Zawsze marzymy, aby mundial od samego początku dostarczał nam wielu emocji, lecz Hiszpanie zaliczyli ewidentny falstart. Jeszcze wczoraj niewiele mówiło i pisało się o spotkaniu z Portugalią, wszak sen z powiek większości spędzała kwestia Julena Lopeteguiego, który za plecami federacji załatwił sobie pracę w Realu Madryt, po czym zaraz wyleciał ze stanowiska selekcjonera reprezentacji Hiszpanii. W rolę strażaka wciela się teraz Fernando Hierro. Jak duży jest ogień, który musi ugasić?
Z dzisiejszej perspektywy wydaje się, iż już samo wejście do drużyny nie było łatwe. Przy okazji rozwiązywania kwestii byłego trenera Porto, swój w głos w dyskusji miała również szatnia, Sergio Ramosem i Gerardem Pique na czele. Luis Rubiales konsultował z piłkarzami decyzję o zwolnieniu Lopeteguiego – tak mówił, chociaż celniejszym określeniem byłoby raczej „oznajmiał”. No i stąd cały ambaras, który doprowadził do ostrej wymiany zdań pomiędzy Ramosem a prezesem RFEF, a następnie awantury. Obaj panowie zagrzali się ponoć na tyle mocno, że aż musiał rozdzielać ich Pique. Julen wszak otwarcie deklarował, iż chciałby pozostać z drużyną do końca jej udziału w turnieju, ale nie miał zbyt wiele do gadania w tej sprawie.
Ponoć La Roja podzieliła się w kwestii Baska na dwa obozy. Kto do jakiego należał – nie wiadomo, choć możemy się domyślać, iż ten przeciwny jego pozostaniu na stanowisku stanowił wyraźną mniejszość. W obronie Lopeteguiego stawali raczej madridistas oraz inni bardziej doświadczeni reprezentanci, a wszystko to zdają się potwierdzać słowa stopera “Królewskich” z wczorajszej konferencji prasowej: – Zapamiętamy to, co się stało, bo czujemy, że Julen będzie częścią wszystkiego co osiągniemy podczas rosyjskiego turnieju.
– Rozłam w grupie? Nic takiego nie miało miejsca. Każdy ma swój rozum, myśli inaczej, lecz wszyscy stawiamy sobie taki sam cel, czyli zwycięstwo na mundialu. Nic tego nie zmienia. Prawda, był to bardzo delikatny moment pod względem osobistym, każdy ma mniejszy lub większy żal. Trudności są okazją do stania się lepszymi. To uczyni nas silniejszymi, zjednoczy nas – przekonywał.
Jednocześnie warto pochwalić stopera Królewskich za przytomność umysłu, jaką się wykazał, bo w całym tym zamieszaniu był jednym z niewielu, który po początkowym dołożeniu do pieca zaczął tonować nastroje w narodzie. Zwrócił uwagę na to, co naprawdę jest w tej chwili najważniejsze – futbol. – Proszę wszystkich o uśmiech. Czuję się, jakbyśmy spotkali się w kostnicy, a przecież jesteśmy u progu rozpoczęcia mistrzostw świata – mówił pół żartem, pół serio. – Ostatecznie zamieszanie trzeba zostawić z boku i skupić się na grze.
W takiej sytuacji nie można pomijać również aspektu takiego jak autorytet. A pod tym względem akurat wybór legendy Los Blancos wydaje się być optymalny. Zwłaszcza, że za innego kandydata uważano Alberta Celadesa, który prowadził jedynie hiszpańskie młodzieżówki, lecz piłkarzem był nieporównywalnie mniej uznanym oraz utytułowanym. Na przykładzie Realu Madryt przekonaliśmy się jednak bardzo ważny jest posłuch trenera uzyskany przez jego doświadczenie wyniesione z kariery zawodniczej, szczególnie w drużynach wypełnionych gwiazdami. W La Roja przecież również nie brakuje również trudnych charakterów, chociaż Hierro i tak miał po swojej stronie pewien atut – jest ponoć piłkarskim idolem zarówno Sergio Ramosa jak i Gerarda Pique, czyli dwóch najbardziej krewkich członków kadry.
Czego na pewno nie doświadczymy jeśli chodzi o sytuację hiszpańskiej ekipy, to wielkiego przewrotu w niej. Wiadomo, warsztat Lopeteguiego był znacznie większą polisą na sukces niż ten posiadany przez Hierro. Ma on bowiem w CV jedynie prowadzenie Realu Oviedo, gdzie de facto nie poradził sobie zbyt dobrze. Różnica polega na tym, iż w ekipie Los Azules musiał faktycznie popisać się na przykład zmysłem taktycznym, wdrożyć kompletnie nowe pomysły, rozwijać zawodników indywidualnie. Żadna z tych rzeczy nie będzie miała miejsca podczas jego pracy przy reprezentacji. Musiałby być prawdziwym kamikadze, aby wprowadzać teraz na przykład nowe schematy. Hiszpanie nie zdążyliby się do nich zaadaptować, a do tego jeszcze sami zawodnicy mogliby się zbuntować wobec takiej rewolucji.
Oddajmy zatem głos samemu bohaterowi tego tekstu: – Nie można zmieniać czegoś, co było wypracowywane przez dwa lata. Większa część sztabu szkoleniowego zostaje z nami. Musimy wykazać się inteligencją w zarządzaniu drużyną. Byłem przy niej obecny każdego dnia. Chciałbym, aby pozostał taki sam. Uważam, iż kluczem do naszego sukcesu jest wprowadzenie jak najmniej zmian – opowiadał Hierro na pierwszej konferencji prasowej w nowej roli.
Jedyne co tak naprawdę stanie się wyznacznikiem wykonanej przez Fernando pracy to to, jak w ewentualnych sytuacjach kryzysowych będzie reagował na boiskowe wydarzenia. To właśnie prawdziwa zagadka i pod tym względem właściwie nie da się teraz zmierzyć kompetencji tymczasowego selekcjonera. Poza tym musi on raczej skupić się, aby nie popsuć niczego, co wcześniej wypracował Lopetegui. Bo że pozostawił on drużynę kompletną niemal pod każdym względem – co do tego nie mamy absolutnie żadnych wątpliwości.
La Roja anno domini 2018 zawiera bowiem w sobie miks rutyny i doświadczenia z odrobiną świeżej krwi. Pierwsze zapewniają oczywiście weterani tacy jak Ramos, Pique, Iniesta czy Silva. Drugie – chociażby Odriozola, Asensio, a nawet nieco starsi Rodrigo, Lucas czy Aspas. Ponadto – ekipa ta pod względem personalnym została ułożona tak, aby w razie czego była gotowa na różne rozwiązania taktyczne. Widać to zarówno po doborze obrońców – gdzie w razie potrzeby skupienia się na obronie na bokach mogą zagrać bardziej defensywni Monreal czy Azpilicueta. Ale najwyraźniej dostrzeżemy wszechstronność, kiedy zerkniemy na to, jakimi napastnikami dysponuje Hierro. Aspas, Costa oraz Rodrigo. Każdy o odmiennym stylu gry, które można stosować zarówno osobno, jak i łączyć je zależnie od potrzeby. W końcu reprezentacja Hiszpanii jest również zespołem wysoce skonsolidowanym. De Gea, Ramos, Pique, Alba, Busquets, Iniesta, Koke, Thiago, Isco, Silva, Costa… Wszyscy występują w reprezentacji od lat, znają się niczym łyse konie i często grają wręcz na pamięć.
O sile tego zespołu świadczy z kolei fakt, iż pod wodzą Baska nie przegrała ani razu (na 20 możliwych), choć przychodziło jej się mierzyć z Argentyną, Włochami, Belgią, Francją, Anglią czy Niemcami.
Sam Hierro natomiast również nie jest postacią wziętą z pomocy dla powodzian, ponieważ wcześniej pracował przy drużynie narodowej jako dyrektor sportowy. Doskonale znał zwyczaje trenerskie Lopeteguiego, wiedział jak ten pracuje z całą kadrą, zna jej mocne oraz słabe strony, doskonale orientuje się w tym kto jest w jakiej dyspozycji. Pod tym względem nie dało się wybrać nikogo lepszego na stanowisko selekcjonera. Jako asystent pracował z kolei Carlo Ancelottim, kiedy ten prowadził Królewskich, więc wydaje się mieć niezbędne know-how do zarządzania szatnią przypominającą gwiazdozbiór.
***
Przekaz wobec mistrzostw świata, które dla Hiszpanów zaczną się o godzinie 20:00 pozostaje jasny, dokładnie taki, jak z dzisiejszej okładki Marki.
„Dzisiaj gramy wszyscy” – głosi czołówka dziennika. Czy to dziwne? Ani trochę. Należy bowiem rozróżnić dwie kwestie. Hiszpanie – mamy tu na myśli zarówno zwykłych kibiców, jak i dziennikarzy – faktycznie podzielili, ale tylko w sprawie zwolnienia Julena. Jedni obwiniają Real Madryt, drudzy dowodzą ignorancji RFEF, jeszcze inni roastują samego szkoleniowca, nazywając go zdrajcą. Każdy trochę racji ma, lecz nikt w pełni. Dyskusja o tym jeszcze długo pozostanie żywa, co jest zupełnie naturalne w obliczu tego, iż Luis Rubiales tak naprawdę decydował jak wyrządzić kadrze mniejsze zło. Sportowo natomiast wszyscy jadą na tym samym wózku, pragnąc sukcesu drużyny narodowej.
W naszej redakcji nie pracujemy na kryształowych kulach, nie potrafimy wróżyć z fusów, a stawianie kart zostawimy wróżbicie Maciejowi. Na podstawie wielu przesłanek wydaje nam się jednak, iż chaos powstały wokół reprezentacji Hiszpanii przy okazji afery z Lopeteguim będzie miał znacznie mniejszy wpływ na drużynę, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Dziś wieczorem dowiemy się, czy szampany przeciwników La Rojy nie wystrzeliły zbyt wcześnie.
Fot. NewsPix.pl