Liga, z której wszystkie kluby zostały wyrzucone z europejskich pucharów jeszcze latem zaszłego roku. Liga, w której walka o mistrzostwo kraju przypominała wyścig pijanych żółwi. Liga pełna absurdów, w której – jak to kiedyś napisaliśmy – gra się bez sensu i gada bez sensu. Liga pełna rozmaitych problemów, w której kibice ostrzeliwują się nawzajem racami i która właśnie została zakończona przerwaniem meczu oraz walkowerem. Jak na tę ligę można spojrzeć przychylnym okiem? Chyba jedynie przez pryzmat suchych liczb finansowych. Na przykład takich, jak te z dziś opublikowanego raportu Deloitte: „Piłkarska liga finansowa – rok 2017”.

Panowie z Deloitte oraz szef Ekstraklasy, Marcin Amunicki mieli dziś trudne zadanie. Chwalili rozwijającą się w poszczególnych sektorach ligę, uporczywie pomijając całą negatywną otoczkę. I trochę to wyglądało na nierówną walkę plusików finansowych z całą resztą. Z pewnością była to też walka o wizerunek całej ligi, którą czeka wielkie wyzwanie, jakim będzie podpisanie nowego kontraktu na sprzedaż praw mediowych – według największych optymistów ten ma zostać podwojony (dziś kluby dostają do podziału około 150 milionów złotych rocznie). Pytanie tylko, czy Ekstraklasa będzie miała w tych negocjacjach wiele argumentów po swojej stronie.
Takim argumentem może być systematyczny wzrost przychodów poszczególnych klubów i, co za tym idzie, całej ligi. Analitycy z Deloitte opracowali właśnie raport dotyczący roku kalendarzowego 2017, w którym zbadali wpływy klubów z dnia meczowego, transmisji (gdzie wliczono także premie z UEFA) oraz wpływy komercyjne. Po raz pierwszy pochylono się także nad przychodami z transferów, które w skali naszego kraju stanowią aż 21 procent wszystkich przychodów. Na początek rzut oka na przychody poszczególnych klubów, jeszcze bez uwzględnienia transferów:
* Z różnych względów dane dla Bruk-Betu oraz Sandecji były wspierane szacunkami.
Pierwsze, co rzuca się w oczy, to potężny spadek Legii, której nie uwzględniono już przychodów z tytułu gry w Lidze Mistrzów. W poprzednim roku warszawianie – bez uwzględnienia transferów – zarobili 207 milionów złotych, w tym 138, co oznacza spadek o niemal 70 milionów (33 procent!). Z kolei Lech, również bez uwzględnienia transferów, urósł o 19 procent, z 55 milionów do 66. Niby różnica pomiędzy dwoma najbogatszymi klubami wciąż jest spora, ale należy wziąć tu poprawkę na fakt, iż – jako że analizowano rok 2017 – w Legii złapały się jeszcze chociażby wiosenne mecze z Ajaksem w Lidze Europy. W ujęciu sezonowym, w rozgrywkach 2017/18, ta różnica będzie więc jeszcze mniejsza. Ponadto zwraca uwagę fakt, że Legia zanotowała minimalny regres także bez uwzględnienia wpływu z Ligi Mistrzów, natomiast Lech sukcesywnie wspina się na kolejne szczeble. Dobrze to widać na kolejnej grafice.
Patrząc na poszczególne kategorie, Legia najmocniej uciekła Lechowi pod względem przychodów komercyjnych, na które składają się m.in. umowy sponsorskie. Inna sprawa, że nie jest żadną tajemnicą, iż w Poznaniu opierają swój budżet o zyski z transferów, a w Warszawie o grę w Europie. Jako że z tą drugą jest ostatnio dosyć marnie, w bezpośredniej rywalizacji naszych potentatów transfery zaczynają odgrywać bardzo znaczącą rolę. W 2017 roku przychód z nich kształtował się następująco:
Legię póki co ratuje fakt, że do zestawienia załapało się zimowe okienko transferowe z 2017 roku, w którym klub zarobił krocie na sprzedaży Nikolicia, Prijovicia i Bereszyńskiego. Gdyby zestawić przychody z transferów w ujęciu sezonowym (2017/18), różnica na korzyść Lecha byłaby zdecydowanie większa. Innymi słowy, w kolejnej odsłonie raportu Kolejorz może jeszcze mocniej dogonić największego rywala, a może i nawet przegonić.
Wróćmy jednak do całościowego opracowania Deloitte, w którym w większości analiz wpływy z transferów nie są uwzględniane, bo badane są wpływy bezpośrednio wynikające z działalności sportowej. A w tych sumarycznie odnotowano oczywiście spadek, bo wypadła kasa Legii z Ligi Mistrzów, ale też – przy pominięciu tego jednorazowego czynnika – pozostałe sektory urosły o ok. 8 procent. Natomiast systematyczny wzrost przychodów całej ligi na przestrzeni kolejnych lat jest widoczny gołym okiem:
W ujęciu procentowym największy wzrost zanotowano na dniu meczowym, z którego przychody urosły o 14,5 procenta. A to bezpośrednio wynika z frekwencji, która kształtuje się następująco:
I tutaj także można spodziewać się kolejnych wzrostów, bo z ligą właśnie pożegnały się dwa zespoły z najniższą frekwencją. Co więcej, powyższe zestawienie – na przykładzie Sandecji – idealnie obrazuje, jak ważne jest zaostrzenie przepisów licencyjnych w kwestii posiadania własnego stadionu (co właśnie jest wprowadzane). Grając na cudzych obiektach nigdy nie osiągnie się bowiem satysfakcjonującej frekwencji, a to potem przekłada się na wizerunek i wartość całej ligi. Ale i tak akurat tego aspektu zupełnie nie musimy się wstydzić, o czym świadczy porównanie do lig na podobnym poziomie do naszej oraz lepszych.
Ogólnie też pod względem łącznych przychodów wypracowywanych przez nasze kluby poprzez działalność sportową nie wypadamy najgorzej na tle lig z pozoru znacznie bogatszych niż nasza. Jeżeli uda się wynegocjować porządną podwyżkę z kontraktu telewizyjnego, dosyć poważnie podgonimy więc tę średnią, europejską półkę:
Żeby jednak nie było zbyt kolorowo, na koniec łyżka dziegciu. Być może przychody naszych klubów nie wyglądają najgorzej i śmiało można zestawiać je z przychodami innych lig, ale większość z tej kasy trafia na konta piłkarzy, którzy – delikatnie rzecz ujmując – w większości przypadków wydają się być przepłacani. U nas kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznej pensji dla kiepskiego piłkarza to zjawisko mocno powszechne, a już na pewno powszechniejsze niż dodatkowe, dobrze przygotowane boisko treningowe. Co więcej, wciąż mamy w lidze sytuacje, w których klub wydaje na pensje więcej niż zarabia, a w wielu innych przypadkach koszt wynagrodzeń jest alarmująco wysoki. Analitycy Deloitte wyznaczyli optymalny poziom wskaźnika kosztu wynagrodzeń do łącznych przychodów na poziomie 60 procent i tylko 7 klubów znalazło się poniżej tego progu.
Większość naszych klubów zanotowała wzrost przychodów, liga – z wyłączeniem przychodu Legii z Ligi Mistrzów – także zanotowała wzrost przychodów i wzrósł też średni wskaźnik wynagrodzeń w ekstraklasie. Wypadałoby zatem zapytać, czy ta dodatkowa kasa przelewana na konta piłkarzy przełożyła się na rosnący poziom rozgrywek, ale raczej byłoby to pytanie retoryczne. Jakkolwiek spojrzeć, wszystko, co o przepłacanych piłkarzach napisał we wczorajszym felietonie Krzysztof Stanowski (KLIK), znajduje potwierdzenie w najnowszym raporcie Deloitte.
Cały raport Deloitte znajdziecie TUTAJ.
MICHAŁ SADOMSKI
Treść usunięta
Czyli Wisła Płock dwa lata z rzędu płaci swoim piłkarzom więcej niż wynosi całość jej przychodów? To na jakiej zasadzie działa ten klub?
To proste, zaciąga długi.
Masz auto? To finansujesz ten zespół, spróbuj domyślić się w jaki sposób.
janush:
Przecież kasa od Orlenu jest ujęta w przychodach tak więc Wisła Płock raczej zaciąga długi drugi sezon z rzędu.
Dominik „francuski trener” Furmi kosztuje za hajs podatnika baluj
Aż by się chciało zacytować tekst z „Rejsu”
„W takim razie, skąd te łzy?”.
Wysłałbym wszystkich prezesów Ekstraklasy do Czech jak zarządzać pieniędzmi, bo może i przychody wzrastają, ale poziom jest najniższy od lat. Ten sezon był, nie bójmy się tego słowa, najgorszym w historii. Gorzej się nie da! Trzeba jak najszybciej uzdrowić Ekstraklasę i pozbyć się gości z wysokimi kontraktami, którzy kopia się po czole jak Krasic, Vitoria, Eduardo czy Bakroth!
Mnie już męczy to wieczne gadanie kogo się pozbyć. To nie jest konstruktywne. Jak się kogoś pozbywasz, to ktoś musi przyjść na jego miejsce. A kto ma przyjść?
Lechia w ostatnim meczu wystawiła swoje młode talenty i wyglądało to słabo. „Zagraniczny szrot” jest od nich duzo lepszy na dzisiaj. Przejście musi być płynne. Najpierw wyszkolić swoich a potem sie pozbywac innych. Inaczej to zakrawa na głupotę.
Lepiej grać za mniejsze pieniądze, może trochę gorzej swoimi niż bandą przepłaconych Duńczyków czy Chorwatów. Lech najwięcej pożytku miał w ostatnich latach z Bednarka, Linettiego I Kownackiego, nie z Bille Nielsena czy Tetteha.
Może tak, tylko problem polega na tym że do tego Bednarka, Linnetiego czy Kownackiego trzeba dołozyć jeszcze 8 zawodników.
Sprzedadzą Gitkiera ,Delavera i zarobią tak jak na Tetehu.Tak jak na Carlitosie ,Nikolic, ,Dudzie,Odidja Ofoe itd itd
„Gorzej się nie da!”
Oj, żebyś się nie zdziwił.
W Czechach mają po prostu lepszych trenerów tych w Ekstraklasie i tych od juniorów ,którzy produkują lepszych piłkarzy tylko tyle i aż tyle.
przecież w Czechach są jacyś podejrzani inwestorzy z Eurazji w największych klubach. A czy generalnie trenują lepszych piłkarzy niż u nas to nie wiem, patrząc na ich i naszą reprezentację to nie wiem…
Z tego wynika prosty wniosek. W klubach są pieniądze które można przeznaczyć na szkolenie młodzieży, tylko wywalane są na absurdalne kontrakty.
Żeby zmienić ten absurd trzeba do wymagań licencyjnych wpisać obowiązkowe posiadanie akademii w określonym standardzie (liczba boisk, trenerów i zespołów dziecięcych). Dla klubów eklasy oraz I ligi. Dla II i III też ale z mniejszymi wymaganiami.
Wtedy zadziała niewidzialna ręka rynku a mianowicie wzrośnie podaż zawodników młodych a więc spadnie wysokość wynagrodzeń. Pojawią się jednocześnie zawodnicy na dobrym poziomie i jeszcze więcej kasy na szkolenie albo wartościowe transfery.
Kiedyś Ekstraklasa chciała wpisać to do podręcznika licencyjnego ale PZPN zawetował. Tak się troszczy o rozwój piłkarstwa młodzieżowego że torpeduje mądre inicjatywy. A wszystko dlatego że Boniek prowadził wojenkę z Marcem.
Jeśli wzrośnie przychód z praw TV to obowiązkowo trzeba wpisać ten wymóg, bo inaczej kombinatorzy klubowi natychmiast tą kasę wyprowadzą z klubów do menadżerów i własnych kieszeni, podpisując absurdalne kontrakty z piłkarzami.
Trzeba ukrócić ten proceder. W Czechach piłkarze zarabiają mniej a grają lepiej. Czy to cud? Nie, mądre zarządzanie.
to proponuję drogi Urkidesie abyś ten manifest wystosował w pierwszej kolejności do pewnego prezesa z klubu ze stolicy, który to miał się skupić na innym zarządzaniu klubem i budowie akademii, a w minionym sezonie miast ściągać do grania Eduardo, Cafu, Remiego, Antolicia itp. szrot mógł od początku sezonu grać Polakami – reprezentantami i młodzieżowcami – Majecki/Malarz, Jędrzejczyk, Dąbrowski/Czerwiński, Pazdan, Broź, Moneta/Kucharczyk, Mączyński, Kopczyński/Jodłowiec, Szymański, Michalak – Niezgoda; a połowę z nich wypchnął z klubu lub wsadził do rezerw dając gwiazdorski kontrakt Eduardo – bo w CV miał Arsenal, bo liczyło się tu i teraz… jak z Magierą – trener na lata, legenda klubu, z L-ką w sercu – zamieniony momentalnie na gościa bez doświadczenia i warsztatu trenerskiego – bo ładnie mówił po angielsku
Jakby grał Monetą Czerwińskimi Kopczyńskim to zamiast mistrza byłaby walka o górną ósemke
rozumiem, że w poprzednim sezonie takich zawodników jak Czerwiński i Kopczyński w tym klubie nie było..?? i nie grali w LM?? a mistrzem to kto został kiedy grali w Legii w podstawowym składzie?? – jak utrzymali 1 miejsce z Jędzą w takiej formie i takim szrotem i bez trenera to i Moneta jako rezerwowy za Kucharczyka by w tym nie przeszkodził
jazwima: Spokojnie, akademia, której budowa rusza w tym roku (EDIT prawdopodnie we wrześniu) to nie fabryka z której taśm niedługo po otwarciu zjeżdżają pierwsze gotowe do użytkowania auta. Za często zapominamy się, że szkolenie to nie produkcja tylko wychowanie i ciągłe ćwiczenia, co wymaga czasu. Jeżeli liczysz na efekty już teraz lub za rok to się zawiedziesz.
Spójrz na akademię w Lubinie. Trener młodzików z NEC powiedział w czasie ostatniego KGHM Cup tak:
„Kiedy obserwuję najmłodsze roczniki z Lubina – mają naprawdę świetnych, utalentowanych zawodników. Kiedy oglądałem ich starsze drużyny, nie robiły na mnie większego wrażenia. Nasza drużyna u-19 z pewnością jest lepsza, ale jeżeli chodzi o poziom u-15, to nasze szanse na zwycięstwo oceniam 50/50.” (http://weszlo.com/2018/05/18/everton-cardiff-nijmegen-oto-sie-szkoli-zachodzie/ )
Widać wyraźnie, że te starsze roczniki, zapewne przynajmniej częściowo przejęte od innych regionalnych akademii, to jeszcze nie to co chcieliby osiągnąć w Lubinie. Zwyczajnie potrzeba czasu, by całą swoją filozofię szkolenia „przetestowali” na chłopakach całkowicie ukształtowanych przez ich system. Wtedy, podejrzewam, efekty będą naprawdę świetne. Tylko to wymaga czasu- zanim te dzieciaki dołączą do seniorskiej drużyny (jeżeli coś ich nie odwiedzie od ostatecznego wybrania zawodu piłkarza) minie jeszcze ładnych 6-8 lat. W Lechu taki Kownacki czy inny Linetty też nie pojawili się jako dar z nieba, tylko są efektem ładnych kilku lat pracy miejscowych fachowców. W wypadku akademii Legii proces rozwoju będzie też trochę trwał.
Tak jak ktoś tutaj porównał to do Czech nie mają tam Szkół Mistrzostwa Sportowego po prostu mają dobrych trenerów którzy dobrze szkoleą młodzież ,tylko tyle i aż tyle.
Treść usunięta
Holenderska i belgijska mają chyba po 500 mln. To ich chyba chcemy gonić.
Urkides: I mamy potencjał (podkreślam: na razie tylko potencjał) by ich spokojnie przegonić, biorąc pod uwagę demografię i gospodarkę chociażby. Ale trzeba zainwestować trochę pieniędzy, a nie oczekiwać że przyjdzie kasa z nc+ i będzie git, jak typowy prezes polskiego klubu… Ech, żałuję że jesteśmy chyba najludniejszym europejskim krajem bez poważnego sponsora z zagranicy w sporcie. Przypadek?
Oficjalne dane nie uwzględniają pieniędzy dla kumatych na cokolwiek zbierają.
Porównaj ceny biletów w odniesieniu do złotówki i będziesz miał odpowiedzieć ,która liga jest atrakcyjniejsza ,która lepiej się rozwija ;notabene tamte się w ogóle nie rozwijają.
Treść usunięta
Pamiętajmy o dochodach i sile nabywczej! Dlaczego np liga szkocka ma taki świetny wynik przychodu z dnia meczowego? Kibic szkocki po prostu zostawia w kasie klubowej więcej gotówki, bo stać go na więcej. Podejrzewam zresztą, że gros tego wyniku robią same kluby z Glasgow, gdzie frekwencja to regularne 50 tyś+…
Treść usunięta
Tak jest wszędzie, nie tylko w piłce czy Legii 🙂 Takie czasy… Jeżeli chodzi o koszulki czy szaliki ja kupuję przez neta na sklepie Legii bo mi zwyczajnie wygodniej, a że przepłacam… Cóż, na biednego nie trafiło, to raz, a dwa- i tak mam taki wydatek średnio co rok (w moim wypadku). Zresztą jak sobie przypomnę ile jeszcze niedawno temu wydawałem na fajki, to stwierdzam, że kupienie koszulki nawet i za 200 jest 100x lepsze niż spalenie tej kasy przez tytoń w bibule i dzięki temu nie czuję jakiegokolwiek dyskomfortu w tej kwestii 🙂
Przychody rosną, wynagrodzenia też. Poziom sportowy leci na łeb na szyję.
Wniosek o przepłacaniu piłkarzy pasuje bardziej do felietonu a nie analitycznego „rozliczenia”
Jeżeli przyjmiemy, że 60 % wynagrodzeń w stosunku do dochodów to dobry wynik, to znaczna większość drużyn albo mieści się albo niewiele przekracza tę barierę. Porównując wysokość przychodów z wynagrodzeniami widać, że Wisła Płock, Górnik, Korona mając dużo niższe przychody i siłą muszą więcej płacić. Do tego mają duże szanse na zwiększenie przychodów (głównie Górnik, Wisła też), co prawdopodobnie pozwoli uzyskać pożądany stosunek przychodów do pensji.
W sumie to z Wisłą Kraków i Piastem jest słabo, ale też bez tragedii. Jedyna czarna owca to Lechia, która jako jedyna analitycznie (powtarzam analitycznie) mocno przepłaca. Autor nie zauważa także, że w 8 klubach procent wynagrodzeń spadł rok do roku a w 4 wzrost jest
znikomy.
Getback pokazał jak bardzo mozna wierzyć deloitte, już bardziej wierzę że Zdzisław Kręcina mi coś załatwił
Przy okazji tych wyliczeń pozwolę sobie to wstawić. Recepta na rozwój wcale nie jest oczywista. Zgodzę się tu z tymi osobami, które postulują aby ESA dawała licencję pod warunkiem posiadania boisk treningowych, zaplecza ( siłownia, kompleksy regeneracyjne ) i akademii. Nie zgodzę się z autorem tekstu, ponieważ Polska wcale nie musi być jedynie dostarczycielem zdolnej młodzieży do czołowych lig europejskich. A przynajmniej nie musi być nim docelowo. Mamy na tyle duży kraj, na tyle liczny i na tyle kochający futbol by nasza liga mieściła się w pierwszej 10 Europy. Czynnik rozmiarów kraju jest o tyle ważny, że nawet rodzima telewizja może dać więcej za prawa telewizyjne do naszej marniutkiej e-klapy ( 21 miejsce rankingu UEFA ) , niż przykładowo taka czeska telewizja za swoją lepszą ligę( mimo, że ich liga jest 13 w rankingu UEFA). To dlatego, że mamy większy kraj, a w związku z tym TVP ma więcej abonentów i więcej pieniędzy. Korzystajmy z tego. Naprawdę. Jeżeli faktycznie doszłoby do tego, że wartość praw telewizyjnych skoczyłaby o 266 %, to nic tylko się cieszyć! Bo wtedy taki mistrz otrzymałby z praw telewizyjnych naprawdę porządną kasę. Przykładowo Legia sięgając po tytuł w ubiegłym sezonie uzyskała z praw telewizyjnych nieco ponad 16 mln złotych, czyli ok. 4 mln euro. Przy ewentualnym wzroście wartości praw TV o 266 %, suma za mistrzostwo sięgałaby 42 mln złotych, czyli ok. 10 mln euro. Bardzo duża różnica jak na polskie warunki, bo aż 6 mln euro. Na każdym zresztą poziomie tabeli ta zmiana powinna dać pozytywy. Drugi aspekt to szkolenie i wprowadzanie młodzieży. Ważne też by penetrować niższe ligi w poszukiwaniu poźnych talentów ( stosunkowo późnych – typu 23,24 czy 25 lat ). Szkolenie to klucz by polska piłka poczyniła rozwój, ale pobocznych ważnych elementów jest więcej. Poza tym by było szkolenie trzeba dbać o jakość polskiej kadry trenerskiej, o infrastrukturę i odważnie wprowadzać tych zawodników. Tu muszę się na chwilę zatrzymać, gdyż warto wyróżnić kilka klubów e-klapy, które zaczęły już tę strategię realizować ( bardziej lub mniej ): Lech Poznań, Legia Warszawa, Wisła Płock, Górnik Zabrze, Zagłębie Lubin, Pogoń Szczecin, Cracovia Kraków, Jagiellonia ( ale to już raczej na siłę ). Kolejny aspekt to zmiana priorytetów niektórych klubów. Dla mnie ekstraklasa stanowi ( przy obecnym poziomie ) jedynie całoroczne preeliminacje do pucharów europejskich. To właśnie one obok szkolenia są kluczowe do tego by polski futbol poszedł do góry. Obecnie zwycięstwo w tej koszmarnie słabej lidze, samo w sobie, jest właściwie niczym. Nabiera ono wartości dopiero, gdy dany klub zakwalifikuje się do LM lub LE. To samo z innymi lokatami tabeli ( mówię o 2, 3 i 4 miejscu ). To jest prawdziwy problem – mentalność. Przykładowo dla takiej Jagielloni czy Lecha najwyższą ambicją jest jak najlepszy wynik w lidze. Ktoś powie:” no tak, ale to przecież normalne, że najpierw ekstraklasa, a potem Europa”. Otóź niestety nie. Przy poziomie naszej ligi priorytetem powinna być Europa, a nie ekstraklapa. Bo to właśnie przez Europę wiedzie droga do lepszego „życia”. To tędy wiedzie droga do większej rozpoznawalności, większych pieniędzy, do lepszych zawodników. To LM i LE przyciągają ewentualnych sponsorów lub inwestorów. Zwycięstwo w tej badziewnej lidze nic nie znaczy jeżeli nie grasz chociaż przyzwoicie w LE lub LM. A były w ostatnich latach przykłady, że wcale nie kasa jest kluczem a ambicja. Taka Jagiellonia ( flagowy niestety przykład ) jako największym europejskim sukcesem może się pochwalić II rundą el. LE. Arka – kompletnie niedoświadczony zespół, ze słabszymi piłkarzami ( ale z ambicjami ) była wstanie powalczyć jak równy z równym z doświadczoną, niezłą ekipą FC Midtjylland ( obecny mistrz Danii ). Odpadli remisując 4-4, przez gole wyjazdowe zdobyte przez duńczyków. Absurd, ale już tym sezonem Arka przebiła Jagiellonię w kwestii sukcesów w europejskich pucharach. Nie tak dawno nieźle pokazało się Zagłębie i przeszło dwie rundy ( znowu lepsze osiągnięcie od Jagi). Wyłożyli się na wcale niezbyt mocnym zespole, niestety chyba przez brak doświadczenia. A parę lat temu biedniutki Ruch Chorzów dotarł do IV rundy el. LE, gdzie pechowo po remisie w dwumeczu ( u siebie 2-2 i na wyjeździe 2-2 ) odpadł po rzutach karnych z Metalistem Charków. Problemem jest więc zazwyczaj ambicja, a raczej jej brak. Jeżeli Lech i Jagiellonia zaczną traktować LE z należytą powagą i nie zabraknie im ambicji, to naprawdę wiele można zdziałać. Oczywiście przydałby się współczynnik, ale na ten też trzeba jakoś zapracować. I da się przechodzić kolejne rundy nawet na samej ambicji, czego dowodzą ww drużyny ( też przecież bez współczynnika). Moja opinia jest taka, że tylko kombinacja tych wszystkich aspektów ( Europa, szkolenie, zmiana mentalności, gospodarność ) da nam bardzo duży rozwój. Być może (tak wiem – absurdalna, paradoksalna teza, ale w realiach e- klapy, to kto wie…) właśnie zaczęliśmy proces rozwoju. Być może coraz więcej klubów zdecyduje się na młodzież. I być może za jakiś ( oby niedługi czas ) zaobserwujemy, że to ten sezon był sezonem przełomowym. To w końcu ekstraklasa. Tu wszystko jest na opak i wbrew logice…
Ufff, doczytałem. Nie obraź się, masz rację w tym co piszesz, ale proszę, stosuj akapity, tak żeby tekst był bardziej czytelny.
Tak, polska piłka ma potencjał. I myślę, że ten proces rozwoju zaczęliśmy już kilka lat temu. Teraz naprawdę zaczęliśmy szkolić, a nie tylko o tym gadać. Coraz więcej akademii i równych boisk, coraz więcej ludzi obeznanych z zachodnimi metodami szkolenia i więcej turniejów i możliwości sprawdzenia się nawet w skali ogólnoeuropejskiej robi swoje.
Kiedyś powiedziałem mojemu koledze, że prawdziwego wysypu talentów doczekamy się dopiero około 2027-2030 roku. Podtrzymuję to zdanie. To samo tyczy się ogólnego poziomu ligi, myślę że realia ekonomiczne pozwolą nam w końcu zbliżyć się do czołówki w ciągu dekady. O ile nie spieprzą tego włodarze naszej piłki.
Mam dziwne wrażenie że wszyscy dookoła nie chcą abyśmy uświadomiłi sobie że czasy kiedy czekano na sponsora, który przyniesie i wyda swoje prywatne już dawno minęły l
Liga z roku na rok generuje większe przychody, na tym da się zarabiać .Powiem inaczej trudno właściwie stracić Dlaczego więc mamy tak mało inwestorów chętnych wejść w ten biznes tak jak na przykład w Czechach gdzie wchodzą Chińczycy choć nie ma porównania tych dwóch lig,, na naszą korzyść oczywiście.
Spadek średniej frekwencji dla całej ekstraklasy jest przekłamaniem rzeczywistości ponieważ zawdzięczeniami go tylko „geniuszom” rządzącym PZPN, które dopuściły do tego, że pierwsza kolejka wiosenna (25 kolejka) została rozegrana w warunkach polarnych (-15-17 stopni), a druga (26 kolejka) w warunkach zimowych (-3-5 stopni). Gdyby nie te „genialnie” decyzje PZPN o nieprzekładaniu dwóch pierwszych z rundy wiosennej kolejek to ekstraklasa by odnotowała minimalny śladowy wzrost zainteresowania widzów. Te dwie kolejki wypatrzyły końcowa średnią frekwencji widzów i faktyczny trend – minimalny śladowy wzrostowy trend zainteresowania widzów ekstraklasą. Wszystkie bowiem mecze 25 kolejki z uwagi wtedy na polarne mrozy (-15-17 stopni), oglądało łącznie 34111 widzów, a 26 kolejki przy warunkach zimowych (-3-5 stopni) oglądało łącznie 49904 widzów. Na przyszłość niech się dwa razy zastanowi PZPN ( i władze Ekstraklasy, które powinny wyperswadować wtedy PZPN rozgrywanie meczy przynajmniej przy -15-17 stopniach) bo ma się potem słabsze karty przetargowe przy sprzedaży praw TV do ekstraklasy, gdy się pokazuje TV trend wzrostowy (nawet jeżeli jest on tylko śladowy) zainteresowania meczami, a inaczej gdy trend spadkowy.
Źródło oficjalne dane ekstraklasy:
http://ekstraklasa.org/rozgrywki/terminarz/ekstraklasa-1#18-kolejka
W punkt. Dodałbym jeszcze wiadome kłopoty na Cracovii przez co frekwencja przy Kałuży spadła niemalże dwukrotnie plus (w niewielkim stopniu) casus Sandecji. Poza tym jest tendencja wzrostowa.
Pamiętne mecze na mrozie (w tym mecze czołówki poprzedniego sezonu: Legia-Jaga, Legia-Lech) to był istny popis „geniuszów” od terminarza z ESA SA…
Co do zimowych kolejek to masz rację. 4 kolejki w lutym to słaby pomysł. 2 to moim zdaniem maksimum. Do tego doszedł problem na Cracovii i nieszczęsna Sandecja. Mam nadzieję, że za 3-4 sezony wprowadzą 18-zespołową Ekstraklasę i zrezygnują z chociaż dwóch kolejek w lutym.