Reklama

La Fabrica coraz bardziej rodzinna

redakcja

Autor:redakcja

22 marca 2018, 14:05 • 4 min czytania 2 komentarze

Futbol na najwyższym poziomie raczej nie kojarzy się z jakimkolwiek romantyzmem. Ok, czasem trafi się jakiś „one club man”, ale to tyle. Globalizacja też robi swoje, dlatego czasem trudno jest budować tożsamość klubu. Już dawno zastąpiła ją komercja. Tym bardziej jednak warto chwalić postępowanie na przykład Realu Madryt, który w ostatnim czasie znacznie zmienił swoje podejście w wielu kwestiach – by tak rzec – romantycznych.

La Fabrica coraz bardziej rodzinna

Przez długie lata Królewscy nie cieszyli się dobrym PR-em za sprawą tego jak działał Florentino Pérez. Na pewno pamiętacie erę Galacticos, słuszną w swoich założeniach pod kątem marketingowym, ale znacznie gorszą tak stricte sportowo. Podczas swej pierwszej kadencji Florentino nie umiał odpowiednio wyważyć proporcji, przez co potem powstawały twory takie jak „Zidanes y Pavones”. Fajnie było identyfikować się z gwiazdami, ale jeszcze lepiej byłoby z rodakami o wysokich umiejętnościach, a najlepiej z chłopakami wychowanymi w Madrycie. Dopiero po wielu latach prezydent Los Blancos zmienił koncepcję i ku uciesze kibiców zaczął ściągać Hiszpanów, którzy dziś nie są tylko uzupełnieniami składu.

Nie było żadnej rewolucji, gwałtownych roszad, nic takiego. Proces przejścia od bezdusznej korporacji, co niegdyś zarzucano Królewskim, do klubu o jasno określonej filozofii kadrowej, przebiegł płynnie. Teraz idą oni jeszcze dalej, bo już nie tylko pierwszy zespół tworzą w oparciu o canteranos lub też krajowych zawodników. Zmiany dotyczą również podejścia względem trenerów pracujących w akademii Los Blancos, gdzie coraz odważniej stawia się na swoich. I co w tym wszystkim ważne, coraz wyraźniej zaprzecza krzywdzącemu stereotypowi, jakoby Real nie szanował swoich legend.

Oczywiście możemy mówić, iż cały ten mechanizm w dużej mierze napędziło choćby namaszczenie Zinedine’a Zidane’a na trenera pierwszej drużyny. Wiele osób twierdziło wtedy, że zdecydowano się wykonać taki ruch, bo Madryt, z zazdrości, chciał za wszelką cenę stworzyć własnego „Guardiolę”. To byłoby jednak niepotrzebne szukanie teorii spiskowych. Francuski szkoleniowiec otrzymał zaufanie z góry, bo właściwie wykonywał swoją pracę najpierw jako asystent Carlo Ancelottiego, a potem już samodzielnie prowadząc Castillę. Krótko rzecz ujmując – od dłuższego czasu był szykowany, by pewnego dnia poprowadzić seniorski zespół. No i trzeba przyznać, nawet pomimo degrengolady ligowej z bieżącego sezonu, że pomysł ten wypalił bardzo dobrze, na co dowodem są dwa triumfy z rzędu Królewskich w Lidze Mistrzów.

Nie dziwimy się więc, że skoro ten raz udało się Realowi osiągnąć sukces stawiając na człowieka, który z klubem związany był od wielu lat, miał białą koszulkę nie tylko na ciele lecz i w sercu, to i ta filozofia jest kontynuowana wobec innych.

Reklama

Jednym z beneficjentów takiego podejścia został jakiś czas temu chociażby Guti. Jako zawodnik legendarny pomocnik spędził w La Fabrice oraz Realu Madryt prawie ćwierć wieku, a teraz realizuje się już w roli trenera w drużynie Juvenil A. Co prawda jego ekipa odpadła już z młodzieżowej Champions League, aczkolwiek w poprzednim sezonie zgarnęła potrójną koronę. Z kolei latem młodzieżowcom przyglądał się sam Zidane, co też pokazuje, że Guti dobrze wykonuje swoją pracę. W El Chiringuito twierdzą nawet, iż dzięki temu w przyszłości pomocnik może nawet zastąpić Zidane’a. Niekoniecznie bezpośrednio, lecz jeśli utrzyma trend z dobrymi wynikami swojej sekcji, zapewne zostanie wzięty pod uwagę.

Jeszcze ważniejsze pod kątem wizerunkowym jest jednak ponowne zatrudnienie Raula Gonzaleza. Powszechnie uważano przecież, że Real zachował się wobec niego fatalnie, kiedy przed laty Hiszpan odchodził do Schalke, wypychając go za drzwi Santiago Bernabeu. Napastnik jednak wielokrotnie przyznawał, iż prawda leżała gdzieś indziej. – Chciałem jeszcze raz to podkreślić: inicjatywa wyszła ode mnie. Moje relacje z byłym klubem nie uległy pogorszeniu – opowiadał. Ba, w jego przypadku, a także Gutiego, to właśnie Los Blancos poszli na rękę swoim legendom pozwalając im swego czasu odejść za darmo. Po odejściu z Bernabeu napastnik otrzymywał nawet dopłatę do pensji ze strony Realu, co powinno zakończyć dyskusję na temat złego podejścia klubu względem niego.

Gonzalez Blanco wielokrotnie odwiedzał także ośrodek w Valdebebas. Gdyby rzeczywiście nie dogadywał się Florentino Perezem i jego świtą, nie moglibyśmy mówić o takich sprawach. Zresztą, po latach spędzonych najpierw w Niemczech, a potem w Katarze i USA wrócił jednak do macierzy i do niedawna pracował jako doradca dyrekcji generalnej Realu Madryt. Ostatnio jednak dziennik Marca ogłosił, iż były napastnik wkrótce znów zamieni garnitur na dres i podejmie się prowadzenia Juvenilu B.

To z kolei ma spowodować szereg zmian, jakie zajdą w La Fabrice oraz Castilli. Drużynę rezerw prowadzi obecnie Santiago Solari, jeszcze jeden człowiek, który niegdyś grał w piłkę w barwach Królewskich. Argentyńczykowi wygasa kontrakt wraz z końcem sezonu, a na jego miejsce ma wejść wcześniej wspominany Guti. W związku z tym awans do Juvenilu A otrzymałby Alvaro Benito (kolejny madridista z krwi i kości), a Raul przejąłby po nim właśnie Juvenil B.

Taki sposób działania Realu, budowy szkieletu jego akademii, pozytywnie wpływa na ogólne postrzeganie jej. Określenie „rodzinna firma” oczywiście byłoby to jeszcze przesadą, wszak trudno na tym poziomie biznesowym oraz sportowym nie da się realizować aż tak idyllicznych wizji. Można jednak działać tak, by to ludzie zasłużeni dla klubu tworzyli jego trzon, nadawali mu charakter. To banalne stwierdzenie, ale takim osobom zawsze „chce się bardziej” niż komuś, kto przychodziłby do La Fabriki tylko odrabiać pańszczyznę. Trzeba tylko trzymać kciuki za konsekwentne podtrzymywanie tego trendu.

Fot. NewsPix.pl

Reklama

Najnowsze

Hiszpania

Komentarze

2 komentarze

Loading...