O Lidze Europy mówimy, że to brzydsza siostra Ligi Mistrzów. W środowym finale zobaczyliśmy zespół, który te rozgrywki “gorszego sortu” przerastał o dwie klasy. I tą drużyną było Atletico Madryt, które dało Marsylii solidną lekcję futbolu. Francuzi po ostatnim gwizdku mieli miny, który mówiły jasno – “co tu się właśnie odwaliło?”. Rojiblancos mieli też w finale Antoine’a Griezmanna, który w wielkim stylu pożegnał się z fanami Atleti.
Stary piłkarski zabobon głosi, by nie dotykać pucharu przed meczem finałowym. Najlepiej w ogóle na niego nie zerkać, by nie zapeszać. Dimitri Payet albo o tym przesądzie nie słyszał, albo postanowił rzucić losowi wyzwanie. Fani Atletico prezentowali efektowną kartoniadę, kibice Marsylii odpalili racę, a Payet wchodząc na boisko pretensjonalnie pogłaskał trofeum za zwycięstwo Ligi Europy. Jego mowa ciała mówiła “hej, kochanie, dzisiaj będziesz w mych rękach”.
Ciekawe co miał w głowie Francuz, gdy Valere Germain cztery minuty po rozpoczęciu spotkania spudłował w znakomitej sytuacji, którą Payet stworzył mu prostopadłym podaniem. Ciekawe co miał w głowie 31-letni pomocnik, gdy Andre Anguissa nie wytrzymał pressingu Hiszpanów i po jego stracie Atletico objęło prowadzenie. Bo to, co Payet miał w głowie schodząc z boiska jeszcze przed przerwą – to już doskonale wiemy. Lider Marsylii musiał opuścić murawę po tym, jak odnowiła się jego kontuzja i do ławki podchodził ze łzami w oczach.
Tough to see. Dimitri Payet in tears as he’s forced to come off due to injury #OMAtleti #UELfinal pic.twitter.com/BdZYrF0BeA
— Jonah Takalua (@Destaquito2) 16 maja 2018
Atletico nie grało pięknie. Do przerwy zespół z Madrytu miał zaledwie 56% (!) celności podań i oddał jeden celny strzał. Ale to wystarczyło, by prowadzić w finale Ligi Europy. Gola strzelił niezawodny Antoine Griezmann, który w europejskich pucharach w tym sezonie strzela regularnie do bólu – trafił w 1/32, w 1/16, w ćwierćfinale, w półfinale i finale. Jednak Atletico było kosmicznie skuteczne – wyciskało maksimum z każdej kontry, z każdego przechwytu i nawet w obronie (poza tym strzałem Germaina) nie mogliśmy im nic zarzucić.
Marsylia mimo wszystko rozczarowywała. Niewidoczny był Thauvin, obrońcy nie radzili sobie z Griezmannem, Payet zszedł z boiska i jedynie Ocampos próbował szarpać na lewej flance. Ale to na nic się zdawało – szczególnie przy cynicznej postawie Atletico. Całe to cwaniactwo Hiszpanów wyszło w akcji na 2:0 – Koke czekał na podanie piłki, ale zwlekał długo. Wydawało się, że już zbyt długo. Marsylczycy zostali uśpieni, piłka powędrowała do wbiegającego na wolne pole Griezmanna, ten idealnie przyjął piłkę, idealnie ją podprowadził bliżej bramki i idealnie podciął nad bramkarzem. W tym momencie było już po meczu.
– Griezmann’s 2nd goal. Delightful finish. pic.twitter.com/FZVS4Wnvv8
— Football Planet (@FoootballPlanet) 16 maja 2018
Atleti wrzuciło rywala na karuzelę. Marsylii kręciło już się w głowie i krzyczała “zatrzymaj to, zatrzymaj!”, a banda z Madrytu kręciła jeszcze mocniej. Znakomity mecz rozgrywał Koke (trzy asysty), imponował Hernandez, a Griezmann w znakomitym stylu żegnał się ze swoimi kibicami. Na minutę przed końcem regulaminowego czasu gry gwoździa na 3:0 do trumny Marsylii wbił Gabi, który wykończył kapitalny, szybki atak madrytczyków.
OM stać było jedynie na słupek po strzale głową Konstandinosa Mitroglu. To o wieeeele za mało, by Francuzi mogli liczyć na wywiezienie trofeum z Lyonu. W środę oglądaliśmy starcie drużyny, która już jest wielka i która swoją wielkość potwierdza na arenie europejskiej, z zespołem, który dopiero odbudowuje swoją świetność sprzed lat.
Olympique Marsylia – Atletico Madryt 0:3 (0:1)
Antoine Griezmann (21 i 48.)
Gabi (89.)