Fotel. Pilot do telewizora. Święty spokój. Czego więcej potrzeba kibicowi Premier League, żeby w sobotę poczuć się jak król? No, może jeszcze biletu na Etihad Stadium, ewentualnie na Goodison Park. Bogowie futbolu – oczywiście ci, których kablówka nie obejmuje ekstraklasowej multiligi – będą bowiem spoglądać jutro właśnie w tych kierunkach. Bo tak się złożyło, że w jeden dzień liga angielska zaprasza nas na podwójne derby. Najpierw w Liverpoolu, później w Manchesterze.
Zerkając do historii, odkurzając świeższe i bardziej zakurzone wspomnienia, spróbowaliśmy się podjąć trudnego zadania wyboru tych bardziej elektryzujących pod różnymi względami.
KOMPLET KURSÓW NA DERBOWĄ KOLEJKĘ W ANGLII ZNAJDZIECIE W ZAKŁADACH BUKMACHERSKICH TOTOLOTEK.PL
PIĘKNE GOLE
Możemy przypominać takie trafienia jak to Gary’ego McAllistera:
Jak to cudeńko Aguero:
Albo ten niesamowity strzał Jagielki dający wyrównanie w doliczonym czasie derbów Merseyside:
Ale doskonale wiecie, że ten punkt to tylko pretekst, żeby raz jeszcze przeżyć to:
Oddajmy głos Wayne’owi Rooneyowi (cytat za: „Wayne Rooney. Moja dekada w Premier League”):
„Kiedy tak stoję z rozłożonymi ramionami i głową odchyloną do tył, czuję, jak narasta nienawiść kibiców City na trybunie za moimi plecami. To coś jak impuls elektryczny. Ich obelgi, krzyki i przekleństwa odbijają się ode mnie. Czerwoni na twarzy, wymachują w moim kierunku wystawionymi środkowymi palcami. Są na granicy wybuchy, ale ja o to nie dbam. Świetnie zdaję sobie sprawę, jak bardzo mnie teraz nienawidzą, jak bardzo są w tym momencie wściekli; doskonale rozumiem, przez co przechodzą, ponieważ mną rządzą te same emocje, kiedy przegrywam.
Tym razem to oni są jak ranne zwierzę, a nie ja.
Ja za to zdaję sobie sprawę, że już lepszej bramki nie strzelę.”
NIEPOHAMOWANA AGRESJA
Co najlepszego może zrobić trener przed derbami? Nakręcić? Zmotywować? Zmusić do jazdy na tyłkach?
Nie.
Szczególnie w przypadku derbów Liverpoolu najlepszym rozwiązaniem jest podanie melisy i tabletek z walerianą. W żadnym innym starciu w erze Premier League nie oglądaliśmy bowiem tylu czerwonych kartek, co w derbach Merseyside. Trup w tych meczach ściele się gęsto, a nikt nikomu nie musi z trybun śpiewać znanego skądinąd “nie ma litości, połamcie (no wiecie) kości”, bo i bez tego wielu miewało w tych spotkaniach takie zamiary.
Najbrutalniejsze były zdecydowanie derby z 1999 roku, kiedy Jeffers i Westerveld dosłownie pobili się w polu karnym Liverpoolu, a nieco później Steven Gerrard wysadził w powietrze Kevina Campbella.
Póki co licznik stanął na 21 czerwonych kartkach. W derbach Manchesteru wciąż nie wjechał z kolei nawet na dwucyfrówkę (w tym momencie 8). Mało tego, więcej czerwonych kartoników oglądaliśmy na przykład w starciach Aston Villi z Newcastle. Przy tym, co dzieje się na Merseyside, derby City – United to pod względem agresji dziecinne igraszki.
GRAD GOLI
Jeśli jednak chodzi nie o chwile, w których korki jednego zawodnika odciskają się na nodze drugiego, a o bramki – zdecydowanie lepiej wygląda to w derbach Manchesteru. Mimo że w erze Premier League było o dziesięć meczów więcej pomiędzy Evertonem a Liverpoolem, to przy Old Trafford oraz Maine Road (a później City of Manchester Stadium/Etihad Stadium) padło już 110 goli, co daje średnią 2,8 na mecz. Takie widowiska, jak 6:1 dla City na Old Trafford tylko podbijają naprawdę dobrą statystykę.
Dla porównania – derby Merseyside to 2,3 gola na mecz.
KIBICOWSKIE UNIESIENIA
Tak jak nie wypada w ogóle podnosić dyskusji na temat tego, w których z derbów padła najpiękniejsza bramka, bo ta Wayne’a Rooneya to jeden z kilku najwspanialszych goli, jakie padły na angielskich boiskach od momentu, w którym powstał futbol, tak trudno dyskutować z tym, które derby pod względem atmosfery zwyciężają z ogromnym zapasem. Choć w ten weekend nie gramy na Anfield, usłyszenie You’ll Never Walk Alone w derbowym wydaniu, przy Anfield wypełnionym do ostatniego miejsca, to jest po prostu coś, co każdy kibic angielskiego futbolu powinien umieścić na swojej liście rzeczy do zrobienia przed śmiercią.
A więc i coś, co daje przewagę nad każdymi innymi derbami tym rozgrywanym w mieście Beatlesów.
INTENSYWNOŚĆ RYWALIZACJI
O ten aspekt zapytaliśmy Jamesa Bensona, dziennikarza Daily Express, który klubami z Manchesteru i Liverpoolu zajmuje się na co dzień, a więc dużo lepiej wyczuwa napięcie między kibicami tych klubów:
– Derby Manchesteru mają pod tym względem niewielką przewagę nad derbami Merseyside. Fani Manchesteru United mogli przez długi czas podkreślać swoją dominację nad kibicami Manchesteru City, ale od inwestycji szejków na Etihad, oba zespoły zrównały się poziomem na boisku. Fakt, że United i City od paru lat nieustannie rywalizują o te same trofea tylko wzmogły niechęć pomiędzy fanami jednych i drugich. Fani Manchesteru United tylko jednego widoku nie mogliby znieść bardziej niż widoku kibiców Manchesteru City fetujących mistrzostwo – to widok kibiców Liverpoolu, gdyby to im udało się wygrać Premier League. Oczywiście derby Merseyside są niezwykle prestiżowe, ale nie bez powodu mówi się o nich jako o „Friendly Derby” („Derbach Przyjaźni”). W przeciwieństwie do fanów United i City, kibice Liverpoolu i Evertonu mają więcej wspólnych cech niż takich, które by ich dzieliły. Swoje zrobił też fakt, że Liverpool od dłuższego czasu dominuje nad lokalnym rywalem, co zdjęło z derbowych meczów najwyższą stawkę. W ten weekend na przykład Liverpool nie będzie aż tak nakręcony na pokonanie Evertonu, jak gdyby grał z United. Oczywiście gra we wtorek w Lidze Mistrzów również robi w tej kwestii swoje.
Jako że portal footballderbies.com minimalnie wyżej również klasyfikuje derby Manchesteru, werdykt może być tylko jeden.
NIEPRZERWANA TRADYCJA
Wcale nie tak dawno Manchester City pukał w dno od spodu. Wtedy nie było w klubie pieniędzy szejków, były zaś cykliczne rozczarowania i pechowy spadek ze względu na niekorzystny rozkład wyników w ostatniej kolejce sezonu 1995/96. W związku z tym rywalizacja z United była rwana, a jej ciągłość na najwyższym poziomie rozgrywkowym trwa od 2002 roku.
Everton i Liverpool nie przestały zaś grać w jednej lidze od 1962 roku. Nie ma w Anglii drugich derbów, które rozgrywane są od tak długiego czasu bez przerwy na choćby jeden rok, na choćby jeden sezon. Kiedy seria się rozpoczynała, Beatlesi nie mieli jeszcze na koncie choćby jednego albumu (pierwszy wydano w 1963). To najlepiej pokazuje, jak potężna jest tradycja derbów Merseyside.
OGROMNA STAWKA
Manchester United, mimo że tak wiele razy był mistrzem Premier League, nigdy nie miał okazji, by świętować tytuł po spotkaniu u siebie z Manchesterem City. Tym bardziej Czerwone Diabły będą chciały zrobić wszystko, by do koronacji nie doszło po derbach. By Obywatele nie ukoronowali znakomitego ligowego sezonu w taki właśnie sposób. Z kolei piłkarze Pepa Guardioli lepszego, bardziej symbolicznego sposobu na zamknięcie rywalizacji w lidze angielskiej zwyczajnie nie mogli sobie wyobrazić.
Dla Liverpoolu z kolei derby przychodzą w najgorszym momencie. Juergen Klopp musi balansować pomiędzy wygraniem prestiżowego meczu, jednego z najważniejszych pojedynczych starć dla kibiców, a eliminowaniem ryzyka przed rewanżem z Manchesterem City w Champions League. Z pewnością w wystawieniu najmocniejszej możliwej jedenastki nie pomoże mu świadomość, że po Samie Allardyce można się spodziewać przeciwstawienia The Reds raczej mało finezyjnego, a zdecydowanie bardziej fizycznego i agresywnego futbolu.
W Manchesterze podobnego dylematu nikt mieć nie będzie – to dość oczywiste. W starciu lidera z wiceliderem na murawę Etihad wyjdą galowe jedenastki obu ekip.
– Patrząc na zestaw meczów w ten weekend, będąc neutralnym kibicem chce się być tylko w jednym miejscu i jest to Etihad. Manchester City będzie zdesperowany, by powetować sobie upokarzającą porażkę z Liverpoolem, a fakt, że może pokonując United wygrać ligę tylko dodaje prestiżu temu starciu. Mówiono, że Etihad to miejsce bez atmosfery, ale w ten weekend nie będzie można powiedzieć czegoś podobnego – mówi Benson.
***
4:3 dla derbów Manchesteru, które wygrywają w ostatnim pojedynku – stawką sobotniego spotkania. Kolejnych starć o detale można oczywiście mnożyć, konkluzja jest jednak taka, że trudno postawić jeden z meczów zdecydowanie ponad drugim. A to tylko sprawia, że jeszcze bardziej docenia się taką sobotę z Premier League, jaką zafundował nam terminarz na sezon 17/18. Frajda, że ułożył się właśnie w ten sposób, by w kilka godzin upakować zarówno jedne, jak i drugie derby, w dodatku w tak istotnej fazie rozgrywek? Mniej więcej taka, gdy po zjedzeniu pierwszego poziomu ptasiego mleczka okazuje się, że w pudełku jest jeszcze drugi, nienaruszony.
fot. NewsPix.pl