Z czego kojarzymy Driesa Mertensa? Na pewno z przebojowych rajdów, udanych dryblingów i skuteczności, której nie powstydziłby się nawet Wasilij Zajcew. Napastnik Napoli ma jednak też drugie oblicze, chyba jest jeszcze bardziej imponujące od piłkarskiego. O co dokładnie chodzi? Otóż Mertens pomaga. Bezdomnym, chorym, dzieciom w Afryce, zwierzętom. Wszystkim. I to na naprawdę imponującą skalę.
Zaangażowanie w szeroko rozumianą działalność charytatywną to dla Belga coś naturalnego. Mertens poświęca na to mnóstwo czasu i własnych pieniędzy, ale to akurat nie ma dla niego większego znaczenia. Liczy się przecież się efekt końcowy, a ten zawsze będzie lepszy, jeśli pod jakąś akcją podpisze się taka postać jak Dries Mertens. – To plusy popularności. Dzięki temu możesz przyjść do szpitala i swoją wizytą skraść komuś dzień – mówił w rozmowie z Bleacher Report.
Napastnik Napoli w miejscowych szpitalach pojawia się regularnie. Odwiedza tych najbardziej chorych i pomaga finansowo tym, dla których jest jeszcze nadzieja. Wizytę Mertensa bardzo dobrze zapamiętała chociażby rozkochana w Belgu kilkunastoletnia Aurora. Piłkarz spędził z dziewczynką praktycznie cały dzień, by na koniec na szpitalnym korytarzu zorganizować pokazowy ślub.
Pomagając chorym, Mertens wychodzi też daleko poza Neapol. Słyszeliście o szalejącej w Wenezueli inflacji? Jeśli nie, to dużym skrócie – sytuacja w kraju jest fatalna, a pieniędzy nie ma nawet na lekarstwa dla najciężej chorych. Rządzący krajem prezydent Nicolas Maduro niedawno chciał wymieniać je na diamenty, które są jednym z bogactw naturalnych Wenezueli, a gdy to nie wypaliło, zaapelował do obywateli, by leczyli się ziołami. Gdy Mertens dowiedział się, jak trudna jest sytuacja chorych w całym kraju, od razu zakupił solidną porcję najbardziej potrzebnych leków i wysłał tamtejszym szpitalom. Do dziś zresztą pomaga im w ten sposób.
Kibice Napoli, doceniając swojego piłkarza, nadali mu pseudonim Ciro. Pasuje jak ulał, bo św. Cyrus (polska wersja) działał w bardzo podobny sposób. Podobno miał dar uzdrawiania i leczył wszystkich, którzy potrzebowali takiej pomocy, co w jego czasach nie było wcale oczywiste. Ręce Mertensa może i nie leczą samoczynnie, ale piłkarz bez wątpienia robi dla chorych bardzo dużo.
Klubowego kolegę Milika i Zielińskiego ze św. Cyrusem łączy jeszcze jedno. Mertens podejmuje sporo charytatywnych przedsięwzięć, ale z reguły nie szuka rozgłosui poklasku dla siebie. Robi to przede wszystkim, by tym, którym jest ciężko w życiu, chociaż przez krótką chwilę było trochę lżej. Takie założenie przyświecało mu na przykład w grudniu ubiegłego roku, gdy do spółki z kumplem w miejscowej pizzerii nakupili margherity, którą następnie rozdali bezdomnym z dworca kolejowego. Ubogie rodziny z Neapolu i okolic też bardzo długo nie zdawały sobie sprawy, że regularnie dostarczane im ubrania i żywność, to także prezent od Mertensa.
Cicho nie było za to o akcji, którą Belg zorganizował dla gwinejskiej wioski Meliandou. Wszystko zaczęło się od zdjęcia, które pojawiło się na instagramowym profilu National Geographic. Fotografia przedstawiała dzieci uczące się francuskiego w miejscowej szkole, a uwagę piłkarza przykuł chłopak w koszulce z nazwiskiem Mertens na plecach. Decyzja o tym, aby odnaleźć małego fana i podarować mu meczówkę z autografem zapadła od razu. Kiedy jednak Mertensowi nakreślono, co dokładnie dzieje się w Meliandou, gdzie swój początek miała epidemia eboli, plany uległy delikatnej zmianie.
Ostatecznie koszulki Napoli trafiły do każdego dziecka z miejscowej szkoły. Oprócz tego pierwsza nadana przez Belga paczka (kolejne wysyła cały czas) zawierała też inną odzież, lekarstwa i przedmioty pierwszej potrzeby. Nic wielkiego, ale dla dzieci, którym wirus eboli zabrał całe rodziny, rzecz po prostu bezcenna.
Mertens says he loves dogs:
„Sometimes people treat you well because you’re a footballer and you’re famous, but a dog doesn’t know it!” pic.twitter.com/TVIuZfhNbr
— Messi Minutes (@MessiMinutes) April 7, 2017
Za swój obowiązek Mertens uważa także pomaganie zwierzętom. Dzięki jego zaangażowaniu udało się uratować schronisko w Neapolu, które z braku pieniędzy miało zostać zamknięte. Belg nie dość, że wyrównał wszystkie długi, to jeszcze sypnął hajsem na bieżącą działalność, a za pośrednictwem mediów społecznościowych zaapelował o pomoc dla schroniska oraz – aby dać przykład innym – adoptował psa. A jeśli pamiętacie, jak kiedyś po zdobyciu gola z Romą Mertens cieszył się, udając psa, to tak – w ten sposób też chciał zwrócić uwagę na problemy psów ze schroniska.
Trzeba przyznać, że jak na jednego gościa, Mertens robi naprawdę dużo. Jego pozasportowej działalności zwyczajnie nie da się nie doceniać. To zresztą i tak nie wszystko, bo na pomoc zawodnika Napoli mogą liczyć też lokalne organizacje charytatywne i domy dziecka. Piłkarz i jego żona w najbliższych planach mają zresztą adopcję.
Kwestią czasu są też kolejne akcje charytatywne. Mertens, który w Neapolu znalazł swój drugi dom, chce tam zostawić po sobie trwały ślad. Częściowo tę misję realizuje na boisku strzelając kolejne gole, a częściowo pomagając komu tylko się da. Jak mówił dziennikarzom Bleacher Report, to opłacalny „biznes”, bo on sam także na nim korzysta. – Nie mogę powiedzieć, że jestem religijnym człowiekiem. Wierzę jednak, że jeśli ludzie, którzy cię otaczają, są szczęśliwi, to ty też jesteś szczęśliwy, a twój świat staje się piękniejszy. To właśnie moje credo.
Fot. newspix.pl