Reklama

Wieczór z Premier League – walka o realizację marzeń trwa

redakcja

Autor:redakcja

19 kwietnia 2018, 23:33 • 5 min czytania 3 komentarze

Dzisiejszego wieczoru hitów w Premier League próżno było szukać, ale i tak z ciekawością zerkaliśmy w kierunku Wysp Brytyjskich. Chelsea bowiem poczuła krew i wciąż zachowuje szanse na dogonienie 4. w tabeli Tottenhamu, Burnley pragnie wyprzedzić Arsenal, tym samym kwalifikując się do eliminacji do Ligi Europy, Southampton zaś walczyło z Leicester City o podtrzymanie nadziei na utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej. 

Wieczór z Premier League – walka o realizację marzeń trwa

Całkiem nieźle jak na czwartkowy wieczór, prawda?

W praktyce już tak różowo nie było. Zawiedliśmy się szczególnie na tym drugim spotkaniu. Ale na początek uporządkujmy fakty. Święci są w bardzo kiepskiej sytuacji, o czym pisaliśmy wcześniej: Pięć punktów – tyle wynosi strata podopiecznych Marka Hughesa do Swansea, znajdującej się na 17., bezpiecznej lokacie. Do końca z sezonu zostało pięć meczów. Impossible is nothing? Kiedy już nawet piłkarze sięgają po kalkulatory, to jest znak, że znajdują się w poważnych tarapatach i doskonale zdają sobie sprawę jak duże są ich rozmiary. – Do uniknięcia spadku do Championship potrzebne jest nam gdzieś z 12 punktów – wyrokował Wesley Hoedt. Łatwo policzyć, że to 80% z całej możliwej do zgarnięcia puli.

No i na swoje nieszczęście dziś zagrali trochę jak za czasów Mauricio Pellegrino. Patrzyliśmy na ekipę z St. Mary’s i nie za bardzo byliśmy w stanie dostrzec jakikolwiek konkretny plan w grze podopiecznych Marka Hughesa, szczególnie jeśli chodzi o ich poczynania w ofensywie. Nie mylmy bowiem cierpliwości w konstruowaniu akcji z brakiem pomysłów na nie. Bo pomimo tego, iż piłka krążyła całkiem sprawnie pomiędzy poszczególnymi graczami The Saints, to jednak ich zawodnicy defensywni zaliczyli znacznie więcej kontaktów z futbolówką, niż ci, którzy powinni odpowiadać za konstruowanie ataków.

Dla widowiska tym gorzej, że praktycznie taki sam akapit moglibyśmy wysmarować o Lisach. Ci, choć próbowali znacznie więcej kombinować w rozegraniu, różnicować tempo podań i polegać na dryblingach Mahreza czy Graya, to i z tych działań niewiele wynikało. Chłopakom Puela przeważnie brakowało precyzji w ostatnim podaniu, stąd też i oni nie tworzyli sobie klarownych okazji.

Reklama

Z gry na zero z przodu Hughes raczej nie będzie się cieszył. Z czystego konta może już bardziej, choć tym razem to akurat nie Jan Bednarek był najjaśniejszym punktem defensywy. I w liczbach, i wizualnie zaprezentował się gorzej niż w weekend przeciwko Chelsea. Może nie popełniał jakichś wielkich błędów, które sprawiłyby, iż McCarthy’emu robiłoby się mokro w spodniach, ale też gdyby nie asekuracja kolegów – na przykład Yoshidy – ze Świętymi byłoby kiepsko. Parę razy bowiem Polakowi spod krycia uciekł chociażby wcześniej wspomniany Vardy, choć Anglik i tak był dzisiaj całkiem nieźle pilnowany. Przez 90 minut zaliczył tylko 18 kontaktów z piłką, z czego jedynie 3 w polu karnym rywala. Jeśli więc Polak zachowa miejsce w składzie po tym meczu – tym lepiej dla nas i tym bardziej Adama Nawałki. Jeśli po powrocie Jacka Stephensa z banicji za czerwoną kartkę Waliczyk postawi właśnie na niego – no cóż, nie znajdziemy zbyt wielu argumentów, by konstruktywnie ponarzekać na decyzję Hughesa.

O ile Lisom ten wynik pasuje… Albo nawet jest obojętny, wszak ani do pucharów już nie wejdą, ani spadek im nie grozi, o tyle goście zapewne będą rozczarowani. Nie mają najłatwiejszego kalendarza (w planach jeszcze mecze choćby z Evertonem czy Manchesterem City), strata do Swansea wcale nie stopniała, a w ich grze jest zbyt wiele elementów do poprawy. W takich ewakuacja Świętych ze strefy spadkowej nie wydaje się zbyt prawdopodobna.

***

Co działo się w drugim meczu? Na Turf Moor rozgrywała się walka o realizację marzeń, ale to The Blues pokazali, iż ma znacznie mocniejszą siłę woli niż Burnley.

Dzisiaj ich przewaga była wyraźna. Niemal każda statystyka świadczy na ich korzyść. Większe posiadanie piłki, więcej stworzonych okazji, więcej oddanych celnych strzałów, a w końcu więcej goli, chociaż z trzech dzisiejszych goli do gospodarze strzelili dwa. Jak to możliwe? A no, do własnej bramki w 20. minucie trafił Long, który do wyjściowej jedenastki wskoczył w miejsce kontuzjowanego Bena Mee. Chociaż z czasem utwierdzamy się w przekonaniu, że akurat on jest dla The Clarets niezastąpiony. Trzeba jednak przyznać, iż w tej sytuacji Burnley miało naprawdę sporo pecha – Moses dośrodkowywał, Pope nie dosięgnął piłki i trafił nią w Longa. Resztę tej historii już znacie.

Chelsea cały czas podkreślała swoją dominację i miała okazję, by wcześnie zamknąć ten mecz, ale napastnicy nie błyszczeli skutecznością. Szczególnie Morata, który był dzisiaj bardziej przydatny w konstruowaniu akcji, niż w wykańczaniu ich. Jak na przełomie grudnia i stycznia zgubił formę, tak do dzisiaj znaleźć jej nie może. Nie wiemy, może powinien poszukać jej w miejscu, gdzie spędzał sylwestra? Hiszpan bowiem nadal w niczym nie przypomina napastnika, którym zachwycaliśmy się w pierwszej połowie rundy jesiennej.

Reklama

I naprawdę mało brakowało, by niefrasobliwość byłego gracza Realu oraz Juve zemściła się boleśnie na podopiecznych Antonio Conte. W 64. minucie bowiem padło wyrównujące trafienie. Gudmundsson zdecydował się na uderzenie z dystansu, po drodze piłka jeszcze odbiła się od Barnesa i wpadła do siatki, kompletnie myląc Courtoisa.

Na ratunek Chelsea przyszedł jednak zawodnik, po którym raczej nie spodziewaliśmy się, iż może zostać aż tak kluczowy, a mianowicie Victor Moses. Niedługo po golu dla The Clarets Nigeryjczyk przypomniał, że potrafi nie tylko biegać od pudła do pudła, ale też i przytomnie zachować się w polu karnym. Gdy po dośrodkowaniu Emersona do futbolówki nie dotarł Giroud, to właśnie skrzydłowy wszedł w jej posiadanie, a po chwili pokonał Pope’a strzałem w krótki róg.

Mosesa więc powinniśmy zdecydowanie wyróżnić. Był aktywny, jakby to powiedział nasz selekcjoner, zarówno w ofensywie, jak i w defensywie, miał udział przy obu golach, pokazywał się w rozegraniu… Gdyby nie świetna postawa Gary’ego Cahilla, który zaliczył dziś aż 14 interwencji (drugi Rudiger zaś 5), to właśnie Nigeryjczykowi dalibyśmy nagrodę MVP meczu. A tak musielibyśmy chyba przedzielić ją na pół.

Leicester City 0:0 Southampton

Burnley 1:2 Chelsea (0:1)
0:1 Long (sam.) 20′
1:1 Barnes 64′
1:2 Moses 69′

Fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Niemcy

Miał zastąpić Lucasa w Bayernie. Na razie dorównuje mu pod względem urazów

Radosław Laudański
0
Miał zastąpić Lucasa w Bayernie. Na razie dorównuje mu pod względem urazów

Anglia

Komentarze

3 komentarze

Loading...