Legia po raz trzeci z rzędu przystępuje do walki o Ligę Mistrzów. Bramę do raju udało jej się wyłamać dwa lata temu, choć tak po prawdzie, była ona wtedy tak zardzewiała, że wystarczyło popchnąć ją palcem, żeby sama wyleciała. A i tak stołeczny klub miał problem z wykonaniem tego jednego ruchu. Wszyscy pamiętamy, w jak nędznym stylu awansowała do fazy grupowej, mając najłatwiejszą możliwą drabinkę.
Udało się jednak i potem wszyscy kibicujący polskiej piłce przeżyli trochę pięknych chwil. Po dwudziestu latach znów byliśmy w LM i choć zaczęło się od 0:6 z Borussią Dortmund przy akompaniamencie zamieszek na trybunach, to potem zremisowano 3:3 z Realem Madryt, a po wygranej ze Sportingiem udało się zająć trzecie miejsce, oznaczające Ligę Europy na wiosnę. Nawet show w Dortmundzie (4:8) jawi się dziś jako całkiem fajne wspomnienie. Minęły dwa lata. Pozornie nie tak dużo, ale mowa już o zupełnie innej Legii.
O tym, że awans do Ligi Mistrzów nie został należycie skonsumowany pisano już wielokrotnie, również u nas. Dzięki wejściu do klubowej elity uniknięto poważniejszych problemów finansowych, które pojawiłyby się w razie niepowodzenia, bo wcześniej dość mocno zaryzykowano. Nie było jednak szans na położenie fundamentów na przyszłość, by na kolejny awans nie czekać znów dwie dekady. Doszło do wyniszczającej wojny właścicielskiej, stery w Legii przejął Dariusz Mioduski i próbuje rzeźbić po swojemu. Na razie udało się potwierdzić dominację na krajowym podwórku, ale to arena międzynarodowa jest prawdziwym papierkiem lakmusowym co do rozwoju klubu. Jakie armaty ma do dyspozycji teraz, a jakie były wcześniej?
Dwa lata temu szeregi „Wojskowych” zasilili Vadis Odjidja-Ofoe, Thibault Moulin, Steeven Langil, Waleri Kazaiszwili, Maciej Dąbrowski, Jakub Czerwiński oraz wracający po epizodach w Chinach i na Słowenii Miroslav Radović. Nowi obcokrajowcy imponowali już na papierze. No, może poza Langilem, który szybko okazał się niezłym ananasem. Bogusław Leśnodorski przyznał potem, że sami nie spodziewali się, iż pod koniec letniego okienka wypalą im wszystkie tematy. Z tego względu zakontraktowany również wtedy Dominik Nagy jeszcze jedną rundę spędził w Ferencvarosie, tłok byłby zbyt duży.
Dziś poza Radoviciem nikogo z tego grona już w Legii nie ma, ale Vadis i Moulin byli wtedy kluczowymi postaciami (zwłaszcza Belg). W ataku najlepszy okres w polskim okresie kariery miał Aleksandar Prijović. W LM sprawdził się lepiej niż mało grający Nemanja Nikolić, który potem nie krył niezadowolenia z tego powodu. Kapitalne momenty miał Radović.
Spójrzmy na skład z ostatniego meczu grupowego ze Sportingiem: Malarz – Bereszyński, Rzeźniczak, Pazdan, Hlousek – Kopczyński, Moulin – Guilherme, Vadis, Radović – Prijović. Na zmiany weszli Hamalainen, Kucharczyk i Dąbrowski. Z wyjściowej jedenastki dziś w klubie są tylko Malarz, Hlousek i Radović, który z Cork City nie zagra z powodu kolejnej kontuzji.
Legia zawaliła sobie zimowe okienko sezonu 2016/17. Sprzedani zostali Prijović, Nikolić i Bereszyński. W ich miejsce przyszli Artur Jędrzejczyk (rekordowy kontrakt, który do dziś odbija się czkawką), Daniel Chima Chukwu i Tomas Necid. Duże wydatki, słabe efekty. Cała trójka zawiodła, zwłaszcza dwóch ostatnich. Mistrzostwo zdobyto głównie dzięki znakomitej postawie Vadisa i solidnej obronie.
Przed minionym sezonem, gdy jeszcze dyrektorem sportowym był Michał Żewłakow, sprowadzono Armando Sadiku, Krzysztofa Mączyńskiego, Cristiana Pasquato i Hildeberto, odkupiono Łukasza Monetę i trochę w akcje desperacji ściągnięto Inakiego Astiza. Paradoksalnie wzięty z wolnego transferu doświadczony Hiszpan na dłuższą metę prezentował się najlepiej, co wiele mówi o skuteczności tych ruchów.
W kompromitacjach z Astaną i Sheriffem nie uczestniczyli już Vadis, Rzeźniczak, Kazaiszwili i Necid. Skład z rewanżu z Kazachami: Malarz – Jędrzejczyk, Czerwiński, Pazdan, Hlousek – Kopczyński, Moulin – Kucharczyk, Guilherme, Nagy – Sadiku. Na zmiany weszli Hamalainen, Mączyński i Szymański. Z wyjściowej jedenastki do dziś jest w Legii tylko pięciu (Malarz, Jędrzejczyk, Pazdan, Hlousek, Kucharczyk).
Zimą tego roku znów trochę zainwestowano w obcokrajowców. William Remy, Cafu, Domagoj Antolić, Marko Vesović i Chris Phillips mieli różne momenty, ale całościowo każdy był transferem na plus i swoją cegiełkę do mistrzostwa dołożył. Zawiedli Eduardo i Mauricio, ten drugi odszedł po zakończeniu wypożyczenia. Pół roku temu legijny etap zakończyli Guilherme, Moulin, Dąbrowski, Czerwiński, Jodłowiec, Chima Chukwu i Sadiku.
Teraz przy Łazienkowskiej postawili na warianty bardziej sprawdzone. Od konkurencji wyciągnięto Carlitosa i Jose Kante, obaj powinni być wzmocnieniami. Odkupiono Mateusza Wieteskę. Z Juventusu wrócił Sandro Kulenović, z Wisły Płock Konrad Michalak, ze Stali Mielec Radosław Majecki. Drugą szansę dostał Nagy.
Tak wygląda kadra zgłoszona na dwumecz z Cork City (pogrubiono nazwiska grające dwa lata temu w grupie LM):
Bramkarze: 1. Arkadiusz Malarz, 12. Vjaceslavs Kudrjavcevs, 30. Radosław Majecki (lista B), 33. Radosław Cierzniak.
Obrońcy: 2. Michał Pazdan, 4. Mateusz Wieteska, 5. Mateusz Hołownia (lista B), 14. Adam Hlousek, 20. Marko Vesović, 23. Mateusz Żyro, 34. Inaki Astiz, 44. William Remy.
Pomocnicy: 6. Chris Philipps, 7. Domagoj Antolić, 15. Michał Kopczyński, 18. Michał Kucharczyk, 21. Dominik Nagy, 22. Kasper Hamalainen, 26. Cafu, 29. Krzysztof Mączyński, 32. Miroslav Radović, 40. Brian Iloski, 53. Sebastian Szymański, 77. Konrad Michalak (lista B).
Napastnicy: 9. Eduardo, 19. Jose Kante, 27. Carlitos, 99. Sandro Kulenović.
Poza bramkarzami, to już inna Legia. Całkowicie zmieniony atak, tylko dwa filary pozostałe z obrony (z czego Pazdan i niezgłoszony Jędrzejczyk mają urlopy do 16 lipca), mocno przebudowana druga linia, w której z grona pogrubionych tylko Kucharczyk i Hamalainen to w najbliższych tygodniach kandydaci do pierwszego składu.
Pamiętajmy również o zmianach trenerów. Ligę Mistrzów wywalczył Besnik Hasi, ale szybko zastąpił go Jacek Magiera. We wrześniu Magierę zmienił Romeo Jozak, lecz Chorwat nie zdążył nawet dokończyć sezonu, bo na jego miejsce wskoczył dotychczasowy asystent, Dean Klafurić. Czterech szkoleniowców w ciągu dwóch lat. Józef Wojciechowski by się nie powstydził.
Co więc zostało z Legii sprzed dwóch lat? Prawie nic. To już zupełnie inna drużyna, inna szatnia, inny pomysł na grę (Klafurić szlifował ustawienie z trójką obrońców). Grunt, żebyśmy nie musieli się wstydzić jak rok temu. To byłoby coś dobijającego nawet dla nas i dla was – zaprawionych w eurowpierdolach – gdyby polskie drużyny zaczęły zawodzić w eliminacjach w pucharach jeszcze przed końcem mundialu. Każdy ma jakieś granice wytrzymałości, prawda?
Fot. FotoPyk