc do Juventusu. Potem już lawina ruszyła, nawet największe nazwiska wymieniane są w kontekście potencjalnych przenosin tu i ówdzie. Zbroją się Włosi, Hiszpanie, nie próżnują także Anglicy, szczególnie Liverpool, zaliczający właśnie najlepsze od dawien dawna okienko. Dzieje się sporo, czasem nawet trudno nadążyć za zmieniającą się jak w kalejdoskopie sytuacją.
Ale nawet w takich okolicznościach są też kluby, które w wyścigu zbrojeń jakby nie chciały brać udziału. Właśnie z tym wcześniej wspomnianym Liverpoolem możemy zestawić chociażby obecną sytuację w zespole Tottenhamu, który pomimo tego, że mamy lipiec, właśnie zapadł w głęboki sen zimowy.
Jak inaczej racjonalnie wytłumaczyć fakt, iż aktywność londyńskiego klubu na rynku transferowym jest praktycznie zerowa? Zerkamy w zestawienia i przecieramy oczy – jedyne wzmocnienie dla Spurs to w tej chwili… Vincent Janssen, który wraca z wypożyczenia. I żeby było śmieszniej jego przyszłość wcale nie jest klarowna, ponieważ wcześniej wyraźnie nie poradził sobie w Premier League, a i ostatnio w Fenerbahce poszło mu tak sobie. Po 4 gole i asysty w 16 meczach? Nie ma szału, chociaż należy też wziąć pod uwagę kontuzję kostki, jaka wykluczyła Holendra z gry od połowy grudnia, do połowy kwietnia.
Poza tym? Czy ktoś mógłby sprawdzić co właściwie dzieje się teraz w gabinetach Tottenhamu? Czyżby wszyscy działacze jak jeden mąż udali się właśnie na cholernie długi urlop? Nie zdziwilibyśmy się, gdyby po wejściu do siedziby klubu przywitał nas co najwyżej gwiżdżący wiatr, martwa cisza i te znane z westernów roślinki.
Śmiechy śmiechami, ale tak naprawdę sytuacja londyńskiej ekipy staje się poważna, gdy spojrzymy na nią w znacznie szerszym kontekście. Przede wszystkim rzut oka na konkurencję sprawia, że zaczynamy nieco wątpić w możliwości podopiecznych Mauricio Pochettino w nadchodzącym sezonie. Praktycznie każdy ich rywal w walce o TOP4 wzmocnił się jakkolwiek, albo przynajmniej planuje lub pozostaje aktywny na rynku. O The Reds już pisaliśmy, jednak za miedzą w Arsenalu również dokonano paru ciekawych zakupów. Po przyjściu Sarriego do Chelsea w tej ekipie też powinno zacząć się dziać. Ba, nawet Manchester City jeszcze dodatkowo wzmocnił siłę ognia, pozyskując Riyada Mahreza z Leicester.
A trzeba przecież wziąć pod uwagę również kontekst zakończonego dopiero co mundialu. Tu z jednej strony sternicy Tottenhamu mogą się cieszyć, ponieważ wystawili na nim liczną delegację – aż 12 zawodników pojechało na rosyjski turniej, przy czym aż 9 zostało na nim praktycznie do samego końca!
– Lloris z Francją
– Vertonghen, Alderweireld oraz Dembele z Belgią
– Dier, Trippier, Kane, Alli i Rose z Anglią
I o ile oni sami na pewno cieszą się z tego faktu, o tyle sztab szkoleniowy Spurs raczej entuzjazmu nie podziela. Sezon za pasem, przygotowania do niego rozpoczęte, a tu do dyspozycji nie ma praktycznie żadnego kluczowego gracza. Ba, nawet ci, co zmagania w mistrzostwach świata zakończyli wcześniej – Eriksen, Sanchez, Son – nie wrócili jeszcze do treningów, a co dopiero pozostała dziewiątka. „Data powrotu reszty zależy od szybkości regeneracji ich organizmów” – czytamy w angielskich mediach. Na 22 lipca natomiast zaplanowano wyjazd drużyny na International Champions Cup do Ameryki, gdzie zagra z Barceloną, Milanem i Romą, jednak wszystko wskazuje na to, że w bardzo okrojonym składzie.
Zresztą, już teraz da się słyszeć głosy, że w związku z pomundialowym zmęczeniem, dłuższymi urlopami i krótszymi przygotowaniami, Tottenham rozpocznie sezon w zestawieniu rezerwowym. Wyobraźmy sobie zatem możliwą wyjściową jedenastkę bez udziału tych zawodników, którzy w Rosji dotarli przynajmniej do półfinału.
Vorm – Sanchez, Carter-Vickers, Foyth – Davies, Aurier, Wanyama, Winks – Eriksen, Lamela/Moura – Llorente.
Sami przyznacie – dupy ten widok nie urywa.
„A gdzie Son?!” – zakrzykniecie przy okazji. No właśnie, to kolejny spory problem dla Pochettino, ponieważ Koreańczyk uda się w sierpniu do Indonezji, gdzie razem z reprezentacją zagra na Igrzyskach Azjatyckich. Tottenham musiał tutaj wybrać mniejsze zło. Lepiej wszak stracić zawodnika powiedzmy na miesiąc niż na lata. Igrzyska są bowiem dla Sona turniejem bardzo ważnym, ponieważ zwycięstwo w nich oznaczałoby możliwość uniknięcia pójścia w kamasze przez skrzydłowego. W innym wypadku Heung-Mina prawdopodobnie czeka dramat w postaci odbycia koniecznej służby wojskowej. Trwa ona 21 miesięcy i trzeba ją spełnić przed 28. rokiem życia. Opóźnienia nie wchodzą w grę, ponieważ wszelakie odstępstwa zawsze były bardzo źle postrzegane przez rodaków sportowca.
Powiedzieć zatem o Tottenhamie, iż do presezonu oraz początku rozgrywek przystąpi zdziesiątkowany, to jak nie powiedzieć nic. Biorąc to wszystko pod uwagę, opieszałość Daniela Levy’ego oraz jego świty dziwi niesamowicie. Musi przecież zdawać sobie sprawę z trudnego położenia drużyny. Wiadomo, nie mówimy, żeby teraz nagle zaczął kupować kolejnych grajków masowo, by wydawanie pieniędzy stało się celem samym w sobie. Mając w perspektywie trudną walkę o TOP4 w Premier League, na które chętnych jest sześć zespołów, a do tego grę w dwóch krajowych pucharach oraz Lidze Mistrzów, wypadałoby jednak mieć nieco szersze zaplecze personalne, zwłaszcza biorąc pod uwagę zaburzone przygotowania do rozgrywek u niemal każdego kluczowego zawodnika.
Czas zaś bynajmniej nie działa na korzyść Spurs. Dalsze czekanie na kolejne ruchy może sprawić, iż Pochettino oraz sam klub obudzą się z ręką w nocniku, a na działanie będzie już za późno. No chyba, że po prostu sternicy Tottenhamu zaplanowali sobie zrobić zakupy na 5 minut przed zamknięciem sklepu? Ciekawe czy pamiętają chociaż, że tym razem angielski rynek transferowy zamknie się znacznie wcześniej. Nie 31. lecz już 9. sierpnia…
Fot. NewsPix.pl