Reklama

Czy liderzy kadry nie mają nic do powiedzenia?

redakcja

Autor:redakcja

22 czerwca 2018, 16:00 • 4 min czytania 23 komentarzy

W internecie popularnością cieszą się różne dziwne rzeczy, nie tylko ludzie czy zjawiska, ale też słowa. Niektóre są jak ta dziewczyna, która brzdąkała na gitarze w “Dzień dobry TVN”, czyli kompletnie bez sensu, a nawet szkodliwe, ale są też takie, które po zrobieniu kariery w sieci na stałe wchodzą do użycia. Osobiście – jako osoba zajmująca się na co dzień ekstraklasą – bardzo lubię słówko “odzobaczyć”. Pobożne życzenie wyrzucenia czegoś z głowy, gdy trafiamy na wyjątkową kichę. Meczu kadry Nawałki z Senegalem, choć pewnie bardzo byśmy wszyscy chcieli, odzobaczyć się nie da. Za to otoczenie kadry robi co tylko może, abyśmy o nim zapomnieli. Przynajmniej do niedzieli. Później nie będzie już ucieczki. 

Czy liderzy kadry nie mają nic do powiedzenia?

Od co prawda niewysokiej, ale ze względu na styl bardzo bolesnej porażki z afrykańską drużyną minęły już prawie trzy dni, a ciągle tak naprawdę nie wiemy, jak wyglądała ona z perspektywy tych, od których wymagaliśmy najwięcej. I – co za tym idzie – tych, którzy zawiedli najmocniej. Z perspektywy Roberta Lewandowskiego, Jakuba Błaszczykowskiego, Łukasza Piszczka, Arkadiusz Milika, Grzegorza Krychowiaka i tak dalej, włączając w to oczywiście Adama Nawałkę. Strefy mieszanej (zwanej także strefą zmieszania dziennikarzy, co jest dość naturalną reakcją na banały) po meczu nie liczę, bo jak wyliczyli statystycy, tam stwierdzenie “na gorąco” w połączeniu z odmową konkretnej odpowiedzi pada częściej niż najpopularniejsze spójniki. Od czasu do czasu oczywiście pojawi tam coś ciekawego, ale podobno tylko przez zapomnienie. W kadrze “zapominalskich” na razie brakuje. A nawet jeśli ktoś coś zasugeruje (np. że rywal czymś zaskoczył), to później – oczywiście z innych ust – otrzymamy odpowiednie sprostowanie.

Nic rzecz jasna nie mam do piłkarzy, którzy z mediami po meczu już pogadali. Domyślam się, że Teodorczyk nie podnosił ręki wyżej niż Błaszczykowski, gdy typowano ludzi, którzy siądą przed mikrofonami, Kownacki nie podsiadł “Lewego” i nie zatrząsnął mu drzwi przed nosem w samochodzie zmierzającym w stronę ośrodka Sputnik Sport, a Remigiusz Rzepka nie przekonał selekcjonera, że to najlepszy moment, by pogadać z ludźmi o tym, jak organizmy reagują na klimat w Soczi (tym bardziej, że temat robi się trochę drażliwy). Efekty są takie, że dziś “Teo” w zasadzie mógłby wyjść do łazienki w piątej minucie konferencji i nikt by tego zbyt mocno nie odczuł. W końcu jakieś pytania dostał, ale głównie po to, żeby się nie zanudził. Byli, starali się (choć nie jakoś szczególnie mocno), ale zapotrzebowanie jest teraz trochę inne.

Odpowiadający za – jak to się szumnie mówi w poważnych organizacjach – politykę medialną rzecznik PZPN-u robi dobrą minę do nie do końca dobrej gry, na którą dziś uwagę zwrócili zniecierpliwieni dziennikarze. Obsada nie powinna dziwić, bo są przecież pewne prawidłowości. Lewandowski od lat jest dostępny na otwarciu zgrupowania i tylko wtedy. Konferencje – zgodnie z wymogiem FIFA – muszą być codziennie, więc trzeba tak gospodarować siłami poszczególnych piłkarzy, żeby ich nie przemęczyć. Nikogo nie chowamy przed kibicami, taka jest strategia, od lat się nie zmienia. A tak poza tym, to powinniśmy już zamknąć temat, bo za chwilę mecz.

Ujmijmy to tak – coś trzeba było powiedzieć. Może gdybym nie widział tego, że plany zmieniają się tu dość często i nie znał rozkładu jazdy kadrowiczów, to bym łyknął. Jeśli komuś to pół godziny miałoby przeszkodzić w przygotowaniu do meczu, to chyba tylko Kamilowi Glikowi, który nie narzeka na brak zajęć nadprogramowych. No nie róbmy z piłkarzy ludzi ulepionych z kompletnie innej gliny.

Reklama

Jeśli odnieśliście wrażenie, że wylewam żale, bo mamy trochę utrudnioną robotę, to nie taka była moja intencja. Po prostu się dziwię. Tak jak głosi weszlacki klasyk – tak zwyczajnie, po ludzku. Oczywiście, że są w takich przypadkach dwie szkoły, choć Falenicy i Otwocka nie będę w to mieszał. Jedni wolą stanąć przed mikrofonem czy kamerą, wytłumaczyć się, wyrzucić z siebie wszystko, a czasami nawet uderzyć się w pierś, a drudzy preferują przemilczenie, po którym – jak powszechnie wiadomo – następuje wyciągnięcie wniosków. Nie wiem, która opcja jest lepsza, wiem za to, która jest dziś wygodniejsza. To, że nagle wszyscy – włącznie z tymi, których o brak charyzmy i zdrowego, profesjonalnego podejścia nie możemy podejrzewać – wybierają bramkę numer dwa, to przedziwny zbieg okoliczności.

Wiem też, że ci, którzy byli na mundialu w Niemczech w 2006 roku i są dziś w Soczi, zauważają coraz więcej analogii, a to przecież porównanie, którego wolelibyśmy uniknąć. Złośliwi dodają, że dziś nawet kucharz, który zameldował się na konferencji za czasów Janasa, woli pilnować rosołu z perliczki. Zbigniew Boniek, który też nie miał w planach stanąć przed ludźmi, ale po wyniku z Senegalem uznał, że to jego obowiązek, mówił między innym o tym, że to moment, w którym liderzy muszą pokazać “balls”. Na to poczekamy najprawdopodobniej aż do niedzieli, ale mam szczerą nadzieję, że się doczekamy, co sprawi, że ten tekst będzie się nadawał tylko do niszczarki.

 roki pasek

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

23 komentarzy

Loading...