Z roku na rok piłka nożna robi się dyscypliną coraz bardziej globalną. I nawet nie chodzi tylko o to, że szlagiery ligi angielskiej, hiszpańskiej czy Champions League są transmitowane niemal na cały świat, ale też o rozgrywki ligowe w poszczególnych krajach, na które w coraz większym stopniu wpływają obcokrajowcy. Najlepiej widać to w polskiej ekstraklasie, w której w latach 2015-2017 zanotowano najwyższy przyrost zagranicznych piłkarzy spośród wszystkich lig Europy – konkretnie był to wzrost aż o 14 punktów procentowych. I to pomimo najostrzejszych w Europie limitów na graczy spoza Unii! Ale też liczba obcokrajowców systematycznie rośnie niemal wszędzie i jest to trend, który raczej szybko się nie zatrzyma.
Jeśli chodzi o całą naszą ligę oraz boiskowy czas, jaki przypadł wszystkim jej zawodnikom, już 45 procent z niego wykorzystali sami obcokrajowcy (rozumiani jako zawodnicy piłkarsko wychowani w innym kraju, którzy przyjechali do Polski z powodów sportowych). Na tę chwilę w kadrach klubów ekstraklasy jest ich już 174, czyli przeszło dwa razy więcej, niż Polaków, którzy wyjechali szukać szczęścia za granicą – tych jest 86. Wśród krajów eksportujących swoich piłkarzy plasujemy się na dalekiej, 41. pozycji, przy czym liczby piłkarzy wypuszczanych z kraju przez najlepszych mogą przyprawiać o zawroty głowy – poza granicami swojego macierzystego państwa gra aż 1236 Brazylijczyków oraz 821 Francuzów. I w większości naprawdę gra, bo wzięto tu pod uwagę piłkarzy, którzy w tym sezonie ligowym (w 93 przebadanych federacjach!) wystąpili w pierwszym składzie lub usiedli na ławce rezerwowych.
Wynik Polaków wygląda też blado chociażby przy wyniku Islandii, który co prawda jest skromniejszy (58 piłkarzy grających zagranicą), ale w odniesieniu do populacji różnica jest kolosalna:
– 38-milionowa Polska wypuściła w świat 86 piłkarzy,
– 335-tysięczna Islandia wypuściła w świat 58 piłkarzy.
Nawet w starciu z naszymi grupowymi rywalami z mundialu w Rosji wypadamy blado. Naszym atutem jest fakt, że najwięcej polskich piłkarzy trafia do piłkarsko silnych Włoch, ale już Senegal wypuścił w świat o niemal 100 piłkarzy więcej, spośród których większość trafiła do Francji. Japończycy i Kolumbijczycy także mają w świecie więcej piłkarzy (odpowiednio 111 i 327), ale już dominujące kierunki nie są tak mocno rozwinięte – ci pierwsi dostarczają najwięcej piłkarzy do Singapuru, ci drudzy do Meksyku. Całe zestawienie prezentuje się następująco:
Tak jak głębszych wniosków nie należy z tego zestawienia wyciągać, tak mimo wszystko razi trochę w oczy niezbyt imponująca liczba Polaków za granicą. W tym względzie odnotowujemy podobne wyniki jak kraje o wiele mniejsze (Czarnogóra, Norwegia) lub porównywalne pod względem populacji, ale niezbyt kojarzące się z piłką nożną (Kanada, Wenezuela). Natomiast wspomniana, znacząca dysproporcja pomiędzy piłkarzami, którym pozwalamy grać w naszej lidze oraz tymi, których wypuściliśmy w świat prędzej czy później musi się negatywnie odbić na naszej reprezentacyjnej piłce.
Problemu nie stanowi też sama, nieznaczna obecność naszych piłkarzy w najlepszych ligach Europy, ale to, że bardzo niewielu mamy ich w porównywalnych lub nieco silniejszych rozgrywkach. W przykładowej lidze słoweńskiej znalazło się bowiem miejsce dla aż 60 Chorwatów, których nie brakuje także i u nas. Podobnie my jesteśmy atrakcyjną przystanią dla piłkarzy ze Słowacji, a sami już nie mamy miejsca na piłkarskiej mapie, do którego masowo wysyłalibyśmy piłkarzy. Z jednej strony na pewno dobrze świadczy to o naszej lidze (pensje, stadiony), z drugiej powoduje, że ogólny zbiór piłkarzy z roku na rok nam maleje. Natomiast od tych największych piłkarskich szlaków, jakie przetarły chociażby Holandia i Irlandia, które umieściły w Anglii odpowiednio 54 i 86 piłkarzy, dzieli nas prawdziwa przepaść.
Statystyki i grafiki: CIES Football Observatory
Fot. Newspix.pl