Ostatnie lata dla Santiego Cazorli były piekłem, którego nie życzymy nikomu. Pomocnikowi reprezentacji Hiszpanii doskwierał ogromny ból, a na dodatek angielscy lekarze odebrali mu nadzieję. Mówili, że cudem będzie, jeśli jeszcze kiedykolwiek pospaceruje z synem po ogrodzie. Były zawodnik Arsenalu nie poddał się jednak i dzielnie walczył nie tylko o zdrowie, ale i powrót do gry. Dla „The Gunners” już jednak nie zagra, lecz całkiem możliwe, że w nadchodzącym sezonie zobaczymy go w koszulce „Żółtej Łodzi Podwodnej”.
Tak naprawdę dramat Santiego zaczął się 10 września 2013 roku, gdy doznał kontuzji kostki w towarzyskim meczu z Chile. Uraz ten doprowadził do pęknięcia kości, co spowodowało, że piłkarz wyleciał z gry na miesiąc. Cóż, kontuzja całkiem poważna, ale wówczas nikt nie myślał, że to jedynie początek koszmaru… Ból nie ustępował, a były zawodnik Arsenalu brał coraz więcej leków przeciwbólowych: – W pierwszych połowach dawałem radę, nie bolało aż tak bardzo. Jednak podczas przerwy mój organizm wychładzał się, a to nie działało na mnie dobrze. Czasami tak bolało, że płakałem.
Piłkarz grał do czasu aż nie był zmuszony położyć się na stole operacyjnym. Przyczyną takiego stanu rzeczy nie była jednak kostka, a pęknięte więzadła w lewym kolanie. Po zabiegu potrzebna była półroczna rehabilitacja, która była niezwykle bolesna, ponieważ kostka nadal nie odpuszczała. Co najgorsze stan Hiszpana pogarszał się z każdym dniem, angielscy lekarze nie wiedzieli co robić, a tym samym nie dawali mu żadnych szans na powrót do gry. 33-latek postanowił jednak walczyć i udał się do Hiszpanii, by oddać się w ręce doktora, Mikela Sáncheza. Ten bardzo szybko doszedł do wniosku, że Cazorla stracił 8 centymetrów ścięgna w pięcie. Nie to jednak było najważniejsze, gdyż istniało ryzyko, że piłkarz straci stopę. Wszystko przez zaawansowaną gangrenę, która zaatakowała jego stopę. Potrzebny był przeszczep skóry.
Leczenie bardzo szybko zaczęło przynosić efekty i mówiło się nawet, że wielokrotny reprezentant Hiszpanii dołączy do drużyny Wengera po nowym roku. Ostatecznie zielone światło do gry otrzymał na początku maja, lecz nie udało mu się ponownie zagrać w Premier League. Zapewne władze londyńskiej drużyny przedłużyłyby z nim kontrakt jeszcze o pół roku, ale zmienił się trener, który zdecydował, że nie potrzebuje Santiego. Kontrakt wygasł więc 30 czerwca 2018 roku, dlatego Hiszpan musiał szukać nowego klubu. Długo cała akcja poszukiwawcza jednak nie trwała, ponieważ pomocną dłoń wyciągnął były klub Hiszpana.
Hoy tenemos una cosa muy especial que contaros porque es la hora de volver a ver a alguien muy querido por los groguets… ¡Bienvenido de nuevo, @19SCazorla ! #CazorlaVuelveACasa pic.twitter.com/CPwaLUj1Me
— Villarreal CF (@VillarrealCF) 5 czerwca 2018
Co prawda Cazorla nie podpisał jeszcze kontraktu z hiszpańską drużyną, ale nic w tym dziwnego. W końcu ostatni raz zagrał 19 października 2016 roku. Istnieje jednak duża szansa, że 33-latek ponownie będzie zawodnikiem swojej były drużyny. Wszystko zależy od jego postawy na obozie przygotowawczym, który zacznie się 9 lipca. Cóż, miejmy nadzieję, że tym razem nic się już nie stanie i Santi wróci do gry po prawie trzech latach. .
Fot. NewsPix