Jeszcze pół roku temu był 426. w światowym rankingu. Minęło sześć miesięcy i zameldował się w pierwszej dwusetce, jako najmłodszy Polak od czasów Jerzego Janowicza. Ma 21 lat i papiery na duże granie. Oto Hubert Hurkacz. Gwiazda następnej generacji? Oby!
Początkowe etapy zawodowej kariery tenisowej to droga przez mękę. Trzeba jeździć na malutkie turnieje, do których prawie zawsze się dokłada. Bo policzcie na szybko: 10 tysięcy dolarów puli nagród – to niby ponad 30 tysięcy złotych. Sporo? Niby tak, ale jak podzielisz to na 32 zawodników w singlu, grupkę w kwalifikacjach i kolejną w turnieju deblowym – nagle okaże się, że osiągnięcie półfinału jest warte 500 dolarów, czyli jakieś 1,700 złotych. Zanim ktokolwiek pomyśli, że w sumie spoko co tydzień zarabiać taką kwotę, przypominamy: na turniej trzeba polecieć, zabrać trenera (który też rzadko pracuje charytatywnie), wynająć pokój w hotelu i tak dalej. Nagle 1700 złotych zaczyna wyglądać mocno blado.
Dopiero dziesiąty z Polski
Przeskok do trochę większych turniejów z pulą 25 tysięcy dolarów wciąż nie załatwia sprawy (3,600 dolarów za zwycięstwo, 2,100 za finał, 1,200 za półfinał). Bolesne, ale nie ma innej drogi na tenisowy szczyt. Właśnie tak wspina się Hubert Hurkacz, 21-latek z Wrocławia. I trzeba sobie powiedzieć wprost: robi to naprawdę dobrze. Na tyle, że jest już na etapie turniejów z pulą 75 tysięcy dolarów, w których powoli zaczyna się wygrywanie sensownych pieniędzy (6 tysięcy dolarów za finał, 11 za zwycięstwo). Hubert marzec zaczął właśnie od finału w Zhuhai, gdzie jednak znacznie ważniejsze od pieniędzy było dla niego 48 punktów do rankingu ATP. Tydzień później dołożył półfinał w Shenzen i kolejne 33 punkty. Dzięki nim zaliczył następny skok i po raz pierwszy w karierze znalazł się w pierwszej dwusetce rankingu.
Ktoś może w tym miejscu stwierdzić: no wielkie mi halo, co mnie obchodzi gość z okolic dwusetnego miejsca na świecie?! Cóż, to nie do końca tak. W męskim tenisie wiek ma bardzo duże znaczenie. Najprościej mówiąc: trzeba dojrzeć, nabrać siły i doświadczenia, żeby móc się liczyć w czołówce. W pierwszej dwudziestce rankingu jest tylko jeden gracz poniżej 22. roku życia (Alexander Zverev). Co więcej, my nie jesteśmy żadną tenisową potęgą i Hubert Hurkacz został właśnie zaledwie dziesiątym Polakiem, któremu udało się zajść tak wysoko. Co więcej, nikt poza Jerzym Janowiczem nie zrobił tego w tak młodym wieku.
– Awans do top 200 nie był moim celem. Chcę jeszcze w tym roku dostać się do czołowej pięćdziesiątki. Do tego wciąż daleka droga, ale nigdy nie wiadomo. Po prostu chcę grać dobrze i poprawiać moją grę. Mam nadzieję, że wygram kilka turniejów i będę się piął w górę – powiedział w rozmowie z oficjalną stroną ATP. Jakoś nie kojarzymy wielu sylwetek młodych polskich piłkarzy na stronie FIFA. To tak na poparcie tezy, że kogoś jednak interesują gracze z okolic 200. miejsca. Artykuł o Polaku został zatytułowany: „pięć rzeczy, które musisz wiedzieć o gwieździe Challengerów Hubercie Hurkaczu”.
Gwiazda challengerów mierzy nie tylko w top 50, ale także w występ w prestiżowym turnieju NextGen. Druga edycja zostanie rozegrana pod koniec roku w Mediolanie. To coś w rodzaju turnieju Masters, w którym gra ośmiu najlepszych zawodników sezonu. Z tą tylko różnicą, że w rankingu Race To Milan brani są wyłącznie zawodnicy do 21. roku życia. Póki co Hurkacz jest na 10. pozycji. Inaczej mówiąc: młody Polak znajduje się w bardzo wąskim gronie tenisistów, określanych przez ATP mianem „gwiazd następnej generacji”. Nieźle.
Jedno zwycięstwo i minie Janowicza
– Chcę dołączyć do innych gości z NextGen w czołowej setce rankingu i pozostać tam na resztę mojej kariery. Na razie miło by było zagrać w Mediolanie w tym roku – mówi. Dodajmy, że w pierwszej edycji najlepszy okazał się Hyeon Chung. Kojarzycie? To ten chłopak w oryginalnych okularach, który w styczniu dojechał aż do półfinału Australian Open. Po drodze stracił tylko dwa sety, a w walce o finał przegrał bardziej z kontuzją niż z Rogerem Federerem. Czy Huberta również stać na takie wyniki? Do tego daleka droga, ale jedno jest pewne: papiery ma.
A propos Australian Open. Dobra gra w challengerach pozwoliła Hurkaczowi zagrać w tym roku w kwalifikacjach do turnieju w Melbourne. Niestety, przegrał w 2. rundzie po zaciętym meczu z notowanym sto miejsc wyżej Matteo Berrettinim, nawiasem mówiąc trenowanym przez Vincenzo Santopardiego, czyli zięcia Zbigniewa Bońka.
– W październiku byłem około 400. miejsca, zagrałem pięć turniejów z rzędu, w których poradziłem sobie naprawdę dobrze, co skutkowało startem w kwalifikacjach Australian Open. To bardzo pomogło mi mentalnie, bo zacząłem wierzyć, że mogę wygrywać challengery – mówi. – Bardzo poprawiłem swoją grę od jesieni. Jeśli uda mi się utrzymać formę, wiem, że zwycięstwa same przyjdą.
Na razie gra kolejny turniej w Chinach, tym razem w Qujing i dziś zameldował się w ćwierćfinale. Jutro zagra z Alexem Boltem, tym samym, z którym przegrał 7:5, 6:7, 2:6 w finale dwa tygodnie temu. W tym meczu będzie chodziło nie tylko o półfinał i 29 punktów rankingowych, nie tylko o 3,765 dolarów i o rewanż za Zhuhai. Jeśli Hurkacz wygra, awansuje o kolejnych kilkanaście miejsc i wyprzedzi Jerzego Janowicza, zostając najwyżej notowanym polskim graczem. Symptomatyczne.
Setka do końca roku? Realne
Co bardzo ważne, Hurkacz ma naprawdę wielkie szanse na to, żeby przez najbliższe miesiące tylko piąć się w rankingu. W ubiegłym roku wiosną walczył głównie w turniejach rangi Futures, albo w małych Challengerach, gdzie często startował od kwalifikacji. Grał nieźle, ale punktów zdobywał bardzo niewiele. Od teraz do października ma do obrony zaledwie 77 oczek. Czy to dużo? Cóż, wygrana w Qujing jest wyceniana na 80. Inaczej mówiąc: gdyby Hubertowi udało się wygrać w tym tygodniu w Chinach, do końca roku będzie już tylko zyskiwał. Do setnego miejsca traci w tej chwili około 300 punktów. Zdecydowanie: pierwsza setka w tym roku to wcale nie jest mission impossible.
Duży wpływ na przyspieszenie kariery Hurkacza miał Paweł Stadniczenko. Doświadczony trener zaczął z nim pracować jesienią, kiedy tenisista wypadł z czwartej setki rankingu. Sześć miesięcy później HH jest na prostej drodze do Top 100.
– Trener bardzo mi pomógł zwłaszcza pod względem mentalnym. Nauczył mnie zachowywać pozytywne nastawienie. To była największa zmiana. Jestem dzięki temu solidniejszy w czasie meczów, nie mam tylu wzlotów i upadków. Rywalizuję na wyższym poziomie i teraz jestem w stanie wygrywać – podkreśla. W jednym z wywiadów tłumaczył też, że zmienił bardzo zmienił nastawienie. Wcześniej miał wobec siebie ogromne oczekiwania i potrafił sam siebie zniszczyć zbyt dużą presją. – Nauczyłem się spokojnie znosić porażki i wyciągać z nich jak najwięcej wniosków. W całym roku jest wiele turniejów. Do każdego podchodzę tak, że mogę go wygrać, ale wiem, że jeśli się nie uda, to za tydzień będę miał kolejną szansę.
Bardzo cenne były też wspólne treningi z Lucasem Pouille. 10. zawodnik światowego rankingu po raz pierwszy odbijał z młodym Polakiem na Florydzie. Potem zaprosił go do wspólnych przygotowań w Dubaju. – To było wspaniałe doświadczenie. Bardzo dużo mi to pomogło – nie kryje Hurkacz. Trudno powiedzieć, czy to czysty talent, czy zasługa trenera, czy pomoc Francuza. Ale dziś nadzieja polskiego tenisa potrafi zagrywać na przykład tak:
Hurkacz mierzy wysoko i nie boi się mówić o ambitnych planach. Chce jak najszybciej dołączyć do światowej czołówki i pozostać w niej przez lata. W realizacji tego celu z pewnością może mu pomóc finansowanie, które właśnie otrzymał od Międzynarodowej Federacji Tenisowej. ITTF przyznała 23 najbardziej obiecującym tenisistkom i tenisistom Grand Slam Grant, czyli 25 tysięcy dolarów na rozwój kariery. Co ważne, obok Hurkacza podobne wsparcie otrzymali także Magdalena Fręch i Kamil Majchrzak (a kilka lat wcześniej między innymi Gustavo Kuerten, Wiktoria Azarenka, czy sensacyjna mistrzyni Roland Garros Jelena Ostapenko).
Nawiasem mówiąc, stwierdzenie „Hurkacz wysoko mierzy” dotyczy nie tylko jego ambicji. Młody tenisista ma 195 centymetrów wzrostu, a jako dzieciak trenował koszykówkę. Dziś to pozwala mu na korcie serwować prawdziwe petardy.
Kto wie, może nawet dojdzie do tego, że Urbański przestanie być najbardziej znanym Hubertem w Polsce? Skojarzenie z „Milionerami” jak najbardziej na miejscu, bo najlepsi tenisiści na świecie zarabiają, jak mało kto. Na razie jednak Hubert musi powalczyć w Qujing o 10,800 dolarów. Zaznaczamy odpowiedź B: “zwycięstwo” i tak, to nasza ostateczna decyzja.
JAN CIOSEK
Fot. Newspix.pl