Ostatnio mam lepszy humor, nie boli mnie głowa, porządnie się wysypiam i nie chodzę rozdrażniony. Doceniam pogodę, uśmiecham się do ludzi, jestem przyjemniejszy w codziennym kontakcie. Przeżywam drugą młodość, rozkwitam. Z jednego prostego powodu: dziadostwo, nazwane kiedyś przez kogoś żartobliwego „ekstraklasą”, skończyło się w zeszłą niedzielę i przez ponad miesiąc nie będzie zawracać dupy.
Choć w sumie to paradoks, bo mówię o końcu, a kompletnie nie mam wrażenia, że wcześniej nastąpił początek. Początek cyrku – tak, przez rok piłkarze podstawiali nam kabaret pod nos, ale początek rywalizacji sportowej – nie, zdecydowanie nie, prawdziwi sportowcy mogliby się obrazić, że podciągamy ten syf pod takie kategorie. W kraju panuje oburzenie po zachowaniu kibiców Lecha, a jak tak dłużej pomyśleć, to szkoda, że kibice wszystkich klubów nie zgadali się na podobną akcję rok wcześniej. Może rządzący odwołaliby wtedy sezon i nie musielibyśmy przeżywać tych katuszy? Niestety, w wielu innych krajach początek rozgrywek wywołuje dreszczyk emocji, my raczej czujemy się jak przed kolejnym odcinkiem Jasia Fasoli. Tam: ciekawe, kto tym razem będzie górą. Tu: ciekawe, co tym razem ten przygłup odstawi.
Bo jak mówić o lidze inaczej niż przygłupia, kiedy:
– konie srały na boisku
– Legia i Lechia miały w sumie sześciu trenerów, tyle że 1/3 wyciągniętych z balu przebierańców
– kibice regularnie starają się pozabijać nawzajem
– Lech głośno mówi o mistrzostwie, niestety w połowie drogi z tej pompki dostaje rozwolnienia
– zimą zamiast prezentów gwiazdkowych kluby rozpakowują kolejnych zagranicznych szrociarzy
– z autu rzuca się w aut (ciągle!)
– prezes jednego z klubów otwarcie zarzuca korupcję sędziom i związkowi
– dostaje za to karę w wysokości kieszonkowego jej syna (tygodniowego)
– mistrz ma sto tysięcy porażek
– nie można uhonorować jednookiego wśród ślepych medalem, bo cała liga jest zakładnikiem dziczy
Dobrze wiecie, że mógłbym wymieniać tak długo, aż zastałby mnie kolejny sezon tego syfu. Drażni mnie, gdy ktoś mówi, że to taka liga i jej styl jest w sumie uroczy. Nie, uroku jest w tym wszystkim tyle, co w kupie leżącej na ulicy. Omija się ją szerokim łukiem, a nie robi zdjęcia.
Wybaczcie, że tyle porównań związanych z gównem w tym tekście, ale taki temat.
I najgorsze jest jednak to, że właściwie nie mam nadziei, by w kolejnych latach coś miało się zmienić na lepsze. Światełkiem w tunelu mogłyby być takie zespoły jak Górnik Zabrze i Wisła Płock, stawiające na Polaków, ale mam wątpliwości, czy w tym tuneli świeci się nadzieja, czy prędzej reflektory tira, który zaraz mnie staranuje. Po pierwsze obawiam się, że bogatsi z tej ligi nie wezmą przykładu i dalej z uporem maniaka będą sprowadzać piłkarzy pokroju Eduardo, który nigdy nie otworzył na przykład wyniku meczu, ale piwo w szatni już tak. Po drugie obawiam się, że przykładowy Górnik może zboczyć ze swojej ścieżki. Zostanie rozkupiony, zastępcy nie dadzą rady, ktoś podejmie gwałtowne ruchy…
Mam nadzieję, że tak się nie stanie, ale obawy są.
Też trudno uwierzyć w zmianę sytuacji na trybunach, skoro dziś czytam, że według Karola Klimczaka na mecze chodzi 99% normalnych ludzi, a tylko ten jeden procent jest problemem. Dodaję sobie sytuacje z Poznania, Krakowa (z obu stadionów), Gdyni, Gliwic, Narodowego, Legii… No, jakkolwiek liczę, nie wychodzi mi jeden procent. A żeby pokonać problem, trzeba zrozumieć jego skalę. Nie mam przekonania, że rządzący polską piłką tę skalę znają.
Natomiast niech nie martwią się ci, którzy boją się oklepu w europejskich pucharach, bo na przykład zeszły już sezon pokazał, że jesteśmy w nich niepokonani. My odpadamy przecież w ELIMINACJACH. Puchary zaczynają się od FAZY GRUPOWEJ. Tak samo mundial: on nie zaczął się dwa lata temu, Lewandowski nie jest królem strzelców jak Lato, mistrzostwa wystartują za niecały miesiąc. Poza tym im wcześniej odpadamy, tym lepiej. W lipcu i sierpniu ludzie są na urlopach i nie muszą oglądać tego pośmiewiska. Przyjeżdżają, rozpakowują walizki, sprawdzają wynik i pewnie nie są specjalnie zaskoczeni.
Korzystajcie z tych chwil, gdy ekstraklasy nie ma. Nie święta, nie majówka. To brak ekstraklasy jest najpiękniejszym czasem w roku.